[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skończone - powiedział Sammy.- Chyba już.Wylądował.Ragle zdjął słuchawki.- Dokąd idziesz?- Na spacer,Podniósł zasuwę i wyszedł na podwórko.Rześkie, wieczorne powietrze.Światło w kuchni.Siostra i szwagier gotują obiad.Pójdę sobie, pomyślał.Zniknę stąd.Już wcześniej chciałem.A teraz nie pozostaje mi już nic do zrobienia.Niczego nie mogę się spodziewać.Obszedł dom, dotarł do frontowych drzwi.Cicho nacisnął klamkę i wśliznął się do środka uważając, aby nie zostać spostrzeżonym przez Vica lub Margo.Po cichu dopadł swojego pokoju.Powyciągał z szuflad porozrzucane w nieładzie pieniądze, zabrał płaszcz i spiesznie wyszedł na ulicę.Zauważył taksówkę.Zamachał ręką i samochód przystanął.- Proszę na dworzec autobusowy - wsiadł do wozu.- Tak jest, Mr.Gumm.- Pan mnie zna? - zdziwił się.Znowu ten sam objaw - projekcja paranoicznej osobowości, przejawiająca się w bezgranicznym rozszerzeniu własnego JA.Wszyscy mnie rozpoznają, wszyscy myślą o mnie.- Oczywiście - odpowiedział kierowca.- Przecież to pan jest wielokrotnym zwycięzcą w ,,Małym zielonym ludziku".Widziałem zdjęcie w gazecie i westchnąłem „No, tak.Ten człowiek mieszka w naszym mieście.Może pewnego dnia wsiądzie do mojej taksówki".I dzisiaj wieczorem stało się.A więc to naprawdę, pomyślał Ragle.Osobliwy przypadek, przenikanie się rzeczywistości i urojeń schizofrenika.Realny apendyks do chorobliwych wizji.Jeśli rozpoznają mnie taksówkarze, to znaczy, że chyba nie śnię, lecz że ludzie czytają gazety.Lecz jeśli ujrzę otwarte niebo i przemawiającego do mnie Syna Człowieczego, to z pewnością będzie paranoja.Chyba nie byłoby to łatwe do rozpoznania.Taksówka pędziła ciemnymi ulicami mijając domy i sklepy.Wreszcie zatrzymała się w centrum dzielnicy handlowej przy krawężniku.- Jesteśmy już na miejscu - powiedział kierowca i wysiadł, chcąc otworzyć drzwi pasażerowi.Ragle sięgnął do portfela.Rozejrzał się dookoła podając banknot.W świetle latarni budynek wydawał mu się znajomy.Tak, to przecież biurowiec Gazety.Wsiadł do taksówki.Kierowca szykował się do odjazdu.- Chciałem na dworzec autobusowy, nie do „Gazety".- Co takiego? - mężczyzna drgnął, jak gdyby obudził go trzask pioruna.- Naprawdę? Co za fatalna omyłka - zapuścił motor.- Rzeczywiście, przypominam sobie.Ale później rozmawialiśmy o Konkursie i dlatego ciągle myślałem o Gazecie, aż wreszcie przyjechałem do wydawnictwa.Bałwan ze mnie.- W porządku, nic się nie stało - uspokajał go Ragle.Mknęli ciemnymi ulicami tak szybko, że w końcu przestał je rozpoznawać.Nie wiedział, gdzie się znajdują.Zarysy fabryki po prawej stronie.Samochód kilka razy podskakiwał na torach.Mijali jakieś posiadłości.Nigdzie żadnego światła.Jak zareagowałby kierowca, gdybym go poprosił, żebyśmy wyjechali z miasta?- Hm.- Tak, Mr.Gumm.- Co pan by powiedział, gdybyśmy wybrali się na spacerek za miasto?- Przykro mi, sir, ale nie mam pozwolenia na jazdy długodystansowe.Zabronione.Ograniczono strefę do obszaru miejskiego, żebyśmy nie robili konkurencji autobusom.- Ale mi chodzi tylko o czterdzieści mil.Mógłby pan zarobić parę dolarów więcej.Niechże pan nie udaje służbisty.przepis tu, przepis tam.Na pewno już nieraz wyjeżdżaliście za miasto.- Nie, nic z tego - bronił się taksówkarz.- Może inni koledzy praktykują to, ale ja nie.Mogę stracić na zawsze licencję.Gdyby kontrola drogowa przyłapała mnie za miastem, zostałbym natychmiast zatrzymany, licencja odebrana i jeszcze musiałbym płacić pięćdziesiąt dolarów kary.To niemożliwe.Czy komuś na tym zależy, rozmyślał Ragle, żebym nie opuścił miasta? Czy jest mi to zabronione?Znowu odzywa się choroba.A może nie?W jaki sposób mogę odróżnić zdrowie od choroby, rzeczywistość od urojenia?Czy mógłbym jakoś udowodnić realność upływającego czasu?Niebieski neon zamigotał w szczerym polu.Samochód zahamował.- Jesteśmy na miejscu.Ragle otworzył drzwi i wyjrzał.Po chwili cofnął głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]