[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom od Alej palisi jasnym, wysokim p omieniem.Olo obliza spieczone wargi.Obejrza si.Twarz mu ci gngniew.Dziewczyna, ubrana w jakie wspania e, d ugie futro, okr ci a si na wysokim obcasie.- Zostaw! - wybuchn.- Za rabunek.- urwa widz c, jak skurczy a si pokornie,posmutnia a.- Nie wie to, czy prze yje jeszcze kwadrans.- zacz i raptem zmi k.- S uchaj, tam le ypistolet maszynowy.Ja zejd , wyskocz oknem z parteru.Z bramy nie si gn , a ty.- rozejrza sipo pokoju.Na niskim stoliczku, obok tapczanu, sta jaki metalowy pos ek.Zwini ty nieomal wkul murzy ski, prymitywny bo ek.W a ciciel mieszkania musia by go ciem o wyrafinowanymsmaku.Olo si gn r k.-.a ty we to i stój przy oknie.Gdyby cokolwiek zauwa y a w bramie,rzucaj.Pomy l , e granat, cofn si.Uwierz , e niewypa.Mówi do niej trzymaj c oczy wlepione w t le c obok trupa bro , jakby si ba , e samaodpe znie gdzie na bok.Nagle z apa a go za r k.Przypadli pod parapet.Mia wra enie, e tobrama si rozszerza, ciany rozst puj si zostawiaj c ich zas oni tych tylko tym murem.Posuficie przelecia nagle cieg ku.Tynk posypa si na g owy.Olo wyci gn r k do ty u.- Nie butelk , dawaj pos ek.Przykucn i wzi wszy szeroki rozmach cisn przed siebie.Jeszcze nim us yszeli stukmetalu o beton, przesta a gra bro.- Le , zobacz, mo e ju wyku ! -.(krzykn ku niej ciskaj c kurczowo butelk.- Le - powtórzy.Obejrza si.Nie by o jej w pokoju.199 Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20 Uciek a - pomy la z w ciek o ci i gorzkim rozczarowaniem.Powoli podniós si iprzylepiony do bocznej ciany, skryty za firank , wyjrza.Na podwórzu by a cisza.Nagle serceskoczy o mu do gard a: z naro nego okna parteru kto skoczy na podwórze.Olo krzykn.Ona bieg a w kierunku le cego Niemca.Pochyli a si.Wraca.Zapominaj c owszystkim Olo wychyla si z okna.Widzi jeszcze, jak ona ciska bro do parterowego okna, zktórego wyskoczy a.Osuwa si , nie mo e dosi gn parapetu.Olo rzuca si do drzwi, w pó drogizawraca, znów jest przy oknie.Jej ju nie ma.Wybiega na schody, s yszy, jak tupocz jej drobnekroki.Dopada do niej na pó pi trze.apie j.Zaciska r ce wokó w t ych barków, ca uje poramionach.Czuje, e szorstk we n sweterka pami ta b dzie lepiej ni usta jakiejkolwiek kobiety.Teraz chwyci bergrnanna i raptem oblewa go straszliwe gor co: pistolet nie ma magazynku.Trzymaj c ci kie elastwo patrzy na ni , ku górze.Ona tam wraca - do pokoju.Po co?- Teraz wezm.Jedno! - wo a od progu.Olo chce biec na dó po ten przekl ty magazynek, ale wstrzymuje go omot czo gowegodzia ka i nowy zryw karabinów maszynowych.Biegnie za ni do góry.Ona kl czy na progu.Woczach ma zy.Ranna? Dziewczyna patrzy z korytarza na rz d wisz cych futer, który ko ysze sirytmicznie, pruty przez kule.W pokoju jest bia o od tynku.Olo ci gnie j si za r k.- S w bocznym skrzydle!- krzyczy na ni biegn c na dó.Teraz koniec.Musieli gospostrzec.- Pr dzej! - ci gnie j za sob.Bezu ytecznego bergmanna trzyma w lewej r ce.Pierwsze pi tro.Parter.Nag a fala szcz cia.Na wprost drzwi - wybity otwór. Bydlak, uciek  -my li Olo o  o nierzu pakuj c j przed sob.Pr dzej! Tamten stary otwór jest czerwony od krwi.Zwisaj ce zw oki s ju w strz pach.Ca y czas trzymaj go pod ogniem.Mur pryska.Dziewczynapochyla si.Przechodzi.Jak si grzebie! Co tam si sta o? Pr dzej! Olo podaje jej bro.Za chwilsiedzi pod cian. Jak tu cicho - my li w oskocie hucz cych za nim wystrza ów.O ósmej wieczór Olo wezwany zosta do kwateruj cego na urawiej dowódcy kompanii.Przez piwnice odprowadzany by pobo nymi szeptami.Ulica wiedzia a.Mówiono o spalonymczo gu, kilkunastu zabitych na Kruczej Niemcach.M czy ni niby przypadkiem ocierali si o jegozdobyczny bezbronny peem.Kobiety u miecha y si nie mia o.Ona sta a z ty u, wraz z drugim zowych dwóch przydzielonych mu rankiem