[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na korytarzu ściągnęliśmy maski i rozwiązaliśmy fartuchy. Mogę tylko powiedzieć: poczekamy, zobaczymy podsumował sytuację Zpiewa-jąca Skała. Natomiast teraz chętnie zobaczyłbym coś do jedzenia i piwo.Czy w tymszpitalu jest jakiś bufet? Chodzcie ze mną zaproponował Jack. Przed nami długa noc.Możemy na-brać paliwa już teraz.Spojrzałem na zegarek.Piąta pięć.Jutro o tej porze będziemy wiedzieli, kto zwycię-żył.Jeśli nie my, to nie potrafiłem sobie wyobrazić, co przyniesie piąta pięć we wtorekwieczorem.Gdy wróciliśmy z bufetu, w gabinecie czekał na mnie porucznik Marino z policjinowojorskiej.Siedział cierpliwie z rękami na kolanach, a jego przycięte na jeża włosysterczały na wszystkie strony jak u Mickeya Spillane a tuż przed cotygodniową wizy-tą u fryzjera. Witam, panie Erskine powiedział wstając, by podać mi rękę. Stało się coś, poruczniku? spytałem nieufnie. To i owo.Pan jest zapewne doktorem Hughesem, prawda? zwrócił się do Jacka. Porucznik Marino machnął swoją odznaką. To Zpiewająca Skała przedstawiłem Indianina. Miło mi pana poznać odparł porucznik Marino.Wszyscy dookoła zaczęli ści-skać sobie ręce.76 Jakieś kłopoty, poruczniku? spytałem ponownie. Jeszcze jakie.Czy zna pan Amelię Crusoe i Stewarda MacArthura? Oczywiście, to moi starzy przyjaciele.Co się stało? Nie żyją oznajmił porucznik Marino. Rano wybuchł pożar w ich mieszka-niu w Village.Oboje zginęli.Zdrętwiałem.Drżąc cały znalazłem krzesło i usiadłem.Jack Hughes wyciągnął swo-ją butelkę bourbona i nalał mi porcję.Pociągnąłem solidnie.Porucznik Marino wsadziłmi w rękę zapalonego papierosa.Czułem suchość w gardle i głos mi się łamał. Boże, to straszne powiedziałem z wysiłkiem. Jak do tego doszło? Nie wiemy Marino wzruszył ramionami. Myślałem, że może pan mógłbycoś wyjaśnić. O co panu chodzi? Niby co miałbym wyjaśnić? Dopiero co się dowiedziałem.Detektyw pochylił się i spytał konfidencjonalnym tonem: Panie Erskine, w sobotę rano starsza pani nazwiskiem Herz spadła ze scho-dów i zmarła.Dziś mamy poniedziałek.Dwoje ludzi ginie od dość niezwykłego wybu-chu w swoim mieszkaniu.Wszystkie te osoby mają ze sobą coś wspólnego: są pański-mi przyjaciółmi.Czy uważa pan, że postępuję niesłusznie przeprowadzając rutynoweprzesłuchanie?Wyprostowałem się.Moje dłonie drżały jak u paralityka. Ma pan rację.Mam jednak świadka, który może potwierdzić, gdzie byłem dziśrano.Pojechałem na La Guardia, żeby spotkać się z obecnym tutaj Zpiewającą Skałąprzylatującym z Południowej Dakoty. Czy to prawda? zwrócił się porucznik do Indianina.Zpiewająca Skała skinął głową.Zdawał się nad czymś zastanawiać i chciałbym wie-dzieć, co go tak zajęło. W porządku Marino wstał. Tyle chciałem wiedzieć.Przykro mi, że przynio-słem złe wieści.Chciał wyjść, lecz Zpiewająca Skała chwycił go za ramię. Poruczniku zapytał czy wie pan dokładnie, co zdarzyło się tym ludziom? Trudno powiedzieć.Ogień wybuchł momentalnie, raczej jak bomba niż jak pożar.Oba ciała były zwęglone.Sprawdzamy teraz, czy nie wchodzą w grę jakieś środki wybu-chowe, ale chyba nic nie znajdziemy.Nie ma tam żadnych zniszczeń typowych dla faliuderzeniowej.Może jakaś nietypowa awaria elektryczna.Nie dowiemy się jeszcze przezjakieś dwa, trzy dni. Jasne, poruczniku powiedział cichym głosem Zpiewająca Skała. Dziękuję.Marino zatrzymał się przy drzwiach. Panie Erskine, byłbym naprawdę wdzięczny, gdyby przez dzień czy dwa nie wy-jeżdżał pan z miasta.Chciałbym wiedzieć, jak można się z panem skontaktować na wy-padek, gdyby pojawiły się jakieś nowe problemy.77 Naturalnie obiecałem. Będę w pobliżu.Gdy tylko wyszedł, Zpiewająca Skała położył mi rękę na ramieniu. Harry powiedział. Przykro mi.Ale teraz wiemy dokładnie, przeciwko cze-mu walczymy. Chyba nie sądzisz. Nie, nie sądzę stwierdził. Ja wiem.Twoi przyjaciele zirytowali Misquama-cusa przywołując go w czasie tego waszego seansu.Pojawił się prawdopodobnie tylkopo to, by sprawdzić kto ośmielił się wezwać go z otchłani.Wywołanie takiego ognia niesprawiło mu większego trudu.W magii równin nazywa się to błyskawica-która-widzi ,ponieważ trafia tylko tych, których szaman chce zabić. Przecież Harry też uczestniczył w seansie zauważył Jack Hughes marszczącbrwi. Dlaczego Misquamacus nie postąpił z nim tak samo? Ze względu na mnie wyjaśnił Zpiewająca Skała. Być może nie jestem naj-większym szamanem w historii, lecz amulety chronią mnie przed takimi prostymi cza-rami.Tak samo jak tych, którzy są moimi przyjaciółmi albo znajdują się w pobliżu.Przypuszczam, że Misquamacus nie jest w stanie w pełni rozwinąć swej magii, ponie-waż nie odrodził się jeszcze w pełni.To naturalnie tylko domysły. To nie do wiary stwierdził Jack. %7łyjemy w wieku techniki, a jakaś kreaturasprzed czterystu lat potrafi ognistym wybuchem zabić kogoś o parę kilometrów stąd,w Village.Co się tu dzieje, do diabła? Dzieje się magia oświadczył Zpiewająca Skała. Prawdziwa magia tworzo-na jest przez sposób, w jaki człowiek posługuje się swym otoczeniem skałami, drze-wami, wodą, ziemią, ogniem i niebem.Także duchami, manitou.Dzisiaj zapomnieli-śmy już, jak wezwać na pomoc te wszystkie rzeczy.Zapomnieliśmy, jak rzucać praw-dziwe czary.Nadal jednak można to robić.Duchy wciąż tam są, gotowe przybyć na we-zwanie.Stulecie jest dla nich tym czym dla nas nanosekunda.Są nieśmiertelne i cierpli-we, lecz są też potężne i wygłodniałe.Trzeba wiele siły i odwagi, by przywołać je z ot-chłani.I jeszcze więcej siły, by odesłać je tam na powrót i zatrzasnąć bramę, przez któ-rą przechodzą. Wiesz co, Zpiewająca Skało? mruknął Jack. Kiedy tak mówisz, naprawdędreszcz mnie przechodzi.Zpiewająca Skała popatrzył na niego ze spokojem. Ma pan wszelkie powody, by czuć dreszcze.To przypuszczalnie największy dresz-czowiec, jaki się kiedykolwiek zdarzył.ROZDZIAA 6Ponad mgłamiZpiewająca Skała i ja postanowiliśmy przez całą noc na zmianę czuwać przy KarenTandy.Zgodziliśmy się obaj, że Jack Hughes powinien zostać u siebie i porządnie sięwyspać.Gdyby bowiem udałoby się nam zwrócić Karen jej manitou, potrzebny nambędzie możliwie świeży i wypoczęty, by poradzić sobie z ewentualnymi problemamipowrotu dziewczyny do życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]