[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtem z ambony ozwało się warczenie bębna.Zdumieli się słuchacze.Ksiądz Kamińskizaś bił w bęben, jakby na trwogę; nagle urwał i nastała cisza śmiertelna.Po czym warczenieozwało się po raz drugi, trzeci; nagle ksiądz Kamiński cisnął pałeczki na podłogę kościelną,podniósł obie ręce w górę i zawołał: Panie pułkowniku Wołodyjowski!Odpowiedział mu krzyk spazmatyczny Basi.W kościele uczyniło się po prostu straszno.Pan Zagłoba podniósł się i na współkę z panem Muszalskim wynieśli omdlałą niewiastę zkościoła.Tymczasem ksiądz wołał dalej: Dlaboga, panie Wołodyjowski! Larum grają! wojna! nieprzyjaciel w granicach! a ty sięnie zrywasz? szabli nie chwytasz? na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu? zaliśswej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?Wezbrały rycerskie piersi i płacz powszechny zerwał się w kościele, i zrywał się jeszczekilkakrotnie, gdy ksiądz cnotę, miłość ojczyzny i męstwo zmarłego wysławiał, a i kazno-dzieję porwały własne słowa.Twarz mu pobladła, czoło okryło się potem, głos drżał.Uniósłgo żal nad zmarłym rycerzem, żal nad Kamieńcem, żal nad zgnębioną rękoma wyznawcówksiężyca Rzecząpospolitą, i taką wreszcie kończył swoją mowę modlitwą: Kościoły, o Panie, zmienią na meczety i Koran śpiewać będą tam, gdzieśmy dotychczasEwangelię śpiewali.Pogrążyłeś nas, Panie, odwróciłeś od nas oblicze Twoje i w moc spro-snemu Turczynowi nas podałeś.Niezbadane Twoje wyroki, lecz kto, o Panie, teraz opór mustawi? jakie wojska na kresach wojować go będą? Ty, dla którego nic nie jest w świecie za-kryte, Ty wiesz najlepiej, że nie masz nad naszą jazdę! Która ci, Panie, tak skoczy, jako naszaskoczyć potrafi? Takichże obrońców się pozbywasz, za których plecami całe chrześcijaństwomogło wysławiać imię Twoje? Ojcze dobrotliwy! nie opuszczaj nas! okaż miłosierdzie Two-319je! ześlij nam obrońcę, ześlij sprosnego Mahometa pogromcę, niech tu przyjdzie, niech staniemiędzy nami, niech podniesie upadłe serca nasze, ześlij go, Panie!.W tej chwili rum uczynił się przy drzwiach i do kościoła wszedł pan hetman Sobieski.Oczy wszystkich zwróciły się na niego, dreszcz jakiś wstrząsnął ludzmi, a on szedł z brzę-kiem ostróg ku katafalkowi, wspaniały, z twarzą rzymskiego cezara, ogromny.Zastęp żelaznego rycerstwa szedł za nim. Salvator! krzyknął w proroczym uniesieniu ksiądz.A on klęknął przy katafalku i po-czął się modlić za duszę Wołodyjowskiego.320EPILOGW rok przeszło po upadku Kamieńca, gdy uciszyły się jako tako niezgody stronnictw, wy-stąpiła nareszcie Rzeczpospolita w obronie swych granic wschodnich.I wystąpiła zaczepnie.Wielki hetman Sobieski poszedł w trzydzieści jeden tysięcy jazdy ipiechoty w sułtańskie ziemie, pod Chocim, by uderzyć na potężniejsze nierównie zastępyHusseina baszy stojącego pod tymże zamkiem.Imię pana Sobieskiego było już straszne nieprzyjacielowi.Przez ów rok po upadku Ka-mieńca, mając zaledwie kilka tysięcy wojska, tyle dokazał, tak poszarpał niezliczoną armiępadyszacha, tyle wygniótł czambułów, tak wielkie odbił tłumy jasyru, że stary Hussein, luboliczbą wojsk potężniejszy, lubo na czele wyborowego komuniku stojący, lubo