[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba pracować dwa razy ciężej i dwa razy dłużej, żyć z pu-stymi brzuchami i obolałymi grzbietami, ale z zobowiązań się wywiążą.A to, czego nieoddadzą, spłacą ich dzieci i dzieci ich dzieci.Lord Pavache jest sprawiedliwy i cier-pliwy.Następne lata stanowiły dla mieszkańców wsi jedno pasmo udręki.W czasie żniwpołowę ludzi zabierano do pracy dla ich obrońcy, a odsyłano, kiedy trzeba było przystą-pić do kolejnych prac polowych.Resztę zatrudniano przy budowie fortyfikacji.Nikt niebył zwolniony od pracy.Dzień za dniem wlokły się w otępieniu, przerywanym uderze-niem kija, kiedy ktoś przystawał albo upadał.Aż pewnej nocy Marnen miał sen.Wiedział, że podobny, może ten sam sen nawie-dził go przed laty, ale był tak otępiały, że pamięć go zawodziła.Sen powracał.Za piątymrazem był jak rozkaz, nie pozostawiający wątpliwości, niby smagnięcie batem.Marnenobudził się przytomny i rześki.Nie czuł porannej ociężałości, umysł miał jasny jak czło-wiek uwolniony z hipnozy.Wstał z posłania, ubrał się szybko i zabrawszy tyle wodyi żywności, ile mógł unieść, wymknął się ze wsi.Przed świtem stanął między zbielałymi kośćmi Mashossy.Nie zatrzymał się, tylkopodszedł prosto do otworu jaskini i zaczął odrzucać blokujące wejście głazy.Sam jedenburzył to, co zbudowało dwudziestu ludzi i co zarastało mchem i bluszczem przez dwa-naście lat, ale przed zachodem słońca odrzucił większość zewnętrznej warstwy kamie-ni.Następnego dnia przebił się do wnętrza jaskini, a na trzeci dzień zrobił otwór wystar-czająco duży, żeby wejść do środka.Droga prowadziła w dół w zupełnej ciemności, skoro tylko pierwszy zakręt prze-słonił światło otworu, ale Marnen szedł bez wahania, pewien każdego kroku.Nie po-wstrzymywały go nagłe podmuchy chłodu z bocznych korytarzy ani echo jego wła-snych kroków odbijające się w niewidocznych galeriach.Po pewnym czasie poczuł, że111powietrze nie jest już tak zimne i dostrzegł przed sobą słaby blask.Siedziała na płaskim głazie nad jeziorkiem kipiącego ognia, który napełniał wielkąjaskinię ciepłem, światłem i lekko siarkowym dymem.Wokół niej leżały szmaragdoweodłamki skorupy jaja oraz kości i strzępy szmat.Była mała nie większa od kopkisiana a jej łuski miały kolor bladego złota. Zostałeś wezwany, żeby objąć służbę u Anaxtal wysyczała cicho, głosem jeszczedziecinnym, ale już tonem zdecydowanej komendy.Marnen był wstrząśnięty emocjami, które się w nim budziły.Po latach rozpaczy,zmęczenia w każdej kości, umysłowego i duchowego otępienia, odradzały się uczucia.Radość i gniew, nienawiść i wdzięczność, miłość, przerażenie i potrzeba wolności wal-czyły w nim, kiedy stał przed obliczem Anaxtal.Przemówiła ponownie i jej słodki syk napełnił jego umysł pewnością.Upadł natwarz, przycisnął wargi do jej przedniej łapy i wyrzucił z siebie przez łzy: Ratuj nas, Anaxtal! Ratuj nas i wyzwól nas!SPIS TREZCIOpowieść o trzech czarownikach 3Moggropple po tamtej stronie lustra 20Murphy pokazuje, co potrafi 43Wybór sieroty 64Tato, drogi tato, wracaj do domu 80Wyzwoliciel 100
[ Pobierz całość w formacie PDF ]