[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ nic nie jest gotowe, odchodzi na poszukiwanie dwóch chłopców i jednej drabiny.Historia znowu się zaczyna na nowo, przynoszą drabina i zaczynają coś robić, aż wreszcie kiedyś skończą.Jest to tak miłe i zabawne, że można boki zrywać; jest to poezja pracy, pełna uroku i wdzięku.Odznaczają się nim szczególnie ludzie od gazu, którzy wesoło igrają ze sobą, bo jeden drugiemu, pewnie z figlów, przyniesie zawsze krótszą rurę niż potrzeba, i bardzo się z tego śmieje, że się tamten irytuje, wszystkich zaś radością napełnia fakt, że zapalony na kuchence gaz daje słabe oznaki życia i chce lada chwila skonać.- Musi być feler w piwnicy! - powiada rzeczoznawca i całe towarzystwo zstępuje do lochów i przez dwa dni chyba tam siedzi, bo nikogo nie widać, aż dopiero ulitują się ludzie z miejskiej gazowni i za pięć minut wszystko jest w porządku.Jedno mnie w tym wszystkim zdumiewa: jak przy tak wybornych metodach pracy jednak odbudowano Warszawę? Powinno to trwać najmniej ze dwa miliony lat.Widocznie że w dawnych czasach lepiej pracowano i nie tak dowcipnie.Zdarza się to zapewne i dzisiaj, ale bardzo rzadko w Warszawie.Żeby więc budować dom, trzeba mieć nie tylko pieniądze, trzeba mieć przede wszystkim pogodę umysłu i poczucie humoru.Zresztą powinno się budować dom, przedziwnie to wypełnia życie; zaczyna się budować z werwą, radością, nadzieją i w kwitnącym stanie zdrowia, kończy się w stanie ducha, na który już nie ma lekarstwa.Wtedy człowiek z radością umiera, ale jedną ma przynajmniej pociechę: że ma gdzie umrzeć.Gdyby kto kiedykolwiek usłyszał, że zamierzam budować willę na Mokotowie, niech mnie zastrzeli.Słowa jednego mu nie powiem.Wstęp bardzo potrzebnyPrzystępując do nowego wydania dwóch książeczek, z podejrzaną powagą rozprawiających o kobiecie, znalazłem wyborną sposobność do wygłoszenia płomienistej mowy we własnej obronie.Czynię to tym skwapliwiej, że mając inne zmartwienia, skończyłem już raz na zawsze z wesołym sposobem przekomarzania się z kobietą.Zanim jednak wypuszczę z felietonowej złotej klatki więzione w niej kolibry, nie chcę bynajmniej, aby nawet w sfałszowanej legendzie pozostała o mnie zła plotka jako o dręczycielu ptaków.Nigdy bowiem nie czułem się bardziej pokrzywdzony niźli wtedy, kiedy mnie nierozumnie pomawiano o myzoginizm, o ponurą nienawiść wobec kobiety, o nieposzanowanie jej godności i dostojeństwa i inne takie zbrodnie.Zawsze i wszędzie, przy każdej sposobności, we wstępach do każdego nowego wydania książki, w której choć jednym słowem musnąłem kobietę jak kwiatem, tłumaczyłem jasno i wyraźnie, głową z rozpaczy o mur tłukąc, aby dudniło i aby tym głośniej brzmiały moje uroczyste oświadczenia, że uwielbieniu mojemu dla prawdziwej kobiety nie ma granic; że klękam przed dobrą matką i przed dobrą żoną, że słońce rad bym rzucić do stóp kobiecie ciężko pracującej; że aureolę uprządłbym dla kobiety bohaterskiej; słowem, że Kobieta jest dla mnie świętością.Czyż można powiedzieć więcej i czyż można powiedzieć uczciwiej? Mniemam, że nie można i że wobec tego jasną jest sprawą, z jakiego rodzaju i z jakiej odmiany kobiety stroję sobie niewinne żarty.A jednak ze wszystkiego, co mnie dotąd spotykało, widać, że tzw.metoda kładzenia łopatą do głowy, zdawałoby się niezawodna, posiada jednak swoje braki.Napisałem wyraźnie:„Całuję ze czcią ręce kobiety uczciwej, a kpię ze śmiesznej pani, urągam lichej imitacji kobiety!” A na to jakieś oszalałe stworzenie damskiego rodzaju, urażone w swojej zwiędłej wstydliwości, jak nie zagrzmi basem w gazecie jak basetla:- Na stos z tym siedmioogoniastym czartem! Obraża polską matronę i polską dziewicę! Gdzie jest Ojciec święty? Dlaczego go nie wyklnie? Wstyd, hańba i piekło!Tak ci oto grzmiała nie raz jeden jakaś wąsata zapewne społecznica i szła do spowiedzi, aby się kajać, że nazwiskiem takiego jak ja czorta i inkuba szerokie swoje i mocno spracowane skalała wargi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]