[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Islandczyk przyłożył wil-gotną ściereczkę do głowy Aurory.Hrabianka jęknęła, głównie po to, by pokazać,40jak dzielnie się sprawuje pomimo bólu, ale miewała się już dość dobrze.Wciążbyła trochę zamroczona, co nie wróżyło najlepiej, ale z pewnością ból już jej niedokuczał.Móri znał przecież sztukę jego uśmierzania.Szlachetnie urodzona gospodyni z troską pochylała się nad Aurorą Tiril stałaprzy niej tak blisko, że mogła zobaczyć jej twarz przez welon.Móri podniósłwzrok i ujrzał to samo:Ta kobieta nie nosiła żałoby.Czarny welon zasłaniał solidnie podbite oko,a także krwawe wybroczyny wokół nosa i ust.Biedna kobieta, jakiż to los ją spotkał?Móri spytał spokojnie: Czy hrabianka Aurora może tu zostać, dopóki nie dojdzie do siebie? Sądzę,że niewłaściwe byłoby ją teraz przenosić. Rozumiem odparła dama, z lękiem zerkając na drzwi. Oczywiście,niech zostanie, tylko. Tylko mąż pani może przyjść? dokończył Móri. Tak odparła po chwili wahania. On.jest chory i potrzebuje spokoju.A więc. Ależ, moi drodzy, ja się już dobrze czuję przesadnie szybko oświadczyłaAurora, próbując się podnieść.Móri jej na to nie pozwolił.Zamyślony przez długą chwilę obserwował zawoalowaną damę. Sądzę, że małżonek pani teraz się nie pojawi rzekł powoli.Zapanowała pełna napięcia cisza. Panno Auroro. podjął Móri. Być może nie będziemy musieli faty-gować pani matki? Może mimo wszystko trafiliśmy właściwie?Aurora, dotychczas przejęta swymi niezwykłymi dolegliwościami i nagłymzainteresowaniem jej osobą, zdumiona popatrzyła na kobietę w żałobnej sukni. Księżna Theresa? Czy to naprawdę pani? Za młoda! wyrwało się przerażonej Tiril Owszem, jestem Theresa odparła z rezerwą zdziwiona dama. Och, to znaczy, że przypadkiem nam się udało uradowała się Aurora.Dzięki Bogu, bo moja droga matka bywa czasami niezno.nie czuje się najlepiej. Co to ma wszystko znaczyć? dopytywała się księżna. Czy wy mnieznacie?Aurora tłumaczyła z zapałem: Oni mają do ciebie jakąś sprawę, droga Thereso, zaproponowałam, że za-prowadzę ich do swojej matki, aby mogli się upewnić, czy to ciebie szukają, alezabłądziliśmy na zamku, a potem ten straszny człowiek uderzył mnie w głowęi.Wtrącił się Erling, chcąc zaprowadzić jakiś porządek: Jaśnie pani, temat, jaki chcemy z panią poruszyć, wymaga zachowania ab-solutnej dyskrecji.Proponuję, aby wyznaczyła nam pani czas i miejsce rozmowy.41Księżna nie odpowiedziała.Wyrazu jej twarzy przysłoniętej welonem nie dałosię odczytać.Teraz włączyła się Catherine: Ze względu na okoliczności niestety nie zdążyliśmy się przedstawić.Je-stem baronówna Catherine van Zuiden, a to mój narzeczony Erling von Mller,moja przyjaciółka i mój medyk.Przyjechaliśmy z daleka, aby się z panią spotkać. Możemy porozmawiać od razu odparła księżna. Pokój naprzeciwkojest pusty, ci, którzy mieli go zająć, nie przybyli.Móri poprosił pokojówkę o zajęcie się hrabianką Aurorą, której przez jakiśczas jeszcze nie wolno wstawać.Oburzona Aurora koniecznie chciała im towa-rzyszyć, a sądząc po ciekawości bijącej z oczu pokojówki, ona także miała na toochotę.Erling jednak okazał upór.Sprawa, z którą przybywali, była nadzwyczajkonfidencjonalna. Ale was jest przecież tak wiele! protestowała Aurora. Potrafię do-chować tajemnicy! Wiemy o tym powiedział Móri. Wiemy, że jest pani dobrym człowie-kiem, panno hrabianko.Ale nasz zleceniodawca zabronił nam rozmowy z kimkol-wiek innym poza księżną. Jaki zleceniodawca? gniewnie spytała w duchu Tiril. Powinniśmy uszanować jego życzenie stwierdziła księżna Theresa.Niedługo wrócimy.Tiril, spięta, nie mogła jasno myśleć.Serce waliło jej w piersi, dłonie bezu-stannie zaciskały się i otwierały na przemian.Miała wrażenie, że nie może za-czerpnąć oddechu, czuła, że jej twarz jest jak maska.Z niejasnego powodu starałasię przez cały czas trzymać z tyłu, stać za kobietą, która miała być jej matką.Nasamą myśl o czekającej ją konfrontacji Tiril ogarniał paniczny lęk.Przestała jużufać własnym emocjom i swej zdolności panowania nad sobą, pewnie dlatego nieważyła się na żadne odczucia.Boże, niechże ten koszmar już się skończy, błagała.Koszmar płynący ze strachu przed reakcjami, które musiały nastąpić.Rozdział 7Czego ci obcy ludzie ode mnie chcą? Nie mogę teraz z nikim mówić.Przera-żają mnie, chociaż patrzą życzliwie.Ze współczuciem.Jak gdyby rozumieli?Nie mam już więcej sił.Chcą ze mną poważnie rozmawiać.Cóż oni wiedząo powadze?Tęsknota.Gdyby znali to uczucie, nie dręczyliby mnie.Uderzenia w twarz to nic w porównaniu z pełną goryczy tęsknotą.Nie stać mnie już na nic, akurat teraz nie stać mnie zupełnie.Czuję się upoko-rzona.Nie mam skąd czerpać sił.Jak mógł pobić mnie właśnie tutaj, na Akershus? Oczywiście nie wiedział, żez tym miejscem łączą się najtragiczniejsze wspomnienia mego życia, lecz i tak niepowinien był tego robić.Zbił mnie, uderzył prosto w twarz, tylko dlatego, że miałam jedną jedyną proś-bę.Bałam się wypowiedzieć ją na głos, lecz musiałam.Jak najostrożniej błagałam,by nie pił za dużo przy Jego Królewskiej Mości.Wiedziałam, że nie powinnam tego mówić, ale tak się bałam, że znów dopro-wadzi do skandalu.Gdzie są drzwi do pokoju, do którego idziemy? Tak ciemno w tych koryta-rzach.Pamiętam tę ciemność jeszcze z mojej poprzedniej bytności.Wszak mrokbył mi pomocą, chronił.Teraz jest kolejną przeszkodą. Niczego mi nie darujesz! wołał. Jesteś zazdrosna, tak, po prostu zazdrosna!Uderzył.A potem jeszcze raz.I jeszcze.Nie, nie jestem zazdrosna.Ale przykro jest siedzieć, wystawiając się na po-śmiewisko, podczas gdy on umizguje się do młodych dziewcząt i coraz bardziejupija.Są drzwi, nareszcie.Ręce mi drżą, jestem zbyt zdenerwowana, muszę sięuspokoić.A potem to, co zawsze: Chcesz mi zabronić spotykać się z innymi? Ty niepotrafiłaś dać mi dziecka.Do niczego się nie nadajesz, Thereso, słyszysz? Jesteśdo niczego, do niczego!Ostatnie słowo podkreślił uderzeniem w nos.Oboje zdawali sobie sprawę,43a zresztą było powszechnie wiadomo, że to on nie może mieć dzieci.Nie mógłsię jednak pogodzić z prawdą, tak wiele mówił o jej niepłodności, że w końcusam w nią uwierzył, prawdopodobnie by zachować szacunek dla samego siebie.Drzwi.Pokój.Tak, tu będzie dobrze.Wszystkie meble przykryte prze-ścieradłami.Bezosobowo.Nie poszłam na bal.Moja piękna suknia wisi nietknięta.Ale to nie ma wiel-kiego znaczenia.Ten zamek jest dla mnie niczym otwarta rana, chociaż to działo się w innymskrzydle.Chcę stąd odejść, oderwać się od dręczących wspomnień, chcę wrócić do do-mu.Do domu? Do czego? Co pocznę w Holsteinie-Gottorpie? Każdego dnia czujęsię tam obco.Teściowa, szwagierki stale mnie upominają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]