[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nazajutrz znowu mi było lepiej, ale czułem większe jeszcze osłabienie jak przedwczoraj.Od trzech dninic prawie nie jadłem.Gdyby skąd dostać można talerz rosołu, choćby kleiku! Jak przykre jest położeniebiednego wygnańca, zmuszonego żyć surowiznami, nie mającego czym pokrzepić zwątlonych sił.%7łułem owoce bananowe, wysysając sok tylko, a odrzucając miazgę.Przeświadczenie, żedostałem febry, dopełniło kresu mego zmartwienia.Wiedziałem, że ta choroba zabija Euro-pejczyków na wybrzeżach Gwinei.Rzadko który unika śmierci, a ja, jeżeli nie umarłem pod-czas pierwszej podróży, winienem to tylko kapitanowi, który mnie przewiózł do Anglii.Jedy-nie zmiana klimatu mnie uleczyła.45 Gdzież teraz ucieknę przed zabójczą chorobą, pozbawiony wszelkiej pomocy lekarskiej.Niezawod-nie skończę życie w najokropniejszych cierpieniach, a nikt nie będzie wiedział, co się ze mną stało.W nocy dostałem znowu zwykłego napadu febry.Pragnienie jeszcze silniej mnie dręczyłoniż podczas poprzednich paroksyzmów.Do tego przyłączył się silny ból w lewym boku, my-ślałem, że skończę życie tej nocy.Na szczęście przygotowałem sobie znaczny zapas wody itylko to przynosiło mi słabą ulgę.Nad ranem gorączka znacznie się zwiększyła, okropne ma-rzenia przerywały sen co chwila.Raz zdawało mi się, że walczę z rozhukanym morzem.Krzyczałem z przestrachu i zrywałem się jak szalony.Za chwilę znów widziałem mnóstwopotworów: lwów, tygrysów, lampartów rzucających się na mnie z rykiem.I uciekałem przednimi, a nogi plątały się pode mną.Potykałem się co chwila, upadałem, a zgłodniała czeredarozjuszonych bestii już, już dosięgała mnie swymi kłami.To znów wrzawa i wystrzały bitwynapełniały powietrze.Korsarze mauretańscy wywijali nade mną szablami, jakiś olbrzymi Mu-rzyn pochwycił mnie w objęcia i dusił, dusił tak silnie, że już tchu w piersiach zabrakło.Zmę-czony, spocony, zziajany obudziłem się na chwilę, nie wiedząc, czy to były okropne marze-nia, czy straszna rzeczywistość.Po chwili zapadłem znowu w sen głęboki.Zdawało mi się, że siedzę pod tym samymdrzewem, gdzie podczas trzęsienia ziemi szukałem schronienia.Gęste kłęby chmur poczęłyopuszczać się z nieba i zakryły przed moim okiem całą wyspę.Nic nie widziałem, tylko czar-ne, nieprzejrzane tumany.Nagle straszna błyskawica rozdarła chmury, z wnętrza ich wystąpiłolbrzym, niewypowiedzianą jasnością okryty.Gdy wyszedł z łona szkarłatnyh obłoków i no-gą dotknął ziemi, wstrząsnęła się cała wyspa, a gromy zahuczały tak gwałtownie, jak gdybyświat miał runąć.Zbliżywszy się do mnie, wzniósł w górę oszczep i zawołał głosem, na którykrew ścięła się w mych żyłach:Nędzny! Tyle dobrodziejstw doznanych od Opatrzności nie wzruszyło twego zakamienia-łego serca! Trwasz w twych złościach, a więc giń, jak żyłeś, marnie!I wzniósł oszczep, aby mię przebić.Co się dalej stało, nic nie wiem.Kiedy mi się zdawało, żem przyszedł do przytomności, wszystko zniknęło.Znajdowałemsię niby na jakiejś nieprzejrzanej równinie tak pięknej zieloności, jakiej nie oglądałem w ży-ciu.Błękit nieba roztaczał nade mną swój przecudny namiot.Nie było tam ani słońca, aniksiężyca, ani gwiazd, tylko jakaś dziwnie miła jasność, a powietrze tchnęło niby wonią, czyświeżością, czego opisać nie umiem.Jasność ta rozlewała się ze sklepień niebieskich, rosła, potężniała tak, iż oczy spuścić mu-siałem, a gdy je znowu wzniosłem na chwilę w górę, ujrzałem krzyż promienisty.Padłem na twarz, nie śmiejąc prawie oddychać, gdy wtem głos słodszy, aniżeli wszystkieziemskie melodie, zabrzmiał z góry:Wzywaj mię w dzień utrapienia, a wyrwę cię, i czcić mię będziesz.Obudziłem się, wszystko zniknęło.Nie wiem, nie umiem powiedzieć, co się działo w mej duszy.Radość, nadzieja, żal, skru-cha, bojazń, ufność w Bogu, wszystko to razem przeniknęło moją istotę. O, Boże! Mój Boże! Mój Boże, zawołałem, dzwigając się na kolana. O, Ojcze mój,jakże Ty dobry jesteś! Tyle lat zapomniałem o Tobie, Stwórco mój najlepszy, nie dziękowa-łem za Twe dobrodziejstwa, a Ty jeszcze mi pozwalasz poznać moje winy i żałować za nie!O, Panie mój! Jeżeli to jest ostatnia choroba moja, jeżeli mam umrzeć, pozwólże mi choćtak długo żyć, abym mógł szczerze żałować za grzechy moje i Twój przebłagać majestat.O,Boże, wzywam Cię w dniu utrapienia mojego, wyrwij mię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl