[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Swój wybór motywował następująco: po pierwsze, mogły w ogóle nie zauważyć, że jeden dzień w tajemniczy sposób wyparował im z życiorysu, bo w rejsie przywykły do zmian czasu związanych z przekraczaniem kolejnych stref; po drugie, nawet gdyby zorientowały się, że przytrafiło im się coś dziwnego, na ogół zbyt słabo znały język, aby dzielić się podejrzeniami z policją.Szalony Taksówkarz pewnie mógłby jeszcze wiele lat uprawiać swój niecny proceder, gdyby nie to, że się zakochał.I z miłości odstąpił od wszystkich reguł, do których wcześniej stosował się z żelazną konsekwencją.Po aresztowaniu Szalonego Taksówkarza badający go psychiatrzy stwierdzili, że tym, co nim powodowało, była chorobliwa nieśmiałość.Pocił się i zaczynał jąkać, gdy chciał odezwać się do młodej kobiety, która mu się podobała.Dlatego przez wiele miesięcy jedynie z daleka adorował dziewczynę pracującą w sklepie jubilerskim na rogu ulicy, przy której mieszkał.Ale pewnego dnia, wyjechawszy taksówką z garażu, zobaczył, że dziewczyna stoi przy krawężniku i macha na niego ręką.Kiedy zatrzymał się, wsiadła i podała adres.Ruszył, po czym – nie bacząc na nic – odkręcił butlę z gazem.Gdy dziewczyna usnęła, okrążył kwartał i wrócił do garażu.Wniósł dziewczynę do domu, następnie do sypialni.Aż nie mógł uwierzyć we własne szczęście.Ręce mu się trzęsły, kiedy ją rozbierał.Nie minęły dwie godziny, kiedy ktoś zaczął natarczywie dzwonić.W ogóle nie odrywał ręki od przycisku dzwonka.Szalony Taksówkarz narzucił szlafrok, zbiegł pospiesznie na dół i otworzył drzwi.Do środka wpadła policja.Gdy oburzonym głosem spytał, o co chodzi, usłyszał, że jest podejrzany kradzież znacznej liczby diamentów.W trakcie rewizji znaleziono uśpioną gazem dziewczynę, a także pakiet diamentów, który bezpiecznie spoczywał w jej torebce.Jak się okazało, właściciel sklepu jubilerskiego często zlecał dziewczynie przewożenie dużych partii kosztowności, wychodząc z założenia, że zwykła taksówka mniej zwraca uwagę niż pancerny pojazd z uzbrojoną eskortą.Na wszelki wypadek zapisywał jednak zawsze numer taksówki; tym razem spostrzegł, że kierowcą jest znany mu z widzenia mężczyzna mieszkający tuż obok.Kiedy po godzinie dziewczyna nie dotarła do celu, zaalarmował policję.Stwierdziwszy, że taksówka z numerem, jaki podał jubiler, nie figuruje w spisie, policjanci od razu zaczęli podejrzewać szwindel.Sądzili, że chodzi o kradzież diamentów.Prawda była o wiele bardziej skomplikowana.Szalony Taksówkarz przyznał się do wszystkiego zaraz po aresztowaniu, ale potem odwołał zeznania.Prokurator miał poważny problem, bo nie było świadków.Choć policja dała do gazety anons, wzywając do stawiennictwa kobiety, które podejrzewają, że padły jego ofiarą, nie zgłosiła się ani jedna.Zresztą nawet gdyby przyszły tabuny, niczego by to nie zmieniło, bo przecież żadna nie miała świadomości, co się z nią działo przez brakującą dobę.Sprzedawczyni ze sklepu jubilerskiego, którą policja znalazła w domu Szalonego Taksówkarza, też nie umiała powiedzieć, co się stało po tym, jak zasnęła w taksówce.Ostatecznie więc mężczyznę skazano nie za gwałt, ale za porwanie oraz próbę kradzieży diamentów.To, że nie wiedział o ich istnieniu, nie miało dla policji, prokuratury i sądu najmniejszego znaczenia.Po przeczytaniu artykułu i po kolejnej rozmowie z matką, w trakcie której wypytał ją dokładnie o wszystko, co robiła po zejściu na ląd w Nowym Jorku, Abib nie miał żadnych