[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniawszy sobie tamtą sytuację, inspektor poczuł nagłą złość.– Słucham, czego chcecie?Ciężko wzdychając, Ruby oglądała tablicę z kolorowymi ogłoszeniami i zdawało się, że do niej właśnie się zwraca:– Miły początek rozmowy, nie ma co.A ja pofatygowałam się, żeby tutaj dotrzeć.To naprawdę prawdziwe poświęcenie z mojej strony.Knobby Clark nie odezwał się.Ręce trzymał w kieszeniach i wyglądało na to, że całą swoją uwagę skupia na zachowaniu równowagi na siedzeniu skonstruowanym dla węższych niż jego siedzeń.Małe oczka schowane w fałdach tłuszczu były nieruchome i czujne.– Co on tu robi? – spytał Burden.Ruby najwyraźniej wybrała siebie na rzecznika ich obojga.– Podejrzewam, że George był u niego, bo to starzy kumple.Po wyjściu stąd pojechałam do Sewingbury.– przerwała – po tym, jak wam pomagałam – dokończyła znacząco.– Ale jeśli nie chcecie nic wiedzieć, to już sobie idę.Chwyciwszy torebkę wstała.Futrzany kołnierz okrywający jej obfite piersi lekko zafalował.– Proszę pójść ze mną do gabinetu.Nadal milcząc, Knobby Clark podniósł się ciężko ze swojego krzesła.Spoglądając w dół Burden widział czubek głowy jubilera.Z jego włosów została jedynie mała pierzasta kępka wyglądająca trochę jak moherowy berecik na zniekształconej rzepie.Nie zamierzając tracić więcej czasu, powiedział:– Zobaczymy, co też tam mamy.Jedyną reakcją było lekkie drżenie tłustych ramion Knobbiego.– Czy mogłabym zamknąć drzwi? – spytała Ruby.W jaśniejszym świetle jej twarz wyglądała na bardzo zniszczoną.– Proszę mu pokazać, panie Clark.Mały jubiler zawahał się.– Panie Burden – odezwał się pierwszy – pan i ja nie mieliśmy ze sobą od dawna żadnych kłopotów, prawda? To już jakieś siedem czy osiem lat.– Sześć – poprawił go Burden.– W przyszłym miesiącu minie sześć lat od czasu twoich poważnych kłopotów związanych z tamtymi zegarkami.– Tak, właśnie wtedy wyszedłem.– Nie widzę w tym żadnego związku – Ruby usiadła odzyskując pewność siebie.– Nie widzę powodu, dla którego pan go tak poniża.Przyszłam tutaj z własnej, nieprzymuszonej woli.– Zamknij się – Burden warknął na nią.– Myślisz, że nie wiem, o co tutaj chodzi? Jesteś wściekła na swojego chłopa i chcesz go wrobić.Więc udałaś się do sklepu tego małego szczurka w Sewingbury i spytałaś co też takiego podrzucił mu Monkey Matthews w zeszły czwartek.Poniżam go.Śmiechu warte! Jeśli byłby dużo niższy, to potykalibyśmy się o niego.– Ciężko przełknął ślinę.– To nie publiczny interes cię tu przygnał, tylko złość.Oczywiście Clark przyszedł tu z tobą, jak mu powiedziałaś, że mamy Monkeya.Teraz dopiero możesz dopowiedzieć resztę, ale oszczędź mi tkliwych historyjek.– Knobby chciałby mieć pewność, że nie będzie miał żadnych przykrości – powiedziała drżącym głosem.– On nic nie wiedział i ja też nie miałam o tym pojęcia.Zostawiłam George’a samego na kilka godzin.Podczas kiedy ja pracowałam, żeby zarobić na niego pieniądze.– zorientowawszy się, że znów zaczyna być zbyt sentymentalna, kontynuowała spokojnie: – Musiał to znaleźć przy którymś z moich krzeseł.– Co znaleźć?Tłusta ręka jubilera sięgnęła do zniekształconej kieszeni i wyjęła z niej mały, lśniący przedmiot.Podał go Burdenowi.