[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.CiocięAnunziatę tam zastaniecie nad patelnią, będzie wam lepiej może rada niż ja.Posłuszny, choć z gniewem na twarzy, Sabrone skłonił się i poszedł do kuchni, wprost docioci Anunziaty.Z kuchni daleko rozchodził się i zapach smażeniny i głos starej poczciwej kobiety, którachciała nucić, tak była w dobrym humorze.W progu spotkała swojego ulubieńca śmiechem i dygiem. Antonio! jakiżