[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Valdemar nie wynajmował najemnikówi prawdopodobnie nigdy tego nie zrobi.Nie musiała być lojalna wobec jego krajui nie musiała żywić żadnych uczuć dla niego.Tyle że Karsyci nie obejdą sięz nim delikatnie.No i masz ci los, przez Potrzebę z bożym błogosławieństwem,nadjeżdża ona.198  Niech to licho, niemal wydostałaś się stąd! Nie jesteś armią.Nie jesteś nawetw dobrej formie do walki, a on nie jest kobietą i Potrzebie ani się będzie śniłotroszczyć o niego.Kapłanka wydała stanowczy rozkaz  co ucięło dalszą dysputę.%7łołnierzezeskoczyli z siodeł i zaczęli odprowadzać konie do niewielkiego, ślepego kanionu,prawdopodobnie po to, aby rozbić tam obóz, podczas gdy ona objęła nadzór nadjeńcem.Podjechała do niego, za włosy szarpnęła jego głowę do góry i uderzyła gow twarz tak mocno, że zachwiał się w siodle.Byłby spadł z konia, gdyby nadal nietrzymała go za włosy.Echo uderzenia odbiło się od skał.Puściła go i bezwładnieopadł w siodle do przodu, na łęk.Nawet z tak dużej odległości nie było cieniawątpliwości, że uśmiech, który Kero ujrzała, przepojony był okrucieństwem.To wtedy Kero podjęła decyzję. Zwietnie.On jest Heroldem.Prawdopodob-nie jeśli go uratuję, dostanę nagrodę, a nawet jeśli nie, to pomoże mi wydostać sięstąd przez Valdemar.Wyrwę go z łap tej suki.W zakamarkach mózgu część jej osoby wszczęła rwetes, że czyniąc to, bę-dzie szalona, że szaleństwem jest nawet myśleć o ratowaniu nieznajomego.Przedewszystkim ona sama nie była jeszcze bezpieczna, zdana na własne siły, a pomysłratowania kogokolwiek innego był z gatunku czysto samobójczych.Zignorowała tę część siebie i zawróciła.Czołgała się płasko po ziemi, niezwracając uwagi na zadrapania, dopóki nie znalazła się poza zasięgiem wzrokuludzi stojących na ścieżce.Chociaż zlekceważyła zdrowy rozsądek, nie zaniedbałaśrodków ostrożności  nie było wiadomo, czy Karsyci nie wysłali zwiadowcy dolasu.Poruszała się cicho jak ścigany królik, prześlizgując się od jednej kryjówkido drugiej, wracając do Hellsbane okrężną drogą.Nie licząc ptaków, las wydawał się opustoszały.Oczywiście inny zwiadowca,dobry zwiadowca, mógł nie zaniepokoić ich bardziej, niż robiła to Kero.A jednaknie było tam żadnego, którego ona zdołałaby zauważyć, co oznaczało prawdopo-dobnie, że Karsyci czuli się tak bezpieczni, iż nie zatroszczyli się o sprawdzeniedalszej okolicy.Co równało się temu, że być może nie zadali sobie trudu pilnowa-nia i okolicy najbliższej.Gdyby tak było, jej zadanie okazałoby się wykonalne.Dotarłszy do Hellsbane, związała lejce i przymocowała je do siodła, zanim za-częła nakładać klaczy jej  kapcie.Hellsbane zastrzygła uszami; doskonale wie-działa, co to oznacza, chociaż Kero nieczęsto to robiła.Jej zadaniem było strzecpleców Kero.Iść za nią jak pies do czasu, kiedy Kero będzie jej potrzebować.Tar-ma ćwiczyła z nimi ten manewr w sposób absolutnie bezwzględny.Nie każdy ru-mak bojowy był w stanie się tego nauczyć, lecz Hellsbane była równie posłuszna,jak dociekliwa.Dzięki tym cechom mogła nauczyć się tej sztuczki i zapamiętałalekcję znakomicie.Kapłanka i jej podopieczny przenieśli się już w inne miejsce, ale nie byłowcale trudno domyślić się dokąd.%7łołnierze stratowali roślinność z obu stron wą-skiej, odchodzącej od głównego szlaku ścieżki.Kero czekała nasłuchując i badała199 wzrokiem okolicę tak długo, aż jej nerwy wszczęły alarm.Pośpiesznie jak prze-straszony jeleń przekroczyła leśny szlak i wspięła się na zbocze, by śledzić ich,idąc górą.Hellsbane podążała za nią krok w krok, wcale nie czyniąc przy tymhałasu.Odnalazła ich na końcu ścieżki, biwakujących w małym kanionie bez wyjścia,gęsto porośniętym drzewami.Do tej pory słońce zapadło już gdzieś za drzewami;zaczynało być coraz ciemniej.Już choćby przez to zadanie było trudne; uwolnie-nie nieznajomego w takich okolicznościach będzie wymagało nielichego trudu,a co gorsza, żołnierzy było teraz więcej niż w grupie, którą widziała przedtem.Niemiała pojęcia, skąd się wzięli; być może już tutaj byli, kiedy nadjechała kapłan-ka ze swym podopiecznym.Szansę powodzenia zmniejszyły się.Miała przeciwsobie nie pięciu, a dwudziestu. Na ognie piekielne  pomyślała, przyglądając się, jak niektórzy z  no-wych wiążą swojego więznia.Na sam widok środków bezpieczeństwa Karsytówzabolały ją stawy: kostki nóg przywiązane do szeroko rozstawionych palików,ramiona wykręcone przez grubą gałąz na plecach, nadgarstki uwiązane do kosteku nóg, tak że jeniec mógł jedynie klęczeć.Absolutnie nie traktowaliby jeńca w tensposób, gdyby zamierzali trzymać go dłużej.A zatem  nie zamierzali. Wciąż jeszcze mogę pójść swoją drogą  powiedziała do siebie, opierającbrodę na rękach.W nosie wiercił ją mocny zapach liści. Jeszcze nie jestem w tozamieszana.Nie widzieli mnie, nawet jego koń nie wie, że tutaj jestem.On niejest kobietą, a więc Potrzeba nie sprawi żadnych kłopotów, jeśli zostawię go jegolosowi.Ale im dłużej się przypatrywała, tym decyzja opuszczenia go stawała się trud-niejsza.Kimkolwiek był ten Herold, był też istotą ludzką, i to zupełnie po-czciwą, jeśli wszystko, co Tarma i Kethry o nich opowiadały, było prawdą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl