[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Llyn gwałtownie wyprostowała się i serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi.Tylko jedna wiadomośćmogła być gorsza od tej.- Toren.? - wykrztusiła z najwyższym trudem.- Nie, Torenowi nic się nie stało.- Lady Beatrice ponownie nabrała tchu, usiłując odzyskać spokój.- Ardenzostał zamordowany przez swoich kuzynów, prawdopodobnie przez Bełdora.W ciemnościach wzięli go zaTorena.- Wiedziałam, że coś się szykuje! - Llyn zerwała się z ławki.- Ostrzegałam ich od miesięcy, ale aniArden, ani Dease, ani Toren nie chcieli mnie słuchać! - Czasem niedobrze jest mieć rację - powiedziała ladyBeatrice.- Biedny Arden! - powiedziała Llyn.- Być może - nadleciał szept z balkonu.- Dlaczego mówisz być może"?- Arden przyszedł po balu do Torena, żeby go ostrzec i przyznać się do udziału w spisku, którego celembyło zamordowanie go.- Arden?- Tak - potwierdziła z niewymownym smutkiem lady Beatrice.- Arden.Właśnie on.I zaczęła płakać.Llyn widziała ją opartą o poręcz, zakrywającą dłonią oczy i łkającą tak, jakby opłakiwałaswoje własne dziecko.Minęła długa chwila.- Wciąż nie mogę tego pojąć - powiedziała w końcu Llyn.-Arden? Wydawał się ostatnią osobą, któramogłaby być zamieszana w.zdradę.A inni? Arden i Beldor to dość niedobrana para.Niezbyt się lubili.- Samul - powiedziała lady Beatrice.Przynajmniej to nie było żadną niespodzianką.Samul nigdy nie bał się działać i nadmiernie ufał swoimumiejętnościom oceny sytuacji.- Kto jeszcze?- Nie wiemy.Strzała trafiła Ardena, kiedy chciał wyjawić nazwiska wspólników.- Co się stało z Beldorem i Samulem?-Toren i Dease pojechali za nimi.Gdyby nie ogłuszyli Dea-se'a pod murem otaczającym ogród Torena,pewnie by ich powstrzymał, ale napadli na niego znienacka, gdy szedł po balu porozmawiać z Torenem.- Dease jest ranny? - Lekko.Wyzdrowieje.- Ale Torenowi nic się nie stało?- Na ciele nie.- Z pewnością bardzo to przeżywa - powiedziała Llyn, czując niewymowną ulgę na wieść, że Torenowi nicsię nie stało.- Jego kuzyni.-Llyn? Nie zamierzamy rozgłaszać, ze napastnikami byli Renne.- Oczywiście - powiedziała.A czy kiedyś było inaczej? Przez chwilę obie milczały.- Przykro mi z powodu tego, co się stało, Llyn.- Tak, biedny Arden.Widocznie poczucie honoru zwyciężyło i.- Nie o tym mówię - przerwała jej lady Beatrice.- Och.- Llyn nabrała tchu.- Z czasem o tym zapomnę.Chociaż nie.Nie.Nigdy nie zapomnę o tym, costało się na balu, ale tej nocy miały miejsce znacznie gorsze rzeczy i warto o tym pamiętać.- Nie bez powodu słyniesz ze zdrowego rozsądku.- Och łatwo zachować dystans, kiedy nigdy nie wychodzi się z czterech ścian.Znów zapadła chwila niezręcznego milczenia.- Mam prośbę.Llyn zdrętwiała.-Tak?- Lord Carral Wills pozostanie u nas przez kilka dni.Usiłowałam znalezć faelska lutnię, która sprostałabyjego umiejętnościom.Czy wciąż masz tę swoją, a jeśli tak, to czy mogłabym ją pożyczyć?- Mam i możesz ją wziąć, ale czy dobrze cię zrozumiałam.Lord Carral Wills, ten minstrel?