[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Ona sądziła, że to fascynujące.No tak, siedząc przy ogniu, przy dobrym obiedzie i winie.Ona nie widziała tej kobiety! Nie widziała, co oni jej zrobili - oznajmił z desperacją.-Och, jakże chciałem się stąd wydostać.Proponowałem im pieniądze.Jak to się skończy, powtarzałem, jeden z was będzie miał te pieniądze, małą fortunę, tylko za to, że wywiezie nas stąd daleko.- Ale nie skończyło się.- szepnąłem.Widziałem, jak łzy Zbierają się w jego oczach, usta wykrzywiają z bólu.- Jak to się stało, z nią.? - zapytałem.- Nie wiem.- Chwytał głęboko powietrze w płuca, potrząsając głową.Płaską butelkę przyciskał do czoła jak kompres, choć wcale nie była chłodna.- Wampir przyszedł tu, do gospody? - zapytałem.- Mówili, że ona sama wyszła do niego - wyznał ze łzami płynącymi teraz po policzkach.- Wszystko było pozamykane! Zadbali o to.Drzwi, okna! I wtedy nadszedł ten ranek, i wszyscy krzyczeli, a jej nie było.Okno było szeroko otwarte, ale nie było jej w pokoju.Nawet nic na siebie nie zarzuciłem.Wybiegłem na zewnątrz i nagle zatrzymałem się nad nią.Leżała pod brzoskwiniami, tam za gospodą.Potknąłem się o nią.W ręku trzymała pustą filiżankę.Mocno zacisnęła na niej palce.Chłopi mówili, że wampir zwabił ją do siebie.Chciała podać mu wodę.Butelka wysunęła mu się z palców.Klasnął dłońmi nad uszami, skulił się i pochylił głowę.Przez dłuższy czas siedziałem, przyglądając się mu.Właściwie nie miałem nic do powiedzenia.I kiedy zapłakał cicho, że chcą sprofanować jej ciało, że powiedzieli, że ona, Emilia, jest teraz wampirem, zapewniłem go, cicho, choć nie wiem, czy w ogóle mnie słyszał, że to nieprawda.W końcu pochylił się do przodu, jak gdyby miał za chwilę upaść.Wydawało się, że sięga po świecę, ale zanim ramię spoczęło na kredensie, palec dotknął jej tak, że gorący wosk zgasił malutki płomień króciutkiego już knota.Pogrążyliśmy się w ciemności.Głowa opadła mu na ramię.Całe światło pokoju zdawało się odbijać w oczach Klaudii.Cisza przedłużała się i miałem nadzieję, że Morgan nie uniesie już dziś swej głowy, gdy do drzwi podeszła gospodyni.Jej świeca oświetliła Anglika, był pijany, spał.-Niech pan już idzie - odezwała się do mnie.Wokół niej cisnęły się jakieś ciemne postacie.Gospoda pełna była teraz kręcących się kobiet i mężczyzn.-Niech pan idzie pod kominek!- Co wy chcecie zrobić? - zapytałem, wstając i przytrzymując Klaudię.-Chcę wiedzieć, co zamierzacie zrobić!- Niech pan idzie pod kominek - rozkazała.- Nie, nie róbcie tego - powiedziałem.Stara zmrużyła tylko oczy i obnażyła w złości zęby.- Idź pan - warknęła.- Morgan.- Szturchnąłem Anglika, ale on mnie nie słyszał, nie mógł mnie teraz słyszeć.- Niech go pan tak zostawi - powiedziała gwałtownie kobieta.- Ale to głupie, to co robicie, nie rozumiesz? Ta kobieta przecież nie żyje! - argumentowałem.- Louis - szepnęła Klaudia tak, że tylko ja ją usłyszałem, gdy jej ramię mocniej zacisnęło się wokół mojej szyi pod kapturem.- Zostaw tych ludzi w spokoju.Inni teraz też wchodzili do pokoju, stając dookoła dębowego stołu.Ich twarze były ponure, gdy patrzyli na nas.- Skąd pochodzą te wampiry? - szepnąłem.-Przeszukaliście przecież tutejszy cmentarz! Gdzie ukrywają się przed wami? Ta kobieta nie może wam zaszkodzić.Polujcie na swoje wampiry, jeśli musicie.- Za dnia - powiedziała poważnie, mrużąc oko i powoli potakując głową.-Za dnia, dobierzemy się do nich, za dnia.- Gdzie? Tam na cmentarzu, rozkopując groby własnych bliskich?Potrząsnęła głową.- Ruiny - rzekła -zawsze kryją się w ruinach.W czasach mojego dziadka były w ruinach i teraz znowu są w ruinach.Rozbierzemy je, jeśli trzeba będzie, kamień po kamieniu.Ale pan.niech pan już idzie.Jeśli pan nie odejdzie natychmiast, wyrzucę pana stąd w tę ciemność! - Zza fartucha wyciągnęła zaciśniętą dłoń, w której trzymała kołek i podniosła go do góry w świetle migającej świecy.-Słyszy mnie pan, niech pan już idzie!Mężczyźni stojący za nią przysunęli się bliżej, ich usta były zacięte, a oczy płonęły w blasku świecy.- Tak.- odrzekłem.-Dobrze.Wolę tak.Na zewnątrz.Ruszyłem gwałtownie do przodu, odpychając ją na bok, widząc, jak rozstępują się, robiąc mi przejście.Położyłem już dłoń na zasuwie drzwi wejściowych i szarpnąłem, odciągając ją do tyłu jednym pociągnięciem.- Nie! - krzyknęła kobieta gardłowo po niemiecku.-Oszalał pan!Podbiegła do mnie i zdumiona wlepiła oczy w zasuwę.Położyła dłonie na szorstkich deskach drzwi.- Czy pan wie, co pan robi!- Gdzie są te ruiny? - zapytałem spokojnie.-Daleko stąd? Po lewej czy po prawej stronie drogi?- Nie, nie.- Gwałtownie kręciła głową.Podważyłem drzwi i otworzyłem je
[ Pobierz całość w formacie PDF ]