[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odprzeżuwaniapoprzedniegokawałka wciąż bolała ją szczęka.— A wszyscy ci, którzy zostali ztyłu? — zagadnął Finnen.—Mam uwierzyć, że tak bezproblemu was zaakceptowali?UśmiechzniknąłztwarzyGurleena.Mężczyzna wyglądałteraz na starego i znużonego.— Nie bez problemów, ale wkońcuzaakceptowali.Bystryjesteś, młodzieńcze: oczywiście,że to jest podstawowy kłopot.Kąpiel,ubrania,jedzenie,wszystko to bzdury, o którychopowiadam tylko po to, żeby niemówić o ludziach.A prawda jesttaka,żeżyjemywśródumierających, że patrzymy na ichśmierć i cierpienie, i niewielemożemy dla nich zrobić.Niepatrz na mnie z takim wyrzutem,Kairo, bo łamiesz mi serce.Jasam najchętniej przywlókłbym tutonę świeżej żywności i dobrychleków,apotemrozdałtowszystko.Lecz jeśli to zrobimy,prędzej czy później zostaniemyodkryci, a wtedy nikt już tymbiedakomniepomoże.Rozumiesz mnie, Kairo? Musimypoświęcić tych ludzi, żeby ocalićnastępnych.Tonieznaczyoczywiście, że absolutnie nic nierobimy – czasem przemycamy dlanich trochę lekarstw, a czasempodsuwamysposoby,jakporadzić sobie z takim czy innymniebezpieczeństwem.Tutejsi wrazie potrzeby potrafią być sprytnii brutalni, potrafią też działaćrazem i mają w zanadrzu paręniespodzianek,któremogązaskoczyćposzukiwaczymocnych wrażeń.— Zaraz.— Finnen uniósł dłoń.— Co pan miał na myśli, mówiąco ocaleniu następnych?— Właśnie.— Oczy Kairybłyszczały gorączkowo.— Toznaczy, że istnieje jakiś sposób,żeby uratować wszystkich tychludzi? Jakiś wynalazek, tak?Wiedziałam, że coś takiego musiistnieć!— Moment.— Gurleen zaklął ischylił się pod biurko po kolejnąbutelkęwina.Korekwyjąłzębami.—Spokojnie,nieekscytujciesiętak.Zarazwszystko wam powiem.Niech toSkok.— Wytarł rozlane winorękawem.— Chyba powinienemprzyhamować z piciem, bo ręcezaczynają mi się trząść.Ale wkońcujakieśprzyjemnościczłowiek musi mieć, nie sądzicie?Pociągnął długi łyk prosto zbutelki, po czym odchylił się dotyłu.Spojrzał na Kairę.— Kiedy twój ojciec uznał, żemoje usługi nie będą mu jużpotrzebne i wyrzucił mnie zdomu, można powiedzieć, żeprzeżyłemcośwrodzajuzałamania nerwowego.Wpadłemw złe towarzystwo i nie mam namyśli narkomanów ani pijaków,bo takich, zdaje się, uważa siędzisiaj za towarzystwo bardzodobre.Myślęodziwakach,wyrzutkach społecznych, którzynie mają ani dobrych genów, aniporządnego wykształcenia, ale zato zastanawiają się nad sprawami,którymi większość ludzi niezaprząta sobie głowy.No więc ija zacząłem się zastanawiać.Naprzykładwynalazki,którePrzedksiężycowiakceptują.Zauważyliście, że one dzielą sięna dwie kategorie: wynalazkibardzo proste, takie jak krosna,albo wręcz przeciwnie, bardzoskomplikowane, jak mechanoidyalboptakiprzenoszącewiadomości.Nie ciekawiło wasnigdy, dlaczego Przedksiężycowiniepozwalająnamużywaćniczegopośredniego?Naprzykład pojazdów kołowych?Pierwsze takie konstrukcje istniałyi myślę, że sprawdziłyby się lepiejniż mechanoidy.Albo broń palna.CzemuPrzedksiężycowijąodrzucili? Ma to dla was sens?— Dla mnie nie ma — przyznałFinnen.— A do jakich wnioskówpan doszedł?— W tej kwestii do żadnych,szczerze mówiąc.— Gurleenwyszczerzył zęby.— Nadal niema to dla mnie najmniejszegosensu.Za to po latach odkryłemcoś znacznie ciekawszego.— Co takiego? — Kaira kręciłasię niespokojnie na krześle.—Otóż,moidrodzy,Przebudzenie, w które wszyscywierzymy i na które czekamy,Przebudzenie, z którego powodunieprotestujemy,gdySkokzabieranaszychbliskichiprzyjaciół, to Przebudzenie tojedno wielkie oszustwo.Nigdyczegoś takiego nie będzie.Nawetci z nas, którzy mają najlepiejdobrane geny, w końcu zostaną ztyłu i zdechną w przeszłości.Kaira patrzyła znad kubka zwinem.W jej oczach widać byłooszołomienie, twarz wydłużyła sięwwyraziebolesnegorozczarowania.Finnen wiedział,że dziewczyna myśli w tej chwili dokładnie to samo co on („Tenfacet to wariat”), i zrobiło mu sięprzykro, bo tak bardzo wGurleena wierzyła.— Myślicie, że postradałemzmysły,co?—Mężczyznauprzedził ich słowa.— Ale toprawda i mogę to udowodnić.Niewiem, dlaczego tak jest, niepytajcie mnie, ale jeśli terazwyjdziecienazewnątrzizobaczycie kogoś umierającego,to wiedzcie, że ten ktoś umierazupełnie bez sensu.I że sami też takskończycie.Przepraszam,dziecko, wiem, że to boli, alezawszebyłemzdania,żenajgorsza prawda jest lepsza odkłamstwa.Kaira wciąż milczała, zaciskającpalce na kubku tak mocno, jakbylada moment miała go zgnieść.— To prawda — szepnęładopiero po chwili.— Znam go,on często mówi trochę tak, jakbyżartował, ale ja umiem odróżnić,kiedy to naprawdę żart, a kiedy nie.Teraz mówi prawdę.Aprzynajmniej — dodała w nagłymprzypływie rozsądku — on jestprzekonany, że to prawda.Esh Gurleen roześmiał się zuznaniem.— No dobrze.— Finnenpostanowił dać staremu szansę.— Powiedzmy, że ma pan rację.To w takim razie co możemyzrobić? Gdzie ten wynalazek,który nas wszystkich ocali?— Nigdy nie mówiłem, że towynalazek, to był wasz pomysł.Kairo, pamiętasz, czego ciękiedyś uczyłem? Że nie należy sięograniczać do leczenia objawów,ale wykorzenić z organizmuchorobę? Pamiętasz?Skinęła głową, patrząc na niegojak zahipnotyzowana.—Nowięcpomaganieposzczególnymjednostkombyłoby takim właśnie leczeniemobjawów.Ale ja mam pomysł,jak zlikwidować samo źródło zła, jakim są Skoki.Teraz już oboje gapili się na niegojak para dzieciaków oglądającychwystępy magika.— Wyobraźcie sobie, że całynasz świat to drabina, dobrze?Często się go tak przedstawia.Najwyższyszczebelektoteraźniejszość, porządny, czystyświat, w którym wszyscy chcemyjak najdłużej zostać.A niższeszczebelki to kolejne światyodrzucone, zgadza się? No więcja, moi drodzy, mam pomysł, jaktę drabinkę połamać.I biorąc poduwagę, że już raz próbowanomnie zabić, musi to być całkiemniezły pomysł.25Oświetleni wieczornym słońcem,wyglądali całkiem malowniczo.Miękkie, czerwone światło dodałoichzapadniętympoliczkomromantyzmu,abrudne,postrzępioneubraniazyskałyniepokojący urok.Finnen chętnieby ich teraz namalował, całądziewiątkę, z kamieniami lubnożami w dłoniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]