[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuła mocny zapach tłumu, ciał omywanych tylko przez piasek.- Przepraszam, panienko - powiedział jakiś miły głos tuż obok.- Ale ty chyba nie jesteś Kalwaryjką? Czyżbyś pochodziła z Domesdysu?Wdzięk odwróciła się.Zobaczyła młodego marynarza o beżowym futrze i włosach krótkich jak włosie szczotki.- Nawet nie wiesz, jak to dobrze zobaczyć jasną twarz z dala od domu! - ciągnął.- Słońce rozjaśniło ci włosy.a może jesteś z Islandii?- Nie - odparła.- Jestem z Zachodniej Rubieży.- Bogowie! Nie mogę w to uwierzyć! Pochodzę z Ruche! - Ruche leżało tuż obok Rubieży.Jego radość była zaraźliwa, Wdzięk uśmiechnęła się ostrożnie.- Może miałabyś ochotę na szklaneczkę? Tak bardzo chciałbym porozmawiać o domu.„Nie wie, że jestem lemanką”, pomyślała.„Zresztą, skąd ma wiedzieć? Cudzoziemiec może mieć tuzin powodów, aby odwiedzić stolicę”.Pomyślała o Transcendencji, śpiącym w mieszkanku na siódmym piętrze.Uśmiechnęła się i pozwoliła, aby tłum popchnął ją bliżej ku mężczyźnie.Zabrał ją do kamiennego, cichego baru, gdzie przy stolikach na wysokich stołkach siedzieli marynarze z całej Dywinarchii i nieskromnie odziane Kalwaryjki.Barmanka postawiła przed nimi kieliszki solnej wódki.Marynarz pokazał Wdzięk, jak je opróżnić jednym ruchem.Roześmiał się, kiedy się wykrzywiła.- Nie jesteś przyzwyczajona do picia? Ile masz lat?Mogła mu powiedzieć.Ale nie zrobiła tego.- Och.Dwadzieścia jeden.Mój ojciec jest kupcem.Przenieśliśmy się do Samaal trzy lata temu.- Poczuła, że się czerwieni.Zupełnie nie umiała kłamać.Nie wypytywał jej, chciał porozmawiać o domu i rodzinie.Był najmłodszym z trzynaściorga dzieci w gospodarstwie przy soli i jedyną szansą dla niego było morze.Tęsknił za solą.Czasami na pokładzie, mówił, podnosił głowę znad lin i myślał, że morze jest lśniącą solą.Wołanie latających ryb przypominało beczenie owiec.Popołudnie przeminęło, a on wciąż gadał.Jego głos rwał się z tęsknoty i zamroczenia alkoholem.Wdzięk nie nudziła się; pulsowało w niej dziwne, głuche podniecenie.Wiedziała, że też jest pijana, ale wcale jej to nie obchodziło.Kiedy, podczas opróżniania szóstego kieliszka, marynarz objął ją niedbale, przytuliła się do niego.- Ostrożnie - jęknął.- Mam dwa złamane żebra i jeszcze się kuruję.- Dlaczego nie poszedłeś do flamena?Wzruszył ramionami.- Mają na głowie ważniejsze sprawy od marynarza, co to sam się wyleczy.Nie bolą za bardzo, tom się nie przejmował.Miałem.inszą robotę.- Pocałował ją niezdarnie.Przeszyło ją podniecenie.- Jesteś słodka - powiedział.Odezwały się w niej lata szkolenia.Nalegała głupio:- Powinieneś iść do flamena! Mój flamen.Braciszek Transcendencja, może uczynić cud.- Czekaj.- odsunął się.Starannie dobierając słowa, zapytał: - Twój flamen?- Tak! Byłby szczęśliwy.- Jesteś.jesteś lemanką? - Wstał, potrącił stolik, który zwalił się na podłogę, rozrzucając wokół kieliszki, które opróżnili.- Jesteś lemanką.I chciałaś.O bogowie! - Cofnął się, na jego twarzy malowało się obrzydzenie.Goście gapili się na nich.- Ja chciałem.Wynoś się stąd!Wdzięk nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.Z dłońmi przyciśniętymi do ust obróciła się na pięcie i wybiegła.Pijana, miała wrażenie, że przedziera się przez wodę.Oślepiały ją łzy, kiedy pokonywała setki metalowych schodów, dopóki nie znalazła się sama, zdyszana, zgięta wpół na pustej, skąpanej w słońcu ulicy.Słońce na niebie przygotowywało się do snu w czerwonym pyle unoszącym się znad zachodnich zboczy.W powietrzu tańczył kurz, psy leżały na schodach, wywalając jęzory.Wdzięk otuliła się kurtką.Po policzkach spływały jej łzy.Jak mogła się tak zapomnieć? Dlaczego wydawało jej się, że tego chciała? Dlaczego myślała, że ujdzie jej to na sucho w mieście tak pobożnym jak Samaal?Znała tylko jedno lekarstwo na takie nieszczęście.Jedno jedyne.Pchnęła metalowe drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]