[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Max poczuł, jak płoną mu skronie i pali go twarz.- W takim razie dlaczego zgodził się pan na tę nominację? Simes ponownie się roześmiał.- Czy wyglądam na idiotę?.Kapitan powiedział "tak", astronauta powiedział "tak".czy miałem nadstawiać głowę? Lepiej zgodzić się i poczekać, aż pan popełni ten błąd, co z pewnością kiedyś wreszcie nastąpi.Chciałbym jedynie powiadomić pana, że ten kawałek złotego szamerunku nic jeszcze nie znaczy.Ciągle stoi pan niżej, niż ja.Powtarzam to w tej chwili, aby pan dobrze to sobie zapamiętał.Max zacisnął zęby.Nic nie odpowiedział.Tymczasem Simes wyraźnie na coś czekał.- No?.- Co?- Przecież wydałem rozkaz: nie zapominać!- Tak jest, Mr.Simes! Nie zapomnę! Z pewnością nie zapomnę! Simes rzucił jeszcze jedno lodowate spojrzenie.- Nie powinien pan zapomnieć!Wyszedł.Max jeszcze stał z zaciśniętymi pięściami, spoglądając w stronę drzwi, gdy zapukał Gregory.- Kolacja, sir.Za pięć minut.Przyszedł nieomal w ostatniej chwili.Kilka pań siedziało już przy stole, kapitan Blaine jeszcze stał.Maxowi przeszła przez głowę potworna myśl o wszystkich uciążliwościach życia w eleganckim świecie: kiedy wszyscy usiądą, on także będzie musiał zająć swoje miejsce - tylko gdzie?Zaczął drżeć całym ciałem, dygotał nieustannie i nie mógł się pohamować, gdy usłyszał jakiś kobiecy głos.-Max!W jego stronę podbiegła Ellie, a po chwili zawisła mu na szyi, promieniejąc radosnym spojrzeniem.- Max! Właśnie przed sekundą się dowiedziałam.Wspaniale! Patrzyła nań, pełna dumy i uśmiechu, zaś kilka sekund później pocałowała go w wargi.Max zapłonął czerwienią od czubków palców aż po cebulki włosów.Kiedy w końcu zdołała się odeń oderwać, przez moment w okolicach serca poczuł rozlewającą się błogość, lecz wkrótce kolana nagle zwiotczały i znowu nie wiedział, gdzie się podziać.Ellie ponownie zaczęła coś mówić - jak zwykle gadała, niczym najęta.Max stał, nie wiedząc, co ze sobą zrobić i gdyby nie troskliwość Dumonta, wkrótce zamieniłby się w słup soli.Jednak steward bezpardonowo uciął tę gadaninę.- Kapitan czeka, łaskawa panienko.- Mam go w nosie - odparła bez wahania, lecz po chwili zreflektowała się.- Dobrze, już idę.Zobaczymy się po kolacji, Max.Zanim jeszcze dokończyła ostatnich słów, już była w drodze do stołu kapitańskiego.Dumont uszczypnął oniemiałego Jonesa w ramię.- Tędy, proszę.Następna wachta rozpoczynała się dopiero nazajutrz, o ósmej rano.Max zjadł śniadanie.Ucieszył się na myśl, że jako oficer dyżurny będzie jadał przed, lub po pasażerach - przynajmniej w ten sposób uwolni się od wybryków Ellie.Dwadzieścia minut przed czasem stanął w sterowni.Kelly rzucił w jego stronę krótkie spojrzenie.- Dzień dobry, sir - powiedział zupełnie naturalnym głosem, jakby używał tej formuły już od dłuższego czasu.- Dzień.dzień dobry, szefie.Nie uszło jego uwagi, że Smith, stojący za maszyną, wyszczerzył zęby.Szybko spojrzał w inną stronę.- Właśnie zaparzyliśmy kawę, Mr.Jones.Życzy pan sobie?.Max musiał przystać na to, aby Kelly podał mu filiżankę.Przyjął ją bez mrugnięcia okiem.Tym razem udało się zachować twarz.Popijając parujący, ciemnobrunatny, aromatyczny napój w spokoju oddali się omawianiu wszystkich zagadnień technicznych: pozycji, wektorów, siły ciągu, przejrzeli wykonane zdjęcia, stwierdzili, że wszystko jest w porządku.W tym czasie Noguchi przejął wachtę od Smitha, a krótko przed ósmą do pomieszczenia wszedł doktor Hendrix.- Dzień dobry, sir.- Dzień dobry, doktorze.- Dobry.Hendrix takie wziął filiżankę kawy i spojrzał na Maxa.- Czy już przejął pan wachtę od dyżurnego oficera? - Jeszcze.jeszcze nie, sir.- A zatem proszę to zrobić.Ma pan tylko minutę.Max zerwał się na równe nogi, drżącą rękę przyłożył do daszka czapki i wykrztusił.- Gotowy do zmiany, sir.- W porządku, sir.Kelly zszedł na dół, na podwyższeniu zajął miejsce Hendrix i normalną koleją rzeczy rozpoczął urzędowanie.Z szuflady wyciągnął książki, przejrzał raporty i zagłębił się w lekturze.Maxowi zrobiło się zimno już na samą myśl o tym, że za chwilę rzucą go na szerokie wody i albo będzie pływał, albo pójdzie na samo dno.Zaczerpnął oddech po czym ruszył w stronę Noguchi'ego.- Przygotujmy kasety do zdjęć.Noggy spojrzał na zegarek.- Wiem, wiem.mamy jeszcze mnóstwo czasu, ale w tej chwili moglibyśmy zająć się dooplerami.- Tak jest, sir!Noguchi zsunął się z krzesła, gdzie dotychczas spędzał czas w słodkim lenistwie i wraz z Maxem przystąpił do pracy.Kiedy zebrali już dane, Jones usiadł wśród stosu tabel, po czym, sprawdzając uzyskane wyniki w rzędach cyfr wykrzykiwał je w stronę kolegi, który zajął stanowisko przy maszynie liczącej.Ponieważ nie było nikogo do pomocy, całą tę operację musieli wykonać we dwóch.Choć Max miał przed oczami stosowne strony, zgodnie z radą Hendrixa nie dowierzał własnej pamięci, lecz liczba za liczbą sprawdzał uzyskane wyniki w odpowiednich tabelach.Wynik obliczeń zaniepokoił go: właśnie wydostawali się z "bruzdy" i choć "Asgard" niezbyt daleko odbiegł od wyznaczonego toru lotu, jednak rozbieżność między przewidywaniami a rzeczywistymi koordynatami rejsu była zauważalna.Sprawdził raz jeszcze poprawność obliczeń, później o to samo poprosił Noguchi'ego, lecz rezultat był ten sam.Wzdychając wyliczył korektę i chciał przedłożyć ją Hendrixowi w celu uzyskania potwierdzenia, lecz astronauta jakby ogłuchł: nie zważał na półsłówka, westchnięcia i zupełnie wyraźne znaki, tylko siedział przy sterach, pogrążony bez reszty w jakimś powieścidle z biblioteki statku.W końcu trzeba było coś postanowić.Max podszedł do górującego nad resztą sali pulpitu.- Przepraszam, sir, ale muszę na chwilkę skorzystać z telefonu.Hendrix bez słowa wstał, usiadł na drugim krześle i podjął przerwaną lekturę.Jones zajął jego miejsce.Połączył się z maszynownią.- Tu oficer dyżurny.Proponuję zwiększyć szybkość około godziny jedenastej.Oczekuj kontroli.Hendrix nie mógł nie usłyszeć tego wrzasku, ale i tym razem nie zareagował.Max dokończył obliczeń oraz nastawił stoper, aby dokładnie o jedenastej wprowadzić korektę.Tuż przed południem w sterowni pokazał się Simes.Jones dokonał właśnie wpisu do księgi pokładowej, gdzie po raz pierwszy znalazło się zamaszyste "M.Jones".Simes podszedł do Hendrixa, zasalutował.- Gotowy do zmiany, sir.Astronauta odezwał się po raz pierwszy od ośmiu godzin.- On zauważył.Simes sprawiał wrażenie, jakby ktoś stuknął go pięścią prosto między oczy.W końcu podszedł w stronę Maxa.- Gotowy do zmiany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]