wątpliwości, że to właśnie nieśmiały chemik jest jego ojcem.Odetchnął z ulgą, gdyż wolał być synem gwałciciela niż Stworzyciela.Próbował też wytłumaczyć matce, jak doszło do jego poczęcia, ale nie dała się przekonać.Wierzyła, że nastąpiło za sprawą Ducha Świętego, i uparcie trzymała się tej wersji.Jednakże Abib, wpatrując się w twarz nijakiego, łysawego mężczyzny na zdjęciu zamieszczonym w gazecie, nagle odniósł wrażenie, że już go kiedyś widział.Ujrzał przed oczami obrazy tak niewyraźne, że sam nie wiedział, czy rzeczywiście wygrzebuje je z dna pamięci, czy są tylko tworem jego wyobraźni.Zobaczył budynek otoczony wysokim murem, strażników, kraty i siebie w ramionach matki; zobaczył, jak wchodzi do długiego pomieszczenia, siada naprzeciwko mężczyzny oddzielonego od niej drucianą siatką i zaczyna z nim rozmawiać.Pamiętał – albo zdawało mu się, że pamięta – iż była umalowana, pachniała perfumami i często się uśmiechała.Abib nigdy nie próbował spotkać się ze swoim domniemanym ojcem.Jak się orientował, matka również nie widziała się z nim więcej.Zresztą jej mania religijna z czasem tak się nasiliła, że Basine umieszczono w klinice psychiatrycznej.Nie było innego wyjścia; podobnie jak kiedyś Catherine Theot, upierała się, że jest Matką Boską, i żądała od wszystkich, aby oddawali jej cześć.Abib, zanim jeszcze skończył studia, pojechał do Egiptu w nadziei, że odszuka dziadka.Wiedział, iż początkowo Basine ukrywała przed ojcem, że przerwała studia i ma dziecko, a on przysyłał jej pieniądze na czesne oraz na utrzymanie.Czy później wyznała mu prawdę? W każdym razie kontakt między nimi urwał się po wybuchu wojny i Basine poszła do pracy.W Aleksandrii Abib dowiedział się, że kiedy Niemcy opanowali Grecję, zarekwirowali wszystkie statki jego dziadka, które akurat cumowały w greckich portach.Armator znalazł się na skraju bankructwa.Gdy wreszcie spłacił długi, wstąpił do jednego z koptyjskich klasztorów.Mimo licznych wysiłków Abib nie zdołał go odszukać.W końcu uznał, że pewnie nie żyje.Jednakże nadal coś go ciągnęło do ojczyzny matki.Odwiedzał Egipt regularnie, a od kilku lat właściwie tu mieszka.Francuskie nazwisko ma po urodzonej w Paryżu babce.Alicji zrobiło się okropnie żal Abiba.Sama nie wiedziała, co gorsze: nie wiedzieć nic o swoim ojcu czy mieć świadomość, że jest się synem przestępcy, zwyrodnialca, poczętym w drodze gwałtu.Już chciała coś powiedzieć, kiedy nagle Mahmud wyciągnął rękę.– Patrz! – zawołał, naciskając na hamulec.Ze sto metrów od szosy Alicja ujrzała stado wielbłądów pędzone przez grupkę Beduinów.Mahmud zatrzymał opla i obserwowali zwierzęta, dopóki nie znikły im z oczu.– Bardzo lubię wielbłądy – powiedział, gdy znów ruszyli.– Są takie niezgrabne, kiedy się podnoszą z ziemi, ale w biegu jedynie antylopa dorównuje im gracją.A ty, jakie zwierzęta lubisz najbardziej?– Słonie! – odpowiedziała Alicja i parsknęła śmiechem.– Dlaczego się śmiejesz?– Przypomniała mi się anegdota z dzieciństwa.Miała wówczas nieco ponad cztery lata.Stała z ciotką w długiej kolejce, ponieważ akurat rzucili do delikatesów cytryny czy pomarańcze.Nudziła się, wierciła, aż w końcu pani stojąca za nimi nawiązała z nią rozmowę.– Jak ci na imię, dziewczynko?– Ala – odpowiedziała rezolutnie.– No to powiedz mi, Alu, byłaś już w zoo?– Tak.Nawet dwa razy!– No to powiedz mi, kochanie, jakie zwierzę podobało ci się najbardziej?– Słoń!– A dlaczego właśnie słoń? – spytała z uśmiechem pani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]