[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Przykro mi cię rozczarować, ale nigdy nie byłem kucharzem.– Ale wiesz, jak zaparzyć herbatę.Wybuchnął śmiechem.– Kestrel, chyba zdajesz sobie sprawę, że każdy może się nauczyć gotować wodę?– Och.– Odwróciła się z zamiarem wyjścia.Było jej głupio.Co jej strzeliło do głowy, żeby zadać tak idiotyczne pytanie?– To znaczy tak – powiedział nagle Arin.– Tak, wiem, jak się robi miodowe półksiężyce.– Naprawdę?– Ach… no nie.Ale możemy spróbować.Poszli do kuchni.Jedno spojrzenie Arina wystarczyło, by pomieszczenie opustoszało.Kiedy zostali tylko we dwoje, usypali na stolnicy kopiec mąki, a Arin wyciągnął z szafki wielki słój miodu.Kestrel wbiła do miski jajko i nagle wiedziała już, dlaczego zapytała o ciastka.Chciała choć przez chwilę udawać, że nie ma żadnej wojny, nie ma dwóch stojących naprzeciw siebie stron i że żyje normalnym życiem.Półksiężyce wyszły twarde jak skała.– Hmmm… – Arin spróbował ugryźć ciastko.– Mógłbym użyć go jako broni.Parsknęła śmiechem, nim jej umysł oznajmił, że to wcale nie jest zabawne.– Tak właściwie to są podobnej wielkości jak twój ulubiony oręż – zauważył.– O, właśnie.Nigdy nie powiedziałaś mi, jakim cudem wygrałaś pojedynek z najlepszym szermierzem w mieście.Wyjaśnienie mu tego byłoby poważnym błędem.Najprostsza zasada prowadzenia wojny mówiła, że należy jak najdłużej ukrywać własne atuty i słabości.Jednak Kestrel opowiedziała Arinowi całą historię.Mężczyzna uniósł do twarzy obsypaną mąką rękę i łypnął na dziewczynę spomiędzy palców.– Jesteś przerażająca – oświadczył.– Niech mnie bogowie bronią, żebym miał kiedyś stanąć przeciwko tobie.– Już stanąłeś – przypomniała.– Ale czy jestem twoim wrogiem? – Podszedł do niej.– Jestem?Nie odpowiedziała.Opierała się o stół, którego krawędź wbijała się jej w krzyż.Skoncentrowała się na tym uczuciu.Mebel był prosty, masywny, rzeczywisty, wykonany z grubego drewna, nie chwiał się.Nie poddawał.– Ty nie jesteś moim – powiedział Arin.I pocałował ją.Kestrel rozchyliła wargi.To również było rzeczywiste, ale z prostotą nie miało nic wspólnego.Arin pachniał żarem paleniska, dymem i cukrem.Słodycz pod spalenizną.Smakowałjak miód, który ledwie kilka chwil wcześniej zlizał z palców.Serce waliło jej w piersi, jakby chciało wyrwać się na wolność.To Kestrel przylgnęła do Arina, to ona wsunęła mu kolano między nogi.Jego oddech stał się szybszy, a pocałunek głębszy.Mężczyzna uniósł ją i posadziłna stole, tak że ich twarze znalazły się na tej samej wysokości.Kestrel miała wrażenie, jakby wraz z pocałunkiem przyszły słowa.Kłębiły się wokół nich jak niewidzialne istoty, domagając się uznania, zauważenia, wypowiedzenia…„Mów” – przekonywały.„Mów” – wtórował im pocałunek.Kestrel miała to na końcu języka.Miłość.Nie była jednak w stanie dobyć z siebie głosu.Jak? Jak mogłaby to powiedzieć po tym wszystkim, co się wydarzyło, po pięćdziesięciu zwornikach zapłaconych licytatorowi, po godzinach spędzonych na zastanawianiu się, jak brzmieliby razem, gdyby Arin śpiewał, a ona grała, po tym, jak skrępował jej nadgarstki, jak Irex kopnął ją w kolano, jak Arin wyznał jej w powozie, że…Nie.Miała wtedy wrażenie, że coś naprawdę jej wyznawał, ale to było kłamstwo.Nie powiedział jej o intrydze, a nawet gdyby to zrobił, i tak byłoby za późno, bo wcześniej już zadbał, by mieć przewagę.Znów przypomniała sobie o obietnicy danej Jess.Jeśli natychmiast nie opuści tego domu, zdradzi samą siebie.Odda się mężczyźnie, którego pocałunek sprawił, iż uwierzyła, że jest dla niego wszystkim, czego pragnie, kiedy tak naprawdę planował przewrócić jej świat do góry nogami i usadowić się na jego szczycie.Dla niej przeznaczył miejsce na samym dole.Kestrel wyrwała się z jego objęć.Arin przepraszał.Pytał, co zrobił nie tak.Twarz miał zarumienioną, wargi nabrzmiałe.Mówił coś o tym, że to być może za wcześnie, ale kiedyś uda im się żyć tutaj.Razem.– Moja dusza należy do ciebie – zapewniał.– Wiesz o tym.Uniosła dłoń, by osłonić się przed widokiem jego twarzy i powstrzymać go od mówienia.Wyszła z kuchni.Tylko duma powstrzymała ją przed zerwaniem się do biegu.Poszła do swoich komnat, odziała się w czarny strój pojedynkowy oraz wysokie buty i wyjęła z bluszczu improwizowany nóż.Za pomocą kawałka materiału przymocowała go do nadgarstka, po czym udała się do ogrodu i czekała na zmierzch.Zawsze uważała, że jeśli uda się jej uciec, to tylko przez ogród, wciąż jednak nie była pewna, jak to zrobić.Raz jeszcze uważnie przyjrzała się ścianom, ale nie zauważyła niczego nowego.Potem popatrzyła na drzwi do drugiej części ogrodu.W jakiż sposób mogłyby jej pomóc? Prowadziły do komnat Arina, a Arin…Nie.Tłumaczyła sobie, że nie przejdzie przez te drzwi za żadne skarby świata, gdy nagle odkryła, że wie, co powinna zrobić.Drzwi pozwalały nie tylko przekroczyć mur.Pozwalały również wspiąć się na niego.Położyła prawą rękę na klamce, a palcami lewej stopy wczepiła się w dolny zawias.Lewą dłoń oparła o kamienną futrynę i podciągnęła się, balansując na niewielkim kawałku metalu.Potem uniosła prawą nogę i postawiła ją na klamce.Sprawdziła, czy jest w stanie utrzymać równowagę i wyprostowała się, by chwycić drugi zawias.Następnie wsunęła palce dłoni w szczelinę pomiędzy górą drzwi a zimnym kamieniem.Wspinała się, póki nie stanęła na szczycie ściany oddzielającej dwa ogrody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]