– Ma pan tu śliczny kawałek roboty, panie Burden.Osiemnastokaratowe złoto obrobione ręką mistrza.Była to złota zapalniczka, długości i szerokości pudełka od zapałek, ale cieńsza, z bokami ozdobionymi wzorem winnych liści i kiści winogron.Inspektor odwrócił ją w dłoni i ściągnął usta.Od spodu wygrawerowana była dedykacja: „Dla Ann, która opromienia moje życie”.Na twarzy Knobbiego otworzyło się duże pękniecie, coś jakby szczelina w przerośniętym buraku pastewnym, zbyt mięsistym w swojej łupinie.Uśmiechnął się.– To było w czwartek rano, panie Burden – położył swoje rozdęte ręce na biurku.– Monkey mówi do mnie: „Przyjrzyj się i daj, co możesz”.Znając jego reputację spytałem się, skąd to wytrzasnął.„Nie wszystko złoto, co się świeci” mówię mu.– A jeśli nie byłoby to złoto – wtrącił Burden – to mogłoby sobie świecić do końca świata, a ciebie by to i tak nie obchodziło.Knobby spojrzał na niego swoimi małymi ślepiami.– „Moja stara ciotka mi to zostawiła”, mówił.„Moja ciotka Anna”.„To musiała być niezła starowinka”, ja mu na to.„Czy zostawiła ci również swoją papierośnicę i srebrną piersióweczkę?” Ale to były tylko żarty, panie Burden.Nigdy nie pomyślałem, że zapalniczka jest trefna.Nie było jej na mojej liście.Jego twarz ponownie pękła, tym razem próbował wyglądać cnotliwie.– Dałem mu za to dwadzieścia funtów.– Nie bądź dzieckiem.Nie jestem naiwny, a ty nie jesteś filantropem.– Burden znowu przypomniał sobie widzianą u Clarka kobietę.– Dałeś mu dziesięć – powiedział z rozmysłem.Knobby Clark nie zaprzeczył.– To moja strata, panie Burden.Dziesięć czy dwadzieścia, nie rośnie na drzewie.Nie będzie nieprzyjemności? Żadnych kłopotów?– Wynoś się – rzekł Burden zmęczonym głosem.Knobby wyszedł.Wyglądał na mniejszego niż normalnie, mimo iż starał się iść jak na palcach.Kiedy wyszedł, Ruby odezwała się drżącym głosem, z głową w dłoniach.– Stało się.Mój Boże, nigdy nie sądziłam, że wsypię George’a.– Czy słyszysz bijące dzwony?– Pan jest twardym człowiekiem.Upodabnia się pan do swojego szefa.Burden nie miał nic przeciwko temu.– Możesz też odejść.Nie będziemy już rozmawiać o tej drugiej sprawie.Zmarnowałaś wystarczająco dużo społecznego czasu i co za tym idzie, publicznych pieniędzy.Na przyszłość trzymałbym się jednak sprzątania.– Uśmiechnął się, odzyskawszy prawie dobry humor.– Masz wyjątkowy talent do prania brudów innych ludzi.– Czy pozwoli pan zobaczyć George’a?– Nie, nie pozwolę.Nie wykorzystuj swojego szczęścia.– Tak właśnie myślałam – westchnęła.– Chciałam go przeprosić.– Jej twarz była brzydka, przesadnie umalowana i stara.– Kocham go – powiedziała zmęczonym głosem.– Kochałam go przez dwadzieścia lat.Nie podejrzewam, żeby pan to zrozumiał.Dla pana i innych brzmi to jak kawał, prawda?– Dobranoc, Ruby – powiedział.– Mam jeszcze dużo roboty.Wexford wiedziałby, jak to załatwić.Powiedziałby coś ironicznego i mocnego, ale równocześnie łagodnego i miłego.Było dokładnie tak, jak powiedziała.On, Burden, nie potrafił tego zrozumieć i nigdy nie zrozumie, bo nie chce.Dla niego taka miłość była zamkniętą kartą, pornografią ze sklepu Grovera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]