[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto np.podają, że w r.1599 marszałek de Beaumanoir znalazł w lesie podczas polowania łysego Sylena, który spał zagrzebany pod mierzwą zwiędłych liści.Marszałek kazał go pojmać, związać i oprowadzał po zamkach i dworach swoich znajomych.Staruszek, który pamiętał Kronosa, nie mógł znieść takiej hańby: umarł w trzy miesiące później ze wstydu i zgryzoty.Pochowano go na cmentarzu Saint-Côme.Satyrowie (Fauny)O satyrach nie wiedziano, ani ilu ich jest, ani skąd pochodzą.Było ich wszędzie pełno.Mieli nogi koźle, zakończone rozszczepionymi kopytami, porosłe aż do pasa gęstą sierścią.Górna część ciała była ludzka, ale grube, czerwone wargi, capia broda i spiczaste uszy nadawały ich twarzom wygląd zwierzęcy.Niektórzy mieli rogi na głowie, jak Pan.Po lasach zabawiali się z nimfami, ludzi sprowadzali na manowce omylnym wołaniem lub błędnymi ognikami, pasterzom kradli kozy i owce, straszyli dokoła chat chłopskich.Krnąbrni i nieustępliwi, napadali nawet boginie i raz wyrwali Irydzie kilka piór tęczowych z prawego skrzydła.Ich królem, ich władcą, ich ukochaniem był Dionizos, którego dzieckiem nosili na rękach i kołysali do snu graniem na fujarce.On im pozwalał na wszystko i poił winem, którego nigdy nie mieli dosyć.Dyktator rzymski Sulla, któremu biografowie starożytni nie szczędzą cudownych przygód, miał znaleźć raz uśpionego satyra niedaleko miasta Apolonii w Epirze, w dolinie pokrytej pięknymi łąkami.Zadawano mu pytania w rozmaitych językach i narzeczach, ale on nie umiał dać żadnej odpowiedzi, tylko odzywał się głosem dzikim i ostrym, w którym było coś z rżenia końskiego i beku kozła.Sulla przestraszył się i kazał go precz odegnać.Liczne są posągi, płaskorzeźby, malowidła z wyobrażeniem tych wesołych bożków, którzy tańczą, grają, śpiewają, niosą bukłaki z winem, bawią się jak młode kozły albo zmęczeni i pijani śpią oparci o pień drzewa, bezwładni, z uśmiechem na grubych wargach.Są oni nam równie bliscy dziś jak przed wiekami.Nieraz w lesie zdaje się, że za chwilę posłyszymy, jak po mchach cwałują kosmate nóżki leśnego licha, które nagle stanie przed nami, jakby uciekło z obrazu Jacka Malczewskiego.I nie dziwi nas, że Kochanowski wprowadził bożka, co miał “twarz nie prawie cudną", i przez jego usta skarżył się na bezmyślne niszczenie lasów w Polsce i głupią pogoń ludzi za pieniądzem.NimfyNimfa (po grecku: dziewczyna) była to istota pośrednia między bogiem a człowiekiem.Nimfy żyły bardzo długo i nie starzały się nigdy, ale przecież w końcu umierały.Przebywając w pobliżu człowieka i dzieląc z nim śmiertelność, lepiej niż Olimpijczycy rozumiały jego troski i potrzeby.Na opuszczonych grobach sadziły kwiaty, a w uciążliwej drodze prowadziły wędrowców do źródeł krzepiących.Trzodom dawały paszę, a pasterzy uczyły śpiewu i grania.Szmer potoków, szum lasu, brzęczenie owadów, wszystkie głosy wiosny i lata były jakby ich śpiewem.Drobnymi, różanymi stopami przebiegały leśne polany.Były uosobieniem wszystkiego, co miłe, wdzięczne, wrażliwe, delikatne w przyrodzie.Poświęcano im piękne źródła, albowiem woda była ich właściwym żywiołem.W skalistej Grecji woda jest zawsze bezcenną rzadkością.Najlichsze źródło może się wydać czymś boskim, godnym najtkliwszej opieki.Kto po kilku godzinach drogi wśród spiekoty odnajdywał pod kamieniem bijący w górę stożek wody, przyklękał, pił, a następnie, przygiąwszy gałąź drzewa, które rosło nad źródłem, zawieszał na niej swój kubek jako dar wdzięczności dla uroczych boginek, przyjaciółek ludzi.One czuwały nad czystością i dostatkiem wody i za ich sprawą brzegi rzek i strumieni maiły się świeżą trawą i kwiatami.Pewne źródła były lecznicze, stąd nimfy uważano za boginie zdrowia.Mogły również dawać jasnowidzenie i same przepowiadały przyszłość.A gdy zbrodniarz umył w źródle ręce skrwawione, nimfa tam mieszkająca porzucała swe schronienie i wędrowała gdzieś dalej.Były to bowiem istoty czyste, kochające życie, nienawidzące zła, i mówiono o nich, że pierwotnych dzikusów oduczyły ludożerstwa.Mieszkały albo w samych źródłach, albo w grotach.Pod dachem z szarego listowia oliwki biegło wejście do pieczary, zwrócone na północ, którędy szli ludzie i przylatywały pszczoły, mające we wnętrzu swoje ule.Drugie wnijście, owiane południowym wiatrem, przeznaczone było dla bogów i wiodło wprost do komnat, gdzie stały kamienne warsztaty tkackie, na których nimfy wyrabiały prześliczne tkaniny barwione purpurą morza.Po dniu pracowitym zwoływała je Artemida na nocne tańce.Nimfy wodne zwały się najady.Oprócz nich była jeszcze mnogość niezmierna innych nimf: oready mieszkały w górach, lejmoniady — na łąkach wilgotnych, driady — wśród lasów, hamadriady — w samych drzewach.“Razem z nimi — głosi Homerycki hymn do Afrodyty o hamadriadach — razem z nimi, w chwili ich urodzenia, wyrosły z gruntu dąb i świerk i kwitły pięknie wśród gór.A kiedy wreszcie nadeszła przeznaczona godzina ich śmierci, przede wszystkim te piękne drzewa usychały: kora z nich opada naokół, a gałęzie zlatują; i razem dusza z nich uchodzi przed światłem słońca"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]