[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uniósł miecz z krzykiem.- Ariochu! Panie! Wzywam cię, Władco Chaosu!- Ciszej, królu Elryku! - jęknął Balo.- Ariochu! Oto jest dusza dla ciebie!- Ciszej, powiedziałem!- Ariochu! Wysłuchaj mnie! - krzyczał Elryk w desperacji.Balo upuścił swe miniaturowe zabawki i wstał, pospieszając ku Elrykowi.- Nie widzę reakcji na twe wezwania! - roześmiał się, sięgając księcia.Zwiastun Burzy jęknął jednak i zadrżał w dłoni Elryka, co wystarczyło, by odstraszyć błazna, który spoważniał nagle, zakłopotany.- Ariochu z Siedmiu Mroczności, twój sługa cię wzywa!Płomieniste ściany zadrżały i zaczęły blednąc.Balo rzucał tu i tam niespokojne spojrzenia.- Och, lordzie Ariochu, przybądź nakierować zbłąkanego Balo na właściwą drogę!- Nie możesz mi tego zrobić! - błazen podbiegł do tej części komnaty, gdzie płomienie wygasły już całkowicie, ukazując czającą się pod spodem ciemność.- Masz pecha, Balo, on jednak może to zrobić.-rozległ się piękny i sardoniczny głos.Z mroku wychynęła szczupła postać, zupełnie inna od tych bezkształtnych potworów, którymi Arioch manifestował się na Ziemi.Piękno przybysza naznaczone było jednocześnie dumą, okrucieństwem i smutkiem, co jasno zdradzało, iż nie jest to człowiek.Miał na sobie kubrak z pulsującego szkarłatu, nogawice niestałej barwy, u pasa dźwigał długi, złocisty miecz.Oczy miał duże, ale lekko przymknięte, włosy równie długie i jasne jak miecz, wargi pełne, a brodę i uszy spiczaste.- Arioch! - Balo cofnął się gwałtownie.- Popełniłeś błąd, Balo - powiedział z tyłu Elryk.- Nie wiedziałeś o tym, że Królowie Melniboné mogą przywoływać Ariocha na Ziemię? To nasz pradawny przywilej.- Którego zresztą często nadużywaliście - powiedział Arioch z uśmiechem.Balo padł na posadzkę.- Tak czy inaczej, Elryku, moja dzisiejsza przysługa powinna sprawić, że zapomnimy o zaszłościach.Mglisty Gigant, na przykład, wcale nie był zabawny.Elryk wciąż nie mógł otrząsnąć się ze zdumienia, że Arioch zareagował tak szybko i sprawnie.Ulżyło mu setnie, bowiem wcale nie był pewien swych zaklęć.Arioch tymczasem podniósł błazna za kołnierz z podłogi i przytrzymał go z nogami nad ziemią.Bało był ciężko przerażony.Bóg-demon ścisnął jego głowę, która nagle zaczęła się kurczyć.Potem zabrał się za jego kończyny, tak składając i urabiając błazna, aż ten, w jego smukłych, nieludzkich dłoniach, zmienił się w niedużą kulę, którą Arioch zgrabnie wrzucił do ust i połknął.- Nie zjadłem go, Elryku - powiedział, znów lekko się uśmiechając.- To najlepszy sposób na przeniesienie go z powrotem do miejsca, skąd przybył.Został przekształcony.Kara go nie minie.Wszystko to - wskazał wokół siebie - nijak ma się do planów, jakie Chaos ma wobec Ziemi.W rozważaniach nad porządkiem wszechświata bierzemy pod uwagę również i ciebie, nasz sługo.Uczynimy cię potężnym.Elryk skłonił się swemu panu.- Czuję się zaszczycony, lordzie Ariochu, ale nie szukam nagrody.Głos demona jakby nieco stracił ze swego piękna, a jego twarz zachmurzyła się na chwilę.- Musisz służyć Chaosowi, takie było też zadanie twoich przodków.Będziesz naszym wiernym poddanym! Zbliża się czas, gdy Ład i Chaos stoczą wielką bitwę, w której stawką będzie Ziemia.I Chaos winien wygrać! Ziemia włączona zostanie do naszego Królestwa, a ty, wreszcie nieśmiertelny, staniesz się jednym z nas!- Nieśmiertelność niewiele dla mnie znaczy, panie.- Ach, Elryku, czyżby mieszkańcy Melniboné upodobnili się do tych głupich małp, które budują tu teraz swoją „cywilizację”? Czy nie jesteś wart więcej niż te niedorostki, z Młodych Królestw? Pomyśl tylko, co ci proponujemy!- Uczynię to, mój panie, gdy nadejdzie czas, o którym mówisz - powiedział Elryk z wciąż opuszczoną głową.