- Tak.Jeszcze nie powiedziałam ci wszystkich smutnych wieść.Jego córka, Elise, rzuciła się z mostu dorzeki.Jej ciała nie znaleziono.Llyn pokręciła głową.Co za okropna noc! Alaan - i ona - nie zdołali uratować Elise, i spójrzcie, co sięstało.Czy Alaan w ogóle dokonał czegoś tej nocy?- A jej ojciec przybył do nas - domyśliła się - żeby dokonać zemsty na swoim bracie, który chciał wydać jąza mąż wbrew jego i jej woli.- Nie.To bardziej skomplikowane.My uznamy lorda Carrala Willsa prawowitą głową rodu Willsów.Przekażemy mu Wyspę Bitwy, a on zostanie naszym sojusznikiem.Kiedy ta wiadomość się rozejdzie,powinna osłabić pozycję Menwyna.On jest uzurpatorem i wszyscy o tym wiedzą.Co innego, kiedy lordCarral mieszkał pod tym samym dachem i godził się z tym, co robi jego brat.Wtedy poczynania Menwynawydawały się prawnie uzasadnione, ale teraz.- Myślisz, że to coś da?- Menwyn Wills nie jest lubiany przez wszystkich sojuszników Willsow.Niektórzy mogą dojść downiosku, że teraz mają prawo odmowie mu pomocy.Być może niejedna szlachecka rodzina uzna lordaCarrala głową rodu.Ponadto Menwyn i książę Innes nie będą mieli pretekstu do wypowiedzenia wojny, conieuchronnie zaniepokoi część ich sprzymierzeńców.Przygotowując się do wojny, nie będą mogli liczyć nawsparcie Wyspy.Mimo to dowojny dojdzie.Pragnie jej bowiem Menwyn i książę Innes, lecz teraz nasza pozycja jest znaczniesilniejsza, niż zaledwie kilka godzin wcześniej.Lord Carral także ma wielu sprzymierzeńców wśród Willsów.Jeśli zwyciężymy w pierwszych bitwach, może dadzą się przekonać, że powinni opowiedzieć się po jegostronie.- Ufasz mu?- Tak.Ty też mu zaufasz, kiedy go poznasz.- To raczej mało prawdopodobne.- Och, myślę, że go polubisz.Teraz, kiedy tak wielkodusznie pożyczyłaś mu swoją faelską lutnię,przyjdzie tutaj i zagra dla ciebie.Nie zapominaj, Llyn, że on jest niewidomy.Zapomniała o tym.Może więc mimo wszystko zostaną przyjaciółmi.10Poranne mgły zalegały w strzępach nad Wynnd, odsłaniając odcinki brzegu i rzeki.W miejscach, gdzieprzedzierało się przez nie słońce, woda wydawała się parować.Elise zanurzyła dłoń w chłodny nurt, złożywszy głowę na opartej na nadburciu ręce.W milczeniuobserwowała swoje palce wykonujące powolny taniec w zielonej wodzie.Potem wstała i spojrzała napołudnie, skąd przypłynęli.Twarz miała skupioną i niespokojną.Tam zauważył, że tego ranka zrobiła to jużze dwadzieścia razy.Wiedział, że obawia się Hafydda, i niepokoiło go to.Nic nie powiedział pozostałym otym kim się stała Elise.Sam nie wiedział, dlaczego.Czy oni domyślali się? Baore na pewno wiedział.Jakmógłby nie wiedzieć?Może Sianon zmusza ludzi, aby byli jej wierni - pomyślał Tam.- Nikł jej nie zdradzi.Rozejrzał się po rzece.W tym miejscu płynęła szeroko, leniwie, usiana tu i ówdzie łodziami i barkami, napół skrytymi w niskowiszącej mgle.Na brzegach wierzchołki drzew wynurzały się ze spowijającego rzekę oparu, aprzeświecające przezeń słońce od czasu do czasu oświetlało zabudowania gospodarstw.Tam powoli powiódłwzrokiem wzdłuż brzegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]