[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Parę razy wydawało jej się, że rozpoznaje granatowy berecik.Uświadomiła sobie, iż znowu zawiesiła na kimś swoje życie.Dni bez przyjaciółki wydawały się puste, wypełniało je czekanie na nią.Musi wreszcie nauczyć się żyć na własny rachunek.Tylko jak się do tego zabrać? Zamknięta w czterech ścianach nie miała szans.Nie bardzo też miała dokąd wyjść.Wiedziała, że Stanisław jej nie pomoże.Nie po to ją tu zamknął, żeby teraz to zmieniać.Więc co? Wyjść na ulicę i pytać przechodniów, czy nie mają dla niej jakiegoś pomysłu na życie albo chociażby pierwszej lepszej pracy.Nagle przyszło jej do głowy, że mogłaby zajrzeć do Teatru Polskiego i porozmawiać z dyrektorem Szyfmanem.To taki miły i dobry człowiek, na pewno jej pomoże, jeżeli będzie mógł.Parę razy nawet ze sobą rozmawiali.Kiedyś opowiadał, że spotkał na ulicy Ordynackiej dwóch synów znajomego sędziego.Starszy miał dwanaście lat, młodszy - dziesięć.Utrzymywali dom handlując wódką.Butelki chowali pod szkolnymi płaszczykami, a do przechodniów szeptali przejmująco: “Do wódzi! Do wódzi!” Ewelina roześmiała się, a potem zaraz umilkła, zdając sobie sprawę, że nie było w tym nic śmiesznego.Że raczej należałoby zapłakać.Szyfman wtedy powiedział: - Śmiejmy się, śmiejmy ze swojej sytuacji, to o wiele zdrowsze niż łzy.Tak, to był dobry pomysł.Stanisław mówił, że w lutym otworzono kawiarnię w teatrze, więc może znalazłaby się dla niej praca kelnerki.Szybko ubrała się i zbiegła po schodach.Minęła róg, poza który od dawna nie wysuwała nosa, ponieważ zakupy robiła w pobliskim sklepie.Był słoneczny dzień, w powietrzu wyczuwało się wiosnę.Pomyślała, że w Lechicach musi być teraz pięknie.Że na drzewach pojawiły się już pąki.Nagle tuż przed sobą zobaczyła Lidkę.Lidka zaczerwieniła się, zrobiła ruch, jakby chciała ją wyminąć, ale Ewelina złapała przyjaciółkę za łokieć.- Dlaczego? - spytała tylko.Dziewczyna przystanęła.Patrzyły sobie w oczy, Ewelina poczuła pod powiekami łzy.- Nie wiesz dlaczego? Pokręciła przecząco głową.- Nie powiedziałaś mi, czym się zajmuje twój mąż.- Nie mogłam, to jest praca konspiracyjna.- Praca konspiracyjna - wolno powtórzyła Lidka.- Kpisz sobie ze mnie?- Stanisław występuje w podziemnym teatrze, prawie nigdy go nie ma w domu.Musiało być coś prawdziwego w jej głosie, bo Lidka spytała już innym tonem:- Nie powiedział ci, co robi naprawdę?- Powiedział, gra dla podziemnej publiczności.Lidka roześmiała się.- Jak chcesz zobaczyć jego publiczność, to chodź ze mną.Znalazły się przed kinem “Syrena” na Inżynierskiej.Nad wejściem wymalowany był duży plakat z wyzywająco roznegliżowaną kobietą.Tytuł filmu też był wyzywający: “Wszystkiemu winna kobieta”.- Chcesz na to iść? - zdumiała się Ewelina.- Przecież do kina się nie chodzi.- Kup sobie bilet i poczekaj na film, najważniejszy jest występ przed seansem.Obejrzyj go w celach edukacyjnych.Może się jeszcze spotkamy.Lidka zostawiła ją przed kinem.Ewelina nic z tego nie rozumiała, posłusznie kupiła jednak bilet.Do rozpoczęcia filmu było trochę czasu, usiadła więc na ławce i wystawiła twarz do słońca.Poczuła delikatne ciepło na skórze.Obok na drzewie ćwierkał wesoło ptaszek.Bez względu na to, co się działo z ludźmi, przyroda budziła się do życia po zimie, odwieczne