przez Kapła-na baszę wspomagany, nie śmiał hetmanowi stawić czoła w otwartym polu i w warownympostanowił się bronić obozie.Hetman otoczył wojskami ów obóz i wiadomo było powszechnie, iż chce wstępnym bo-jem go zdobyć.Mniemali wprawdzie niektórzy, iż niesłychane to jest w dziejach wojenprzedsięwzięcie, by z mniejszą siłą porywać się na większą, której w dodatku wały i rowybronią.Hussein miał sto dwadzieścia dział, w całym zaś polskim obozie było ich tylko pięć-dziesiąt.Piechoty tureckie trzykroć przenosiły potęgą hetmańskie; samych janczarów, takstrasznych w ręcznym boju, stało w tureckich wałach przeszło ośmnaście tysięcy.Lecz het-man wierzył w swoją gwiazdę, urok swego imienia i na koniec w wojska, które prowadził,Szły bowiem pod nim pułki doświadczone i hartowana w ogniu, ludzie, którzy od dziecin-nych lat we wrzawie wojennej wzrośli, odbyli niezliczoną ilość pochodów, wypraw, oblężeń,bitew.Wielu pamiętało jeszcze straszne Chmielnickiego czasy, Zbaraż i Beresteczko; wieluprzerwało wszystkie wojny: szwedzkie, pruskie, moskiewskie, domowe, duńskie i węgier-skie.Były tam poczty pańskie z samych weteranów złożone, byli żołnierze ze stannic, dlaktórych wojna stała się tym, czym dla innych pokój: zwykłym stanem i trybem życia.Podwojewodą ruskim stało piętnaście chorągwi husarii, jazdy nawet przez cudzoziemców za nie-porównaną uważanej; były chorągwie lekkie, te same właśnie, na których czele takie klęskizadał hetman już po upadku Kamieńca rozproszonym czambułom tatarskim; były na koniecpiechoty łanowe, które z kolbami, bez wystrzału, umiały się rzucać na janczarów.Hodowała tych ludzi wojna, bo hodowała ona w Rzeczypospolitej całe pokolenia; lecz bylidotychczas rozproszeni albo w usługach wrogich stronnictw.Teraz, gdy zgoda wewnętrznapowołała ich do jednego obozu i pod jednę komendę, spodziewał się hetman zgnieść nimipotężniejszego Husseina i równie potężnego Kapłana.Prowadzili tych ludzi doświadczeniprzywódcy, których imiona zapisane były również niejednokrotnie w dziejach ostatnich wo-jen, w zmiennej kolei klęsk i zwycięstw.Sam hetman jako słońce stał na czele wszystkich i wolą swoją tysiącami kierował, lecz ja-cyż byli inni przywódcy, którzy przy tym chocimskim obozie nieśmiertelną mieli się okryćsławą?Oto było tam dwóch hetmanów litewskich: wielki Pac i polny Michał Kazimierz Ra-dziwiłł.Ci na kilka dni przed bitwą połączyli się z wojskami koronnymi, a teraz z rozkazupana Sobieskiego stanęli na wyżniach łączących Chocim ze %7łwańcem.Dwanaście tysięcywojowników słuchało ich rozkazów, między nimi zaś było dwa tysiące wybornej piechoty.Od Dniestru ku południowi stały sprzymierzone pułki wołoskie, które w przededniu bitwy321opóściły obóz turecki, aby się z chrześcijany połączyć.Obok Wołochów stał z artylerią panKątski, w zdobywaniu obronnych miejsc, sypaniu wałów i kierowaniu armatą nieporównany.W cudzoziemskich krajach on się w tej sztuce ćwiczył, lecz wkrótce i cudzoziemców niąprzewyższył.Za panem Kątskim stały piechoty ruskie i mazurskie Koryckiego; dalej panhetman polny Dymitr Wiśniowiecki, chorego króla brat stryjeczny.Ten jazdę lekką miał podsobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]