[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lewą ręką namacałem przycisk na uprzęży kombinezonu.Pomieszczenie rozjaśniłwąski strumień światła, który ogarnął leżące na tacy bryłki, być może kiedyś kamieniepodobne do tego z pierścienia.Nie liczyłem oczywiście, że znajdę jakieś pomieszczeniez zapasem tlenu czy też coś, dzięki czemu będę mógł się stąd wydostać.Nie miałemjednak zamiaru trwać bezczynnie w miejscu i czekać, aż skończy mi się powietrzei zacznę się dusić.Moje prawe ramię było wciąż bezużyteczne.Lewą ręką ułożyłem je w poprzek torsu,mocując na uprzęży skafandra.Pozostawało mi teraz odciąć pojemnik z nieżywymkompanem.Jednak gdy spojrzałem w dół, ku memu ogromnemu zdziwieniu, zwierzakporuszył głową i dostrzegłem wzmagający się blask jego oczu.On też przeżył podróżdo tego wraku!Magnetyczne podeszwy pozwoliły mi stąpać w miarę swobodnie po pokładzie,choć powierzchnia, po której szedłem, mogła być ścianą lub sufitem.Statek powolii miarowo obracał się wokół własnej osi.W końcu odbiłem się od podłoża i ruszyłem,przytrzymując się rękami.Wszystkie znane mi statki wyposażone były w kapsuły ratunkowe.Znajdował sięw nich system nawigacyjny, który po odpaleni automatycznie wyszukiwał najbliżejznajdujące się ciało niebieski lub planetę i kierował tam kapsułę.Zawsze istniało jednakryzyko, że wyląduje ona w świecie całkowicie nieprzyjaznym człowiekowi.Możliwe, żei ten statek wyposażony był w podobne urządzenia które chroniłyby załogę i pasażeróww razie wypadku.Gdyby udało mi się znalezć jedno z nich, miałem cień szansy nawydostanie się stąd.Ale mogło być i tak, że wszystkie kapsuły odpalono po katastrofie,która spotkała statek.W ludzkiej naturze leży jednak chęć walki o przetrwanie, walki do samego końca.Wrodzony instynkt przeżycia popchnął mnie teraz do działania.Pierścień, jak przypuszczałem, przywiódł mnie do maszynowni.Cokolwiek dawałomu moc w przestrzeni i przyciągnęło do pojemnika ze spalonymi bryłkami, mogłostanowić kiedyś siłę napędową statku.46Wydostałem się z maszynowni.Kapsuły, jak mi się wydawało, powinny miećwłasny napęd.Jeśli ten statek przypominał konstrukcją inne, które znałem, to kapsułyznajdowały się prawdopodobnie kilka poziomów pode mną, bliżej kajut załogii pasażerów.Nie znalazłem żadnych schodów ani drabinek.Były za to głębokie studnie i tunele znak, że nigdy nie gościli tu ludzie.Na skraju drugiej studni zawahałem się.Nigdzienie było widać uchwytów na ręce, a statek nieustannie się obracał.Bałem się, że zostanęuwięziony w jednym z przejść i będę bezradnie dryfował.W końcu zdecydowałem siępójść po jednej ze ścian.Czułem obroty statku i znów zakręciło mi się w głowie.Na piętrze poniżej odkryłem rząd kabin.Wszystkie drzwi były pootwierane, więczajrzałem do kilku z nich.Wewnątrz zobaczyłem wąskie i krótkie półki, prawdopodobnieposłania.Domyśliłem się, że tę część statku zajmowała załoga, bo każde pomieszczeniewyglądało podobnie.Zszedłem o poziom niżej.Tu i ówdzie na podłodze leżały dywany, a pomieszczeniabyły większe od tych na górze.Na ścianie dostrzegłem ogromne, kolorowe obrazyprzedstawiające dziwnie chaotyczne i pogmatwane postacie i figury.Kolory byłytak jaskrawe, że odwróciłem wzrok.To musiała być część pasażerska i jeśli gdzieśznajdowało się wejście do komory kapsuł, to właśnie tutaj.Pod ścianą, w korytarzu, coś unosiło się powoli w moim kierunku, jakby sięczając.Odtrąciłem to z obrzydzeniem.Nie miałem ochoty przyglądać się temu bliżej.Prawdopodobnie był to członek załogi, może pasażer, który nie zdążył schronić sięw kapsule ratunkowej.Odepchnięty, popłynął teraz w powietrzu wzdłuż korytarza.Już zaczynałem tracić nadzieję, gdy natknąłem się na pierwszy właz, za którympowinna znajdować się kapsuła.Ktoś jednak musiał dotrzeć tu i odpalić ją, a tooznaczało, że komuś udało się stąd uciec.Moje gasnące nadzieje odżyły.Spojrzałem na wskaznik powietrza.Strzałka opadła już prawie poniżej rezerwy.Szybko podniosłem wzrok.Lepiej nie wiedzieć, ile czasu mi zostało.Jeśli nawet udami się znalezć sprawną kapsułę i jeśli dam radę ją uruchomić, to ile zajmie mi lot nanajbliższą planetę? Jeśli, jeśli, jeśli.Nagle odrętwiałe dotąd ramię wygięło się i napięło trzymające je rzemienie.Spojrzałem w dół.Pierścień znów się uaktywnił.Być może wykrył gdzieś zródło energiipodobne do tego w maszynowni.Szarpnęło mną niezle, ale ręka wciąż zaplątana była w uprząż.Mimo to pierścieńprzeciągnął mnie przez korytarz.Minąłem dwa kolejne kapsułowe luki.Potem znównastąpiło gwałtowne szarpnięcie i ukazał się trzeci właz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]