[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W zeszłym tygodniu spis posiadanych leków.Dwa tygodnie temu wielkość spożycia kaszy przez więźniów na kilometr wybudowanej drogi.Warunki pogodowe.Wskaźniki przeżycia.I próbowaliśmy rozliczyć się z zaginionych dostaw wojskowych.- Powiedzieli wam, dlaczego tu jestem?- Piszecie raport.- Podczas robót na Smoczych Szponach znaleziono zwłoki mężczyzny.Trzeba sporządzić raport dla ministerstwa.Yeshe oparł się o ścianę.- Czyli to nie był więzień?Pytanie nie wymagało odpowiedzi.Nagle chłopak zorientował się, jaką koszulę nosi Shan.Zerknął pod stół i zobaczył jego sponiewierane buty z tektury i tworzywa sztucznego, po czym przeniósł wzrok na Fenga.- Nie powiedzieli wam - odezwał się Shan.Było to stwierdzenie, nie pytanie.- Nie jesteście Tybetańczykiem.- A wy nie jesteście Chińczykiem - odpalił.Yeshe odsunął się od niego.- To pomyłka - wyszeptał.Wyciągnął ręce w stronę Fenga, jak gdyby błagał o łaskę.Sierżant bez słowa wskazał palcem drzwi gabinetu nadzorcy.Chłopak niechętnie podreptał z powrotem i usiadł naprzeciw Shana.W roztargnieniu wpatrywał się w jego buty, aż wreszcie, najwyraźniej zebrawszy się w sobie, uniósł wzrok.- Czy macie być oskarżeni? - zapytał, nie mogąc ukryć niepokoju.- W jakim sensie? - Shan zdumiał się, jak rozsądnie zabrzmiało to pytanie.Yeshe patrzył na niego szeroko otwartymi oczyma, jakby miał przed sobą jakiegoś nieznanego demona.- W sensie procesu o morderstwo.Shan spojrzał na swoje dłonie: w roztargnieniu skubał jeden z odcisków.- Nie wiem.Czy to wam właśnie powiedzieli? - Być może o to chodziło od samego początku.Stara gwardia, jak Tan i minister Qin, lubiła się bawić ofiarą, nim ją pożarła.- Niczego mi nie powiedzieli - odparł z goryczą Yeshe.- Prokurator wyjechał - wyjaśnił Shan, starając się za wszelką cenę, by nie zadrżał mu głos.- Pułkownik Tan potrzebuje raportu.A to było moje dawne zajęcie.- Morderstwa? - Zabrzmiała w tym niemal nadzieja.- Nie.Kompletowanie akt.- Popchnął listę w stronę Yeshego.- Próbowałem skontaktować się z pierwszą osobą.Jest nieuchwytna.Chłopak obejrzał się na Fenga i westchnął, gdy sierżant nie raczył tego zauważyć.- Jestem tu tylko na to popołudnie - powiedział niezobowiązująco.- Nie prosiłem o was.Sami stwierdziliście, że to wasze zajęcie.Płacą wam za opracowywanie danych.- Opór Yeshego zbijał Shana z tropu.Zdawało mu się, że wie, dlaczego przydzielono mu asystenta.Jeśli bezpieka go obserwuje, nie może polegać wyłącznie na jednej pluskwie w słuchawce telefonu.- Przestrzega się nas przed wchodzeniem w konszachty z więźniami.Rozglądam się za lepszą robotą.Współpraca z przestępcą.sam nie wiem.To mogłoby wyglądać na.- Nie dokończył.- Na recydywę? - podsunął Shan.- Właśnie - podchwycił Yeshe z wdzięcznością.Shan przez chwilę przyglądał mu się badawczo, po czym otworzył notatnik i zaczął pisać.Oświadczam, że aż do dnia dzisiejszego nie zetknąłem się z pomocnikiem biurowym Yeshem z Centralnego Zarządu Więzień Okręgu Lhadrung.Działam na bezpośrednie zlecenie pułkownika Tana z zarządu okręgu Lhadrung.Przerwał.Po chwili napisał jeszcze: Jestem pełen najgłębszego podziwu dla zaangażowania Yeshego w socjalistyczną reformę.Umieścił pod tym swój podpis i datę, po czym wręczył kartkę zdenerwowanemu Tybetańczykowi, który z powagą przeczytał ją, złożył i schował do kieszeni.- Tylko na dzisiaj - powtórzył, jak gdyby sam chciał się uspokoić.- Zawsze przydzielają mi pracę tylko na bieżący dzień.- Nie wątpię, że nadzorca Zhong nie pozwoli, by tak cenny pracownik marnował się dłużej niż przez kilka godzin.Yeshe zawahał się, jak gdyby zmieszany sarkazmem Shana, w końcu jednak wzruszył ramionami.Sięgnął po listę.- Lekarka - zaczął, w mgnieniu oka koncentrując się na zadaniu.- Nie proście o lekarkę.Połączcie się z biurem dyrekcji szpitala.Powiedzcie, że pułkownik Tan potrzebuje protokołu z obdukcji.Dyrektor ma faks.Powiedzcie, żeby natychmiast przesłali go faksem.Nie do was.Do sekretarki nadzorcy.Nadzorcy teraz nie ma.Porozmawiam z nią.- Nie ma go?- Pojechał z kierowcą Ministerstwa Geologii.Shan przypomniał sobie nagle obcy samochód terenowy, który widział, kiedy znaleźli ciało.- Dlaczego Ministerstwo Geologii przysyła kogoś na teren robót Czterysta Czwartej? - zastanowił się głośno.- Bo ten teren jest na górze - odparł sztywno Yeshe.- Tak?- A góry podlegają Ministerstwu Geologu - dorzucił w roztargnieniu, przeglądając listę nazwisk.- Porucznik Chang.On urzęduje na drugim końcu korytarza.Załoga wojskowego ambulansu, która przejęła zwłoki od strażników.Ich raporty będą w Nefrytowym Źródle.- Będę potrzebował oficjalnego komunikatu meteorologicznego sprzed dwóch dni - powiedział Shan.- I spisu wszystkich wycieczek zagranicznych, którym w ciągu ostatniego miesiąca zezwolono na wjazd do Tybetu.Chińskie Biuro Podróży w Lhasie powinno go mieć.I uprzedźcie sierżanta, że może znów pojedziemy do miasta.Pięć minut później Yeshe zaczął znosić mu, jeszcze ciepłe, schodzące z faksu raporty.Przejrzał je szybko i zabrał się do pisania.Kończył już, gdy nagle na korytarzu rozległo się wycie syreny.Poznał ten sygnał, który słyszał jeden jedyny raz w ciągu wszystkich spędzonych w Czterysta Czwartej miesięcy.Sygnał do wydania broni strażom więziennym.Po plecach przebiegł mu dreszcz.Choje rozpoczął protest.Pułkownik Tan podejrzliwie zmierzył Shana wzrokiem, gdy ten godzinę później stanął przed jego biurkiem z raportem w dłoni.Niecierpliwie sięgnął po dokument i zaczął czytać.Budynek wydawał się niemal pusty.Nie, nie zwyczajnie pusty, pomyślał Shan.Raczej wyludniony, opuszczony tak, jak drobne zwierzęta opuszczają swe leża, gdy w pobliżu pojawia się drapieżnik wieńczący łańcuch pokarmowy.Wiatr stukał oknami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]