[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oconnor na linii poinformowała sekretarka.- Na scramblerze? upewnił się Bron.- Oczywiście odparła oburzona dziewczyna, która nie mogła uwierzyć, że po tylu latach pracy szef wciąż jeszcze pyta ją o rzeczy oczywiste.- Panie prezydencie.Doniesiono mi przed chwilą o ponownej próbie sabotowania Feniksa.W tej sytuacji nie mogę przewidzieć, co zrobią moi piloci.Proszę o zezwolenie na przeprowadzenie operacji pod kryptonimem Genewa.- Czy pan oszalał? - wściekł się Oconnor.- Na cztery dni przed wyborami? Chce pan mi wszystko popsuć? Nigdy!- Panie prezydencie.Wiadome panu osoby będą podejmowały kolejne próby zniszczenia Feniksa.- Ma pan swoich ludzi.Niech ich zastrzelą, ale nigdy nie zgodzę się na tę operację w takiej chwili.Hildor dał znak Bronowi, że chciałby mówić.Ten kiwnął głową za znak zgody.- Profesor Hildor jest u mnie i również ma panu coś do powiedzenia.Czy zechce pan z nim mówić?- Panowie! Mam mało czasu! Ale proszę mi go dać.- Panie prezydencie! - zaczai Hildor obchodząc biurko Brona dookoła, żeby wejść w zasięg kamery.- Admirał Bron zwrócił uwagę na bardzo istotny element pana przyszłych działań.Nowy szef rządu zawsze musi okazać Flocie jakiś gest dobrej woli.Doskonale pan o tym wie.Pana agenci prasowi potrafią przecież sprzedać to wydarzenie jako najlepszy pomysł pana życia.A to pójdzie w świat.Nie chciałbym teraz mówić o szczegółach, ale proszę się nad tym zastanowić.W każdej chwili może się pan skontaktować z porucznikiem Bor, która najlepiej panu wytłumaczy szczegóły.Oconnor na wzmiankę o Annie skrzywił się na sekundę, ale zaraz się opanował.- Skoro już i tak straciłem tyle czasu, równie dobrze mogę wysłuchać pana.Z mutantami zobaczę się przed samym odlotem.- Jak pan woli zgodził się Hildor, ale nie umknęło jego uwadze zachowanie się rozmówcy.Zawsze dobrze mieć takie dodatkowe potwierdzenie swoich informacji.- Otóż trzonem Floty nie są komandosi a piloci.Jest ich około tysiąca.Trzydzieści procent z nich uczestniczyło w co najmniej trzech wyprawach pozaukładowych.Niektórzy liczą ponad sto pięćdziesiąt lat czasu ziemskiego.Cała reszta pracuje właściwie tylko na nich.Czy zdaje sobie pan sprawę ze skutków takiej sytuacji? Ich prestiż jest tak wielki, że jeżeli zechcą, mogą anulować każdy rozkaz.Nawet admirała Brona.Dlatego Kir Jeni był w stanie, w sytuacji krytycznej, na własną odpowiedzialność ogłosić alarm, mimo że formalnie wymagana jest do tego zgoda głównodowodzącego.Nawet zawód żołnierza czy kogokolwiek z personelu naziemnego jest przekazywany z pokolenia na pokolenie.Flota jest mikroświatem rządzącym się własnymi prawami.Niepisanymi oczywiście, ale przestrzeganymi przez wszystkich.Nawet ja, czy admirał Bron musimy się temu prawu podporządkować.Nie przyjdzie nam na przykład do głowy mówić kapitanowi statku, nawet wewnątrzukładowego, którędy ma lecieć, czy co ma w danej sytuacji zrobić.Uznałby nas za pomylonych.Piloci i komandosi od wieków są szkoleni do podejmowania samodzielnie decyzji o wielkim znaczeniu.W czasie wykonywania swoich zadań są trochę bogami.Słyszałem, że to najbardziej zdyscyplinowana jednostka w historii Ziemi - przerwał mu Oconnor.- A pan mi grozi ich buntem!- Nie buntem, panie prezydencie.W ich rozumieniu to nie będzie bunt.To będzie ostrzeżenie.Żaden pilot nie pozwoli na sabotowanie statku.Nawet jeżeli na nim ma lecieć jego serdeczny wróg.To jest jedyna rzecz, której się po prostu nie robi.A jeżeli już, to trzeba się liczyć z konsekwencjami.Od czasu pierwszej próby sabotażu nie mamy już do czynienia z konfliktem między mutantami, a znaną panu osobą.To głupie działanie doprowadziło do spięcia na linii piloci i Flota kontra reszta świata.Oni muszą dostać winnego.Nie trupa biednego idioty, który dał się w to wpuścić.Oni chcą głowy tego, kto wydał taki rozkaz.A jeżeli już go znajdą, to postawią przed sądem Floty.Będzie to sąd wojenny.Proszę się zapytać admirała Brona, czy zechce interweniować w takiej sprawie.Hildor zamilkł na chwilę, czekając aż Oconnor przetrawi usłyszaną informację.- Co pan na to, admirale? - zapytał wreszcie.- To naprawdę jest aż tak poważne?- Inaczej byśmy pana nie niepokoili, panie prezydencie.- Mówi pan, że nie jest pan w stanie pokierować takim procesem, jeżeli oczywiście do niego dojdzie? - w głosie przyszłego prezydenta zabrzmiało niedowierzanie.- Profesor ma rację.Nigdy nie odważyłbym się na coś takiego.Gdybym wydał rozkaz uniewinnienia, to facet i tak nie wyszedłby z sali sądu żywy.Ktoś by go zastrzelił.I jestem pewien, że nie znaleźlibyśmy winnego.Ja i pan, jako formalny zwierzchnik Floty, przestalibyśmy się tu w ogóle liczyć.Nie sądzę, żeby potem ktoś wykonał jakikolwiek mój rozkaz.- Proszę poczekać - powiedział Oconnor już o wiele bardziej poważnym tonem.Widać i jemu coś się przestawało podobać w tej sprawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]