- Z pewnością.-Arioch uniósł ręce.-Teraz pora odstawić Balo, gdzie jego miejsce i uprzątnąć bałagan, którego narobił, przedwcześnie czyniąc szkody naszym przeciwnikom.Głos Ariocha brzmiał jak śpiew miliona brązowych dzwonów.Elryk schował miecz i przyłożył dłonie do obolałych uszu.Nagle poczuł, jak jego ciało puchnie, rozpościera się i rozwiewa w dym, który zaraz też zaczął gęstnieć.Wkoło migotała feeria kolorów, rozlegały się niesamowite hałasy.Ogarnęła go ciemność.Zamknął oczy przed obrazami majaczącymi w mroku.Gdy znów je otworzył, stał w pustej dolinie.Śpiewająca cytadela zniknęła, w pobliżu widać było tylko Yishanę i kilku nad wyraz zdumionych żołnierzy.Królowa podbiegła do niego.- Elryku, czy to ty nas uratowałeś?- Nie przeczę, miałem w tym swój udział.- Brakuje wielu wojowników.I wieśniaków, których porwano wcześniej.Gdzie oni są?- O ile smak Bało podobny jest jego manierom, to obawiam się, że stali się częścią tego półboga.Władcy Chaosu nie pożerają wprawdzie ciała, ale gustują w ludziach z innych powodów.Yishana zadrżała.- Ale on był wielki.Nie do wiary, że ta diabelska budowla mogła pomieścić takie cielsko!- Cytadela nie była zwykłą twierdzą, to oczywiste.Zmieniała rozmiary, kształty i jeszcze inne rzeczy, których nie potrafię opisać.Arioch zabrał ją jak i Bało ze sobą.- Arioch! Ależ to jeden z Wielkiej Szóstki! Skąd on wziął się na Ziemi?- Stary pakt z moimi przodkami.Wezwany, może spędzić niedługi czas w naszym wymiarze.Odpłaca za to różnymi przysługami.Ale to już za nami.- Chodź, Elryku - królowa wzięła go pod ramię.- Odejdźmy z tej doliny.Elryk czuł się słabo, wyczerpany wysiłkiem wzywania Ariocha oraz wcześniejszymi przeżyciami.Ledwie mógł zrobić parę kroków i musiał wesprzeć się na Yishanie.Zdumieni wojownicy podążyli z wolna ich śladem ku najbliższej wiosce, gdzie mogli zdobyć konie, by wrócić na nich do Dhakos.ROZDZIAŁ 5Gdy mijali wypalone ruiny Thokary, Yishana wskazała nagle na niebo.- Co to jest?W górze kołowało jakieś latające stworzenie przypominające motyla, te jednak nie zasłaniają skrzydłami słońca.Owo coś zbliżało się z wolna ku ocalonym.- Może to jakaś pozostałość po działalności Bało? - zastanawiała się Yishana.- Mało prawdopodobne - odparł Elryk.- Dziwo wygląda na potwora przywołanego ręką ludzkiego czarownika.- Theleb K’aarna!- Przeszedł samego siebie - mruknął Elryk.- Nie sądziłem, że to potrafi.- Chce zemścić się na nas, Elryku!- Też tak sądzę.Ale ja jestem słaby, Yishano, a Zwiastun Burzy potrzebuje duszy, by dodać mi sił.- Spojrzał niedwuznacznie na wojowników, którzy zdumieni wpatrywali się w nadlatujące monstrum.Dobrze już było widać, że potwór ma ludzkie ciało pokryte piórami barwnymi jak u pawia.Tułów mierzył ponad dwa metry i dosłownie ginął pomiędzy olbrzymimi, piętnastometrowymi skrzydłami.Zaszumiało, gdy monstrum rzuciło się na nich, nastawiając rosnące na głowie rogi i wysuwając szpony.- Już po nas, Elryku! - pisnęła Yishana.Wojownicy rozpierzchli się, choć wołała, by zostali.Elryk stał bez ruchu wiedząc, że sam nie pokona motylowatej poczwary.- Lepiej uciekaj z nimi, Yishano - powiedział.- To coś chyba zadowoli się moją osobą.- Nie!Zignorował jej deklarację i ruszył w kierunku istoty, która tymczasem wylądowała i przesuwała się powoli po ziemi w ich stronę.Książe dobył milczący miecz, który nadspodziewanie zaciążył mu w dłoni przekazując minimalną, z pewnością nie wystarczającą ilość siły.Jedyną szansą było zadanie szybkiego i celnego ciosu w jakiś żywotny organ i podkradniecie bestii nieco mocy.Potwór zaskrzeczał, a jego szalone oblicze wykrzywiło się niemiłosiernie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]