[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czemu Tillie jej nie obudziła? Widać Sonya, jakzawsze o miękkim sercu, powiedziała Tillie, żeby dała jej dłużej pospać.Jakby bojąc się, że się rozmyśli, Ginny gwałtownym ruchem poderwała się złóżka.Marzyła o kąpieli, lecz nie było czasu, żeby ją teraz zamówić.Doskwierał jejteż głód.Może jeśli się pośpieszy, zdąży na dół w samą porę na lunch.Większość jej garderoby wciąż leżała starannie spakowana, lecz Tillie wyjęłakilka sukien i rozwiesiła je w małej szafie we wnęce pokoju.Ginny w mgnieniu okazdarła z siebie nocną koszulę, upięła wysoko włosy i obmyła się cała wodą z dzbanapozostawionego na komodzie.Poranna toaleta przy użyciu gąbki była w każdymrazie lepsza niż żadna i pozwoliła jej znacznie się odświeżyć.Zdecydowała się na przewiewną, organdynową suknię, która zdawała się miećAnula & Polgara & ponaousladanscnajmniej zagnieceń.Wsunęła się w nią i bacznie przyjrzała swemu odbiciu wlustrze.Delikatne kremowe tło w drobne zielone gałązki i czerwone kwiatkidoskonale współgrało z jej raczej bladą cerą.- Oczywiście, chcąc wyglądać wytwornie, należało być bladym, jednakżeGinny mimo to wolałaby mieć odrobinę bardziej rumiane policzki.Chociaż weFrancji czasem używała różu, Sonya przestrzegła ją, że tu ludzie są nieco bardziejstaromodni.Wpatrując się w swe odbicie, Ginny uszczypnęła się lekko w policzki iprzyjrzała sobie z niezadowoleniem.Ach, jakże chciałaby mieć choć trochęmniejsze usta i odrobinę wyższe czoło! Ale i tak była to całkiem ładna twarz.Nieraz już słyszała, że jest piękna, i choć sądziła, że musi w tym być sporo przesady,mimo wszystko bardzo jej to schlebiało.Wyglądam chyba całkiem znośnie, mówiłasobie, zaczesując w górę włosy i upinając je w drobne pierścioneczki okalającetwarz i szyję.Przynajmniej mam ładne uszy, myślała, i mogę je wreszcie odsłonić.Podobają mi się te nowe fryzury.Już nie trzeba zaczesywać gładko włosów i upinaćw ozdobny kok.Za przykładem cesarzowej Eugenii wszystkie kobiety w Paryżuczeszą się teraz inaczej.Obecnie wolno już damie odsłonić całkowicie uszy i nieuchodzi to za brak dobrego smaku.Jeszcze przed przyjazdem do Ameryki Ginny przekłuła uszy.Miała w nichteraz swe ulubione kolczyki - drobniutkie szmaragdy osadzone w starym złocie,które należały ongiś do jej matki.Odwróciła twarz od lustra, podeszła z werwą do okna i jednym ruchemrozsunęła story, by wyjrzeć na ulicę.Kiedy przybyli tu wczoraj, zapadał jużzmierzch, w jasnym blasku słońca wszystko wyglądało inaczej.Z rozgrzanego balkonu upał wtargnął wprost do pokoju i poraził jej zmysły.Już minęło południe, pomyślała, zasłaniając dłonią oczy.Tumany kurzu naulicy iskrzyły się w oślepiającym blasku.Najmniejszego powiewu wiatru.%7łyciejakby zamarło.%7łar lał się z nieba i stąd ten bezruch - kto nie musiał wychodzić,wolał pozostać w domu.Konie uwiązane do słupków stały wzdłuż drogi zezwieszonymi łbami, a po drugiej stronie, na werandzie saloonu, siedziało kilkuwłóczęgów i paląc tytoń, grało w kości.Anula & Polgara & ponaousladanscUlica była szeroka, z rzadka przejeżdżał nią jakiś wóz konny albo samotnyjezdziec.Wcześniej słyszała, że czasem ulicami San Antonio ciągną jeden za drugimwozy podróżne i że zazwyczaj w mieście panuje duży ruch i krzątanina.Tegopopołudnia miasto zdawało się jednak pogrążone w błogim lenistwie i jakby na wpółuśpione, tak cicho było wokół.W gorącej, zastygłej ciszy usłyszała nagle jakieś głosy.Nadstawiła ucha.Doskonałe miejsce do podsłuchiwania, pomyślała z krzywym uśmiechem.Ale niemogła się powstrzymać, zwłaszcza że w głosie mężczyzny, który przemówiłpierwszy, pobrzmiewała ostra nuta napięcia.- On tu jest, Bart, w tym saloonie.Od rana pije z tym mieszańcem, co bezprzerwy się z nim włóczy.Mam iść i powiedzieć, żeby się pośpieszył?- Nie - przemówił drugi płaskim, nosowym głosem.- Jeśli pije, znaczy sięstrach go obleciał.Mogę poczekać.Kiedyś w końcu stamtąd wyjdzie.Ginny wiedziona ciekawością wychyliła ostrożnie głowę, by zerknąć w dół.Na chodniku, tuż pod jej oknem, stało trzech mężczyzn, z których żaden nie zdawałsię świadom jej obecności.Jeden z nich był wysoki i raczej chudy, odziany w czarnygarnitur i modny kapelusz w stylu derby.Sądząc po ubraniu, pochodził z któregoś zewschodnich stanów.Jego towarzysze nosili typowo zachodni strój.Mężczyzna,którego nazywali Bartem, odezwał się znowu:- Dowiedzieliście się, kto to jest?- Niee.Podaje się za Whittakera i mówi, że niby przyjechał tu z taborem,cały szmat drogi, z Luizjany.- Dobra, dobra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]