koło pór roku toczyło się ustalonym rytmem.Czuła, że ta próba, której poddała ją Lidka, ma jakiś związek ze Stanisławem.Ale to niemożliwe, żeby jej mąż grał w filmie o jakichś wyuzdanych kobietach.Po pierwsze nie był aktorem filmowym.Lidka powiedziała, że najważniejszy jest występ przed seansem.To też nie mogło dotyczyć jej męża.Zbyt cenił siebie i swój zawód, żeby zniżyć się do czegoś takiego.Więc o co w tym wszystkim chodzi?Minęła bileterkę i weszła na salę.Było niewielu ludzi.Przeważnie Niemcy w towarzystwie wyfiokowanych kobiet, mało różniących się od tej z plakatu.Paliło się światło, po obu stronach sceny, nad którą zawieszony był ekran, stały pęki chorągwi ze swastykami.Niewidzialny dla publiczności pianista uderzył w klawisze.Zza kotary wyszedł mężczyzna w przyciasnym fraku i w zbyt dużych butach.Na głowie miał melonik, a w ręku laseczkę.Przeszedł się tam i z powrotem, a gdy zwrócił się w stronę widowni, mimo charakteryzacji, Ewelina rozpoznała w nim Stanisława.Towarzyszyła mu tancereczka; Ewelina wiedziała, co za chwilę nastąpi, sama wszak wielokrotnie mocno umalowana i w kusym stroju podawała swojemu mężowi rekwizyty.Stanisław odrzucił chaplinowski melonik i laseczkę i wziął od tancerki czapkę z czerwoną gwiazdą na otoku.Ustawiwszy się do widowni bokiem, wydął górną wargę i nastroszył wąsy.Jego podobieństwo do Stalina było uderzające, widzowie pokładali się ze śmiechu.Lepszy z niego Stalin niż Hitler - przemknęło Ewelinie przez myśl.Usłyszała znajomą melodię i znajomy głos:Ten wąsik, ach, ten wąsik Ten wzrok, ten głos, ten pląsik, Ten wdzięk, ten szyk, ta mina To właśnie jestem ja.Ewelina ruszyła do przodu.Przed oczyma latały jej czerwone płaty, chwilami nic nie widziała.Miała wrażenie, że płynie w powietrzu.Na zwolnionych obrotach.Była już niedaleko sceny, kiedy Stanisław ją zobaczył.Przerwał na chwilę, a potem zaczął śpiewać szybciej, jakby w nadziei, że zdąży się wycofać za kulisy przed nadejściem katastrofy.Ale oboje byli w nią uwikłani nieodwracalnie.Ewelina weszła po schodkach i zamierzając się, z całej siły uderzyła męża w twarz.Czapka z czerwoną gwiazdą spadła mu z głowy i potoczyła się po scenie.Zobaczyła jego rozszerzone strachem oczy:- Zabiją cię - wyszeptał zbielałymi wargami.Ewelina odchyliła się do tyłu i splunęła mu w twarz.Obok niej znalazło się teraz dwóch esesmanów, których minęła przed chwilą, rozpartych w fotelach i rechoczących na całe gardło.Byli wściekli, że zepsuła im przedstawienie.Jeden z nich wykręcił jej rękę, a drugi uderzył pięścią w twarz.Z nosa pociekła jej krew.Stanisław uczepił się rękawa Niemca, powtarzając łamaną niemczyzną:- Meine Herren, das ist ein Missversteandnis.Das ist meine Frau.Wir haben Gestritten, meine Herren.Esesman nie zwracając na niego uwagi, brutalnie zepchnął Ewelinę ze sceny.Upadła na kolana, kopniakami zmusili ją, by się podniosła.Szła w ich asyście w stronę wyjścia, słysząc, jak kierownik kina przeprasza “szanownych państwa za drobne zamieszanie”.Obiecywał solennie, że zaraz rozpocznie się projekcja filmu.Kiedy wsiadała do czarnej limuzyny, spojrzała w bok i o kilka kroków od siebie zobaczyła Lidkę.Dziewczyna miała pobladłą, przerażoną twarz.A widzisz - pomyślała Ewelina z satysfakcją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]