[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy bratowe odwiozły ją do Paryża, jeszczenie była zdolna opatrzyć się w swej boleści.Skoro zaczęła ją sobie uprzytam-niać, skoro ujrzała, jakiego męża straciła i że to ona była przyczyną jegośmierci, i że spowodowała ją namiętność jej dla innego mężczyzny, nie po-dobna wyobrazić sobie wstrętu, jaki uczuła dla siebie samej i do pana deNemours.Książę nie śmiał w pierwszych chwilach okazywać jej więcej względów po-nad te, jakie mu zalecała przystojność.Znał na tyle panią de Cl�ves, abywiedzieć, że większa skwapliwość byłaby jej niemiła; ale to, czego się dowie-dział pózniej, pouczyło go, że długi czas winien się trzymać tej samej drogi.Giermek jego powtórzył mu, iż dworzanin pana de Cl�ves, z którym byłzażyły, powiadał w pierwszym żalu po śmierci pana, że podróż pana de Ne-mours była przyczyną tego zgonu.Pan de Nemours zdziwił się wielce tą mo-wą; ale po zastanowieniu domyślił się po trosze prawdy.Zrozumiał, jakiemuszą być pierwsze uczucia pani de Cl�ves i jaką odrazę musi mieć do niego,jeżeli przypuszcza, że choroba męża wynikła z zazdrości.Pomyślał, że nietrzeba nawet tak rychło przypominać jej swego istnienia i mimo całej przy-krości trzymał się tego postępowania.Bądz co bądz wybrał się do Paryża i nie mógł się wstrzymać, aby nie spy-tać odzwiernego o zdrowie pani.Powiedziano mu, że nie przyjmuje nikogo iże zabroniła nawet wymieniać tych, którzy ją będą odwiedzać.Może ten taksurowy rozkaz był wydany przez wzgląd na niego i aby nie słyszeć o nim?Pan de Nemours nadto był zakochany, aby móc żyć tak zupełnie pozbawionywidoku pani de Cl�ves.Postanowił znalezć sposoby, choćby najtrudniejsze,aby wydobyć się ze stanu, który mu się zdawał nieznośny.Boleść księżnej przechodziła granice rozsądku.Ten mąż umierający, i toumierający z jej przyczyny, i z taką czułością dla niej, nie schodził jej z myśli.Rozważała bezustannie w duchu wszystko, co mu była winna, i czyniła sobiezbrodnię z tego, że nie kochała go namiętnie, jak gdyby to była rzecz będącaw jej mocy.Jedyną jej pociechą była myśl, że go żałuje tak, jak na to zasłu-giwał, i że przez resztę życia będzie czyniła tylko to, z czego on byłby rad,gdyby jeszcze żył.Zastanawiała się często, w jaki sposób on się dowiedział, że pan de Ne-91mours był w Colomiers; nie posądzała księcia, aby to rozpowiadał, ale gdybynawet tak było, było jej to obojętne; tak dalece czuła się wyleczoną i dalekąod dawnej dlań miłości.Sprawiało jej wszakże dotkliwy ból uprzytamniać so-bie, że on jest przyczyną śmierci męża, i z przykrością przypominała sobieobawę umierającego, aby nie wyszła za pana de Nemours; ale wszystkie tecierpienia spływały się w żalu po stracie męża tak, iż sądziła, że to jest jejjedyna boleść.Po upływie kilku miesięcy ustąpiła ta gwałtowna zgryzota i przeszła wstan smutku i omdlenia.Pani de Martigues przybyła do Paryża i odwiedzałają pilnie W czasie swego pobytu.Opowiadała jej o dworze i o wszystkim, cosię tam działo; i mimo że pani de Cl�ves nie objawiała ciekawości, pani deMartigues robiła, co mogła, aby ją rozerwać.Opowiadała jej nowiny o widamie, o panu de Guise i o wszystkich oso-bach, które wyróżniały się swoją osobą lub swymi zaletami. Co do pana de Nemours rzekła nie wiem, czy polityka zajęła w jego ser-cu miejsce miłości; ale wydaje mi się o wiele mniej wesoły, niż bywał, i trzy-ma się dosyć daleko od kobiet.Często jezdzi do Paryża, sądzę nawet, że jesttu w tej chwili.Nazwisko pana de Nemours zaskoczyło panią de Cl�ves i przyprawiło ją orumieniec.Odmieniła rozmowę, a pani de Martigues nie zauważyła jej po-mieszania.Nazajutrz księżna, która szukała zajęć zgodnych ze swoim stanem, udałasię w pobliże swego domu odwiedzić pewnego człowieka, który wykonywałroboty jedwabiem z osobliwą zręcznością; poszła tam w zamiarze wyuczeniasię podobnych.Skoro jej pokazano wszystko, ujrzała drzwi wiodące do po-koju, gdzie myślała, że jeszcze są inne roboty; kazała sobie otworzyć.Mistrzodpowiedział, że nie ma klucza i że pokój ten zajmuje człowiek, który przy-chodzi tam czasami we dnie, aby rysować piękne domy i ogrody widoczne zjego okien. To bardzo urodziwy mężczyzna dodał i nie wygląda na człowieka, któryby musiał zarabiać na życie.Za każdym razem, kiedy tu przychodzi, widzęzawsze, jak patrzy na domy i ogrody, ale nigdy nie widziałem, aby coś ryso-wał.Pani de Cl�ves słuchała tych słów z wielką uwagą.To, co jej powiedziałapani de Martigues, że pan de Nemours bywa niekiedy w Paryżu, połączyło sięw jej wyobrazni z owym urodziwym człowiekiem, który przesiaduje w pobliżuniej, i obudziło w niej myśl o panu de Nemours silącym się ją widzieć;wszystko to wprawiło ją w dziwne pomieszanie, którego sama nie znała przy-czyny.Podeszła do okien, aby zobaczyć, gdzie wychodzą; ujrzała, że widać znich cały jej ogród i front mieszkania.I kiedy się znalazła w swoim pokoju, złatwością zauważyła to samo okno, w którym powiadano jej, że przesiadujeów człowiek.Myśl, że to jest pan de Nemours, zmieniła całkowicie stan jejduszy; pierzchnął ów smętny spokój, w którym zaczynała smakować, uczułasię niespokojna i wzburzona.Wreszcie, nie mogąc usiedzieć w domu, wyszłazaczerpnąć powietrza w ogrodzie za miastem, gdzie myślała, że będzie sama.Zaszedłszy tam, sądziła, iż będzie tak w istocie: nie ujrzała żadnego śladuludzkiej istoty i przechadzała się dość długo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]