[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był to niewątpliwie najweselszy człowiek, jakiego Jeff spotkał, pełen nieodpartego optymizmu i olśniewających wizji przyszłości.Zawsze przynosił chłopcu prezenty, nauczył go też cudownych, magicznych sztuczek, których Jeff nigdy nie zapomniał.Wujaszek Willie rozpoczynał karierę w „Karnawale” jako magik i w dogodnej chwili, gdy przedsiębiorstwo doszczętnie wypłukało się z pieniędzy - przejął interes.Jeffa w wieku czternastu lat osierociła matka, która zginęła w wypadku samochodowym, a dwa miesiące później ojciec poślubił dziewiętnastoletnią kelnerkę z cocktail-baru.„Mężczyzna nie powi­nien żyć sam, to jest przeciw naturze” - tłumaczył synowi, ale nigdy nie zdołał przełamać jego głębokiej urazy.Ojciec Jeffa znalazł sobie pracę jako objazdowy sprzedawca i co tydzień spędzał trzy dni poza domem.Pewnej nocy, gdy w domu oprócz Jeffa znajdowała się tylko jego macocha, chłopca obudziło delikatne trzaśniecie drzwiami, a po chwili poczuł na sobie dotyk ciepłego, miękkiego ciała.Aż usiadł z przerażenia.- Obejmij mnie Jeffie - szepnęła macocha.- Boję się tych grzmotów.- Przecież wcale nie grzmi! - wyjąkał Jeff.- Ale może zagrzmieć.W gazetach pisali, że będzie deszcz.- Przylgnęła do niego całym ciałem.- Kochaj mnie, skarbie.Chłopca ogarnęła panika.- Dobra.Możemy to zrobić w łóżku taty?- Dobrze! - zachichotała.- Ależ ty jesteś zboczony!- Zaraz tam przyjdę! - obiecał Jeff.Wyśliznęła się z łóżka i przeszła do drugiej sypialni.Chyba nigdy w życiu Jeff nie ubierał się tak szybko.Wyskoczył oknem i podążył do Cimarron w Kansas, gdzie właśnie zatrzymał się cyrk wujaszka Willie.Nawet nie obejrzał się za siebie.Na pytanie wujka, dotyczące ucieczki z domu, odpowiedział krótko:- Nie mogłem się dogadać z macochą.Wujek Willie zadzwonił do ojca Jeffa i po dłuższej dyskusji postanowiono, że chłopiec pozostanie w „Karnawale”.- Żadna szkoła nie nauczy go tyle co „Karnawał” - zapewniał wujaszek.„Karnawał” był małym, zamkniętym światem.- To nie jest żadna szkółka niedzielna - wyjaśniał wuj Willie.- Jesteśmy mistrzami artystycznego robienia w jajo.Ale zapamiętaj sobie, synku, że nie wykiwasz człowieka, który sam nie chce być wykiwany.W.C.Fields powiedział kiedyś mądrze: „Nie można oszukać uczciwego człowieka”.Wszyscy artyści stali się wkrótce kumplami Jeffa.Dzielili się oni na „ludzi z frontu”, mających koncesje na wykonywanie sztuczek, i „ludzi z tyłów”, uczestniczących w przedstawieniach w rolach „Grubej Pani”, czy „Damy z tatuażem”.Osobną grupę stanowili operatorzy, którzy zza kulis decydowali o wynikach gier.W „Kar­nawale” było też sporo ponętnych dziewcząt, lgnących do młodego chłopca, jak do miodu.Jeff po matce odziedziczył wielką wrażliwość, a po ojcu - łagodne spojrzenie ciemnych oczu, z tego też powodu między dziewczętami trwała ostra i zażarta walka o przywilej pozbawienia go dziewictwa.Pierwszych seksualnych doznań do­starczyła Jeffowi piękna, zwinna akrobatka, która na długie lata ustaliła jego wymagania na poziomie, do którego wszystkie następne partnerki musiały się dopasować.Wujek Willie wtajemniczał Jeffa we wszystkie sztuczki związane z prowadzeniem „Karnawału”.- Pewnego dnia cały ten interes będzie twój - oświadczył mu kiedyś - ale jest tylko jeden sposób, żebyś się w nim utrzymał: musisz wiedzieć o nim więcej niż ktokolwiek inny.Jeff zaczął od zabawy w sześć kotków, tricku w stylu „hokus-pokus”, w którym gracze za opłatą rzucali kulami w wizerunki sześciu kotów, namalowane na płótnie, usztywnionym od spodu drewnem.Ich celem było strącenie kotów do podwieszonej z tyłu siatki.Operator kierujący grą demonstrował z przekonywającą łatwością strącanie kotków, ale kiedy klient spróbował go na­śladować, facet nazywany „artylerzystą” i ukryty z tyłu, podnosił specjalny pręt, w wyniku czego kotki stały jak wmurowane, odporne nawet na uderzenie młota.Sam Sandy Koufax nie potrafiłby ich poruszyć.- Hej, rzucacie za nisko! - pouczał rozczarowanych klien­tów operator.- Trzeba dobrze wycelować i rzucić miękko, dokładnie.Miękko i dokładnie - to było hasło, na które ukryty „ar­tylerzystą” zwalniał dźwignię, i operator siał wśród kotków spus­toszenie.Potem pouczał klientów jeszcze raz:- Widzicie o co chodzi? - Na ten sygnał artylerzystą z po­wrotem unosił pręt.Zawsze znalazł się jakiś wiejski mądrala, płonący żądzą popisania się celnym rzutem przed stojącą obok rozanieloną dziewczyną.Jeff obsługiwał też grę w „oczko”.Wielkie „szpilki” ustawione były rzędem, a klient zarzucał na nie gumowe pierścienie.„Szpilki” były ponumerowane i jeżeli suma „trafionych” wyniosła dwadzieścia jeden - wtedy klient wygrywał kosztowną zabawkę.Sztuka polegała na tym, że szpilki były oznaczone na obu końcach różnymi numerami i w ten sposób operator prowadzący imprezę mógł zawsze ukryć numerek brakujący do 21, dzięki czemu szansę grających spadały do zera.Któregoś dnia wujaszek rzekł do Jeffa:- Robisz postępy, chłoptasiu, i jestem z ciebie dumny.Czas żebyś wreszcie zabrał się do skillo.Operatorzy skillo stanowili śmietankę całego karnawałowego towarzystwa - wszyscy inni spoglądali na nich z wielkim respek­tem.Zarabiali najwięcej, mieszkali w najlepszych hotelach, roz­bijali się najlepszymi samochodami.Do gry w skillo używano płaskiego koła ze strzałką, wyważoną bardzo dokładnie na szklanej podstawce, z cienkim kawałkiem papieru umieszczonym w środku.Kółko podzielone było na ponumerowane sektory; gdy „klient” rozkręcał je i strzałka zatrzymała się na jakimś numerze, numer ten zostawał wyłączony z gry.Klient płacił znowu większą już stawkę, rozkręcał koło i eliminował kolejny numer.Operator skillo informował, że w przypadku wyeliminowania wszystkich numerów klient wygrywa ogromną sumę pieniędzy.Kiedy ilość wolnych numerów zmniejszała się, operator zachęcał rozanielonego „jele­nia” do kontynuowania gry.Patrzył na niego z przerażeniem i szeptał:- Słuchaj pan, ja nie mam tej gry na własność, ale nie lubię przegrywać.Zakładam się o dziesięć dolarów, że pan wygra.Teraz już nic nie odbierze panu nagrody [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl