[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może prawdę mówił o matce i Glawasie Rho - nie, na pewno w złości palnął, co mu ślina na język przyniosła.Przecież sam niekiedy przyznawał, że chce ją zmusić do życia na modłę występnej i chciwej krwi matki, aby w osobie córki odrodzić znienawidzoną i zarazem ubóstwianą żonę, znajdując przy tym chorobliwą przyjemność w pokonywaniu oporu obrabianego materiału jak i w groteskowości tej całej zabawy.I oto Iwriana znalazła azyl u Glawasa Rho.Podczas jednej ze swych samotnych wędrówek po lesie spotkała siwobrodego starca, który nastawiał jelonkowi złamaną nogę i prawił o więzach dobroci i braterstwa wszystkiego, co żyje, ludzi i zwierząt.I już dzień w dzień przychodziła na spotkanie, aby w objawieniu głębokich prawd znajdować potwierdzenie własnych niejasnych przeczuć i chronić się pod skrzydła niezmiernego miłosierdzia czarodzieja.i aby pogłębiać nieśmiałą przyjaźń z jego pojętnym niedużym uczniem.A teraz Glawas Rho był martwy, zaś Mysz wstąpił na drogę pająka, szlak węża czy też trop kota, jak stary czarodziej niekiedy określał tę najczarniejszą z magii.Zerknęła w stronę Myszy, który z rękami związanymi na plecach, nisko pochylony, zwiesiwszy głowę jechał przodem i trochę skrajem duktu.Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że przecież sama jak gdyby wydała Mysz w ręce wroga.Lecz o ileż gorsza od wyrzutów sumienia była czarna rozpacz po utraconej okazji, bo oto tuż przed nią jechał na śmierć jedyny człowiek zdolny odmienić jej życie.Na zwężeniu ścieżki zrównali się i zbliżyli do siebie.- Jeśli jest coś, co mogłabym zrobić, abyś mi wybaczył choć odrobinę.- zagadnęła pośpiesznie, z bijącym sercem.Mysz rzucił dziewczynie spode łba taksujące spojrzenie, bystre i nadspodziewanie żywe.- Właściwie mogłabyś - odparł cichutko, żeby łowcy na czele nie dosłyszeli.- Twój ojciec każe zamęczyć mnie na śmierć.A tobie każe patrzeć.I to właśnie musisz zrobić.Musisz patrzyć mi prosto w oczy przez całą kaźń.Siądź tuż przy ojcu.Połóż mu dłoń na ramieniu.Tak, tak - pocałuj też ojca na powitanie.Nade wszystko nie wolno ci niczym okazać lęku ani odrazy.Masz być niby posąg z marmuru.Patrz do końca.I jeszcze coś, gdybyś mogła, załóż suknię matki, a jeśli nie suknię, to chociaż cokolwiek z jej garderoby.- Przesłał blady uśmiech.- Zrób tak, a będę przynajmniej miał tę pociechę, że zobaczę jak wzdrygasz się.i wzdrygasz.i wzdrygasz!- Bez mamrotania zaklęć! - krzyknął łowca, gwałtownie podciągając konia Myszy do przodu.Iwriana skuliła się, jakby dostała w twarz.Przed chwilą myślała, że stoi na dnie otchłani niedoli, a tu słowa Myszy strąciły ją jeszcze niżej.Akurat wyjeżdżali z lasu i przed kawalkadą wyrosła warownia - wielki, rogaty i kolczasty cień na wschodzącym słońcu.Nigdy dotąd nie była tak bardzo podobna do ohydnej poczwary, a wysoka brama do żelaznej paszczy śmierci.Do izby tortur na samym spodzie swej warowni Janarrl wkraczał ogarnięty falą gorączkowego uniesienia, jak wtedy, gdy z łowcami przystępował do ubicia osaczonej zwierzyny.Lecz na szczycie tej fali nadciągała nikła piana lęku.Tak pewnie czułby się przybyły na wystawną ucztę, zgłodniały człowiek, gdyby wieszczka w progu wy wróżyła mu śmierć od podanej w potrawie trucizny.Prześladowała księcia nieprzytomnie wystraszona twarz łowcy, którego szczeniak czarodziejaszek zranił w ramię tym swoim skorodowanym brązowym rapierem.Uczucie lęku wzmagało się w księciu, ilekroć krzyżował spojrzenie z uczniem Glawasa Rho, obnażonym do pasa i rozciągniętym - jeszcze bezboleśnie - na ławie tortur.Nadto przenikliwe miał te swoje oczy, nadto zimne i złowieszcze, nadto pełne jakichś czarnoksięskich mocy.Janarrl ze złością powiedział sobie, że odrobina bólu przywróci oczom ofiary odpowiedni wyraz zaszczutej trwogi.I powiedział sobie, że jego rozstrojone nerwy są rzeczą normalną po wczorajszych okropnościach, kiedy nikczemnymi czarami omal nie wydarto mu życia.Ale w głębi duszy wiedział, że strach towarzyszy mu zawsze i wszędzie, strach przed czymś lub przed kimś, kto pewnego dnia będzie silniejszy i zada mu ból, tak jak on zadawał ból innym, strach przed zmarłymi, których zranił i już więcej nie mógł ranić, strach przed zmarłą żoną, rzeczywiście silniejszą i okrutniejszą niż on sam i poniżającą małżonka na tysiące sposobów, o których wszyscy zapomnieli, prócz księcia.Ale wiedział też, że wkrótce będzie tu przy nim córka, a wtedy przerzuci na nią swój strach i zmuszając dziewczynę do bojaźni, zaleczy własną odwagę, jak to czynił niezliczoną ilość razy w przeszłości.Toteż zasiadł z pewnością siebie i dał znak, by rozpocząć tortury.Gdy skrzypnęło ogromne koło i skórzane obroże na kostkach nóg i przegubach rąk zaczęły się leciutko rozsuwać, Mysz poczuł, jak mrówki bezsilnej paniki rozbiegają mu się po ciele.Gromadziły się w stawach, tych maleńkich, głęboko osadzonych zawiasach kostnych, zazwyczaj wolnych od zagrożenia.Bólu jeszcze nie było.Po prostu ciało poluzowano mu troszeczkę, jakby przeciągnął się przy ziewaniu.Niski strop wisiał tuż nad twarzą Myszy.Migotliwe światło pochodni odkrywało w kamieniu przed jego oczyma gniazda na wilcze łapy i zakurzone pajęczyny.Patrząc w kierunku stóp, widział górną część kołowrotu i dwie wielkie dłonie zaciśnięte na szprychach koła, ściągające je w dół bez wysiłku, bardzo powoli, z przerwami na dwadzieścia uderzeń serca co szprychę.Obróciwszy oczy i głowę w bok, dostrzegał szeroką w barach - może nie aż tak szeroką, jak ją ulepił z gliny, ale barczystą - figurę księcia siedzącego w rzeźbionym, drewnianym fotelu, a za nim dwóch zbrojnych strażników.Janarrl obejmował gałki poręczy palcami opalonych dłoni, na których tańczyły ognie rzucane przez szlachetne kamienie pierścieni.Stopy miał pewnie rozstawione na podłodze.Szczęki zaciśnięte.Jedynie oczy zdradzały książęcy niepokój czy słabość.Biegały z lewa na prawo i z prawa na lewo, szybko, regularnie, jak ruchome oczy nakręcanej lalki.- Moja córka powinna być tutaj.- Nagle Mysz usłyszał bezbarwny głos księcia.- Trzeba ją popędzić.Nie wolno zezwalać pannie na spóźnienie.Jeden ze strażników odszedł pośpiesznie.Niebawem sypnęły się iskierki bólu krzesane gdzie popadło, w przedramieniu, na plecach, w kolanie, w barku.Mysz z wysiłkiem zachował maskę spokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]