ludzi.Ten ucieczk wyt umaczy bezczelnymmeldunkiem, e wycofa si , by ci gn pomoc, ale Olo spojrza mu w oczy i ju wiedzia , ech opak wypruje z siebie y y, by kaza o tym zapomnie.Szli teraz we trójk.Podwórzewskazanego im domu ruchliwe by o jak adne.Kilkunastu ludzi z opaskami na ramionach kr ci osi bezustannie.Przebiega y wdzi czne dziewcz ta w granatowych kombinezonach.Olo zostawiswoich na schodach i pchn wskazane drzwi na pierwszym pi trze.Zobaczy wielki pokój, wktórym pod wysokim yrandolem pi ciu m czyzn przekonywa o p czym jakiego oficera. Kapitan - Olo zbli y si czuj c dr enie serca na widok polskiego munduru.200 Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20- A wy co? - krzykn w jego stron oficer.Raptem na jego czerwon twarz wyst pi yczliwyu mieszek: patrzy na bergmanna.- Podchor y z Dywersji, tak? - zapyta uprzejmie, gromi cinnych wzrokiem.- Ostoja - przedstawi si wy- ci gaj c r k.W ci gu kilku minut Olo dowiedzia si , e ma obj dowództwo  dru yny szturmowej ,która  skoncentruje pi dziesi t procent stanu broni kompanii.- Sier ancie, wypisa legitymacj - Ostoja zwróci si do niskiego, ysawego m czyznysiedz cego pod oknem.- Tygrys - b kn tamten ciskaj c r k Ola.- No, podajcie pseudonim.- Dopiero terazch opak spostrzeg , e na parapecie okna pi trzy si kupka bia ych tekturek.- Czarny.- Stopie.To na razie, po dzisiejszym b dzie wy szy.- konfidencjonalne mrugni cie.- Plutonowy podchor y.Sier ant Tygrys wype ni dane.Podniós piecz tk , chuchn.Na oczach oszo omionego Olana tekturce, w ród du ych liter  W i  P , wyrós koroniasty orze.Sier ant podniós si w stron kapitana.Olo spojrza na le ce na oknie blankiety:Armia Krajowa Okr g Warszawski  NarewNr.Za wiadcza, e.st.wojsk, pseudonim i imijest o nierzem AK.Komendant ObwoduZ trudem st umi wzruszenie. Wypisa by tak dla naszego Antka - wspomnia poleg ego inagle przysz o mu na my l, e nie wiedzie ilu z jego plutonu podzieli o ju mo e los zabitego. Ale mam swoj dru yn  - pocieszy si b yskawicznie, odbieraj c podpisan legitymacj zr k sier anta.- Ja tu mam ze sob dwoje ludzi.do tej dru yny - mrukn jako niedbale, chowaj clegitymacj : by liniowym dowódc.- Przy l ich zaraz.- po egna sier anta i w towarzystwiechudego jak szczapa porucznika ruszy fasowa bro.- Id cie do sier anta Tygrysa po, legitymacje, a potem czekajcie tu na mnie - rzuci wprzelocie na schodach.201 Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20Po owa stanu broni kompanii to jeden stary karabin typu lebel z zepsutym podajnikiem,który trzeba adowa po ka dym strzale, dwana cie granatów -  ile zechcecie butelekzapalaj cych.- No i wasz bergmann - doda z szacunkiem ów odprowadzaj cy go porucznik widz czgaszon min  podchor ego z Dywersji. Do tej chwili, ba wan, nie widzi, e nie mam magazynka - pomy la , ale e w tymmomencie wpad o mu do g owy, i , by mo e, dowództwo  dru yny szturmowej zawdzi czaswojemu peemowi, jedynemu na ca kompani , wi c zamilk ostro nie.Nad uzbrojeniem trzyma stra znany Olowi podchor y Bogoria, siedz cy w ma ym pokoikuna parterze.:- To wasz zast pca - prezentowa go Budzisz.- Ludzi macie dobrych.Od ochotnikówop dzi si nie mo na.- No to co? Bierzemy bro i na kwater ? - spyta Bogoria.- Czekajcie, mam tu jeszcze swoich ludzi.- b kn Olo i ruszy w kierunku schodów.Ju napó - pi trze doszed go jej podniesiony g os:- Odczep si , mówi powa nie! - I ciszej: - Ostrzyc mnie nie mogli cie, nie mieli cie prawa,to si teraz nie czepiajcie.A ty.- tu zaci a si nagle.Olo przeskakiwa po trzy stopnie.Sta a w rogu pokoju, przy oknie, naprzeciwko sier antaTygrysa, czerwonego, jakby za chwil mia chlupn krwi.- Co si sta o? - zapyta , zdyszany, od progu.Obejrza a si gwa townie i nagle osun a nakrzes o, jakby jego g os wypompowa z niej ca si [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl