[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.»«Tak, to prawda.Masz rację, Nauczycielu.Pokój jest tutaj.W Twoich ramionach.Jestem nieszczęśliwy.Ty jeden mnie rozumiesz i kochasz.Tylko Ty.Jestem głupcem.Przebacz mi, Nauczycielu.»«Tak, bądź dobry, bądź pokorny.Kiedy upadasz, przychodź do Mnie, a Ja cię podniosę.Kiedy jesteś kuszony, biegnij do Mnie, a Ja cię obronię przed tobą samym i przed tymi, którzy cię nienawidzą, przed wszystkim.Wstań.Inni nadchodzą.»«Pocałunek, Nauczycielu.pocałunek.»Jezus całuje go.Judasz wstaje.a ja myślę o tym, że on wcale nie wyznał swoich win.«Trochę się spóźniliśmy, bo Joanna już nie spała i odźwierny chciał ją uprzedzić.Przyjdzie w ciągu dnia do Józefa, aby Ci oddać cześć» – mówi Tadeusz.«Do Józefa? Jeśli spadnie ta masa wody, którą zapowiada niebo, te ulice staną się bagnem.Z pewnością Joanna nie przyjdzie do tej nory i tymi ulicami.Lepiej będzie, jeśli my pójdziemy do niej.» – mówi Judasz, który już odzyskał pewność siebie.Jezus mu nie odpowiada, tylko pyta Swego kuzyna:«Czy ktoś z naszych szukał nas u Joanny?»«Jeszcze nikt.»«To dobrze.Chodźmy do Józefa.Inni do nas dołączą.»«Gdybym był pewny, że nasze matki są w drodze, wyszedłbym im na spotkanie» – mówi Juda, syn Alfeusza.«Byłoby dobrze, ale liczne drogi prowadzą do Tyberiady i być może one nie idą drogą główną.» [– odpowiada mu Jezus.]«To prawda, Jezu.Chodźmy.»Odchodzą pośpiesznie pośród błyskawic, które znaczą sine niebo, a pierwsze pomruki grzmotów odbijają się silnym echem w parowach pomiędzy wzgórzami okalającymi całe jezioro.Wchodzą do ubogiego domu Józefa, który w czasie burzy wydaje się jeszcze biedniejszy i ciemniejszy.Promienne są jedynie twarze ucznia i jego rodziny, szczęśliwej, że mają Nauczyciela w swym domu.«Ale nie masz szczęścia, Panie – tłumaczy się przewoźnik.– Na takim jeziorze nie mogłem łowić i.mam tylko trochę jarzyn.»«I twoje dobre serce.Ale pomyślałem o tym.Towarzysze zaraz przyjdą z tym, czego potrzeba.Nie trudź się, niewiasto.Możemy usiąść na podłodze.Tu jest tak czysto.Jesteś dzielną niewiastą, wiem o tym, a porządek, jaki dostrzegam, potwierdza to.»«O! Moja małżonka! To prawdziwa dzielna niewiasta! Moja radość, moja radość» – wyznaje przewoźnik, zachwycony pochwałą Pana.Ten zaś usiadł spokojnie na skraju wygaszonego paleniska, niemal na podłodze, biorąc na kolana małe dziecko, które patrzy na Niego zaskoczone.Ci, którzy poszli na zakupy, wchodzą wraz z pierwszą ulewą i na progu potrząsają płaszczami i [czyszczą] sandały, żeby nie wnieść wody ani błota do domu.To jakby koniec świata: grzmoty, błyskawice, deszcz, wiatr.Huk jeziora towarzyszy pojedynczym błyskom i wyciu wiatru.[Piotr mówi:] «Witajcie! Lato pierze sobie piórka i zrasza palenisko.Potem będzie lepiej.Oby tylko deszcz nie uszkodził winorośli.Czy mogę iść na górę popatrzeć na jezioro? Chcę zobaczyć, w jakim jest nastroju.»«Idź, idź.Dom należy do was» – odpowiada uczeń Piotrowi.I Piotr – szczęśliwy, w samej tylko tunice – wychodzi nacieszyć się burzą.Idzie na taras po zewnętrznych schodach i pozostaje tam, aby się ochłodzić.Dzieli się wrażeniami z tymi, którzy zostali w domu, jakby był na mostku swej łodzi i wydawał polecenia.Inni siedzą tu i tam w kuchni, gdzie niewiele widać, gdyż trzeba przymknąć drzwi z powodu deszczu.Przez szczelinę wdziera się smuga zielonkawego światła, którą czasem przerywa krótki i oślepiający blask błyskawic.Wchodzi Piotr ociekający wodą, jakby wpadł do jeziora, i oświadcza: «Teraz [burza] jest nad naszymi głowami.Oddala się ku Samarii.Tamtych przemoczy.»«Ciebie już przemoczyła! Jesteś jak tryskające źródło» – zauważa Tomasz.«Tak, ale jest mi tak dobrze po tym upale.»«Wejdź.Tak zmoczony rozchorujesz się, jeśli będziesz stał we drzwiach» – radzi Bartłomiej.«Nie! Jestem jak wyschłe drewno.Zanim potrafiłem wymówić słowo „tato”, już się przyzwyczajałem do wilgoci.Ach! Jak się dobrze oddycha!.Jednakże.ulica to.rzeka.Gdybyście ujrzeli jezioro! Ma wszystkie kolory i bulgocze jak kocioł.Nie można już nawet dostrzec, w którym kierunku podążają fale.Kipią w miejscu.Jednak to było potrzebne.»«Tak, trzeba tego było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]