[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy w końcu droga wyrównałasię, Ciernista Róża, zanosząc się kaszlem, przystanęła na krótkiodpoczynek.Nawet Miś, z językiem ciężko zwisającym zpyska, przysiadł na ziemi.- Nic pani nie jest? - mruknął Briar.Nie chciał, żeby jegonauczycielka pomyślała, że robi się ckliwy czy coś w tym ro-dzaju, niemniej jednak zdarzały mu się już noce, gdy budził sięzlany zimnym potem z powodu snów, w których CiernistąRóżę spotykało coś złego.Kobieta odwiązała od pasa bukłak z wodą i upiła z niego łyk.Następnie wytarła ustnik rękawem habitu i podała butlęBriarowi.-To przez ten przeklęty dym - wyjaśniła po kilku głębokichoddechach.- A dodatkowo na takiej wysokości powietrze jestrozrzedzone.Chodź i popatrz na to.- Zakreśliła ręką łuk,wskazując miejsce po swojej prawej stronie, gdzie grunt zacząłprzechylać się w dół.Briar zbliżył się do kobiety, spojrzał i przetarł oczy, abyupewnić się, że to nie przywidzenie.W miejscu tym zbocze góry przekształcone zostało w nie-wielką dolinę otoczoną kolistymi tarasami.Na północnymwschodzie, czyli tam, gdzie powinna znajdować się najdalejpołożona krawędź doliny, chłopak ujrzał kamienny murstrzeżony przez żołnierzy.„To tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek próby wślizgnięcia siędo zamku od tyłu" - pomyślał Briar, zerkając na niewielką doli-nę.„Trzeba by przedostać się przez ten mur, a to nie byłobychyba takie proste".W obrębie całej doliny, pomiędzy niemal kompletnie su-chymi rowami nawadniającymi widać było dziesiątki grządekobsadzonych jakimiś roślinami.Ku wielkiemu przygnębieniuBriara wszystkie były zwiędłe i brązowe, a zatem umierającebądź już martwe.- To właśnie jest złoto Złotej Grani - odezwała się CiernistaRóża.Jej głos brzmiał już nieco lepiej.- A raczej to, co z niegozostało.- Jak rośliny mogą być złotem? - zapytał chłopak.- To krokusy uprawne, z których uzyskiwany jest szafran.Znamiona słupków tych roślin są warte więcej niż złoto o tejsamej wadze.Na jedną uncję przyprawy trzeba zużyćdwadzieścia tysięcy takich kwiatów.Briar gwizdnął.Szafran był najdroższą przyprawą świata iprzynosił fortunę każdemu, kto się nim zajmował.Za pieniądzeze sprzedaży jednego funta można by wykarmić wszystkichmieszkańców Złotej Grani przez rok lub nawet dwa.- To rzeczywiście jest Złota Grań.Ale co się stało z tymikrokusami? Za mało wody? - zapytał, nie odrywając oczu odrozciągających się przed nim tarasów.- Cała woda, jaką teraz mają, przybywa tu z zamku, ale jestona twarda i niezbyt dobra dla roślin.Zazwyczaj woda to nieproblem, ponieważ krokus uprawny nie wymaga jej dużo, alesusza trwa w tej części kraju już od trzech lat.- Szkoda, że nie powiadomiono nas o tym wcześniej,najlepiej jeszcze w ciągu lata - odezwał się w pobliżu miękki, azarazem zdecydowany głos.- Być może moglibyśmy im po-móc.Briar podskoczył w miejscu.Zza załomu ścieżki prowa-dzącej w głąb wydrążonej w zboczu doliny wyszedłmężczyzna.Był dziesięć cali wyższy od mierzącego pięć stópBriara.Jego długie proste włosy układały się w czarne i szarepasma.Miał pięćdziesiąt trzy lata - o dwadzieścia więcej niżCiernista Róża - ostro zarysowaną twarz i bujne, lekkosiwiejące wąsy.Najciekawszym elementem twarzy tegomężczyzny były jednak jego oczy: czarne niczym węgiel, zgęstymi czarnymi rzęsami, osadzone głęboko pod grubymi irównie czarnymi brwiami.Był schludnie ubrany, miał na sobiebladożółtą lnianą koszulę, luźne brązowe lniane spodnie,błyszczące buty i rozciętą z przodu bawełnianą szatęwierzchnią, ufarbowaną na pasujący do reszty stroju odcieńbrązu.Miś na jego widok zaczął energicznie merdać ogonem,wzbijając ze ścieżki tumany kurzu, co natychmiast wywołało uCiernistej Róży kichanie.- Panie Niko, wystraszył mnie pan na śmierć! - wykrzyknąłBriar.Był zły, przede wszystkim na siebie, za to, że nie wyczułw okolicy obecności jeszcze jednej osoby.- Jak na osobę,której całe życie polega na dostrzeganiu różnych rzeczy, umiepan bardzo szybko znikać z oczu!- Taki właśnie był mój zamiar.- Niklaren Złotookiuśmiechnął się, lecz wyraz jego twarzy częściowo skrywałybujne wąsy.- Skoro udało mi się zaskoczyć ciebie, Briarze, toznaczy, że spisałem się naprawdę dobrze.Chłopak pociągnął nosem, po czym wytarł go o rękaw ka-ftana.- Byłem zajęty rozmyślaniem o tych roślinach - odparł.-Biedaczyska.- Chodź, przyjrzysz się im lepiej z bliska - odezwała sięCiernista Róża, odbierając od Briara bukłak z wodą.Z Misiemu boku ruszyła ścieżką w głąb malutkiej doliny.Mężczyzna ichłopak podążyli za nią.W miarę jak zbliżali się do tarasów, Briar coraz lepiej widziałporastające je rośliny - drobne kwiaty, wysokie zaledwie nakilka cali.Wszystkie wydawały się skarlałe.Chłopak przy-puszczał, że zarówno liście, jak i kwiaty byłyby nieco większe,gdyby tylko miały dostęp do wystarczającej ilości wody.Zatrzymał się przy jednym z tarasów i przyklęknąwszy, zbliżyłotwartą dłoń do gruntu - był bardziej piaszczysty aniżeli ziemiaw rozległej dolinie, z której przybyli.Solidny systemodwadniający miał za zadanie odprowadzać nadmiardeszczówki.Chłopak ujął delikatnie dwoma palcami martwąłodyżkę i poczuł się tak,jakby życie tych roślin przepłynęło przez niego.Odczuł, żejeszcze przed tygodniem próbowały one ze wszystkich siłrozkwitnąć.Było tu jednak zbyt sucho, a przesyconaminerałami woda z zamku okazała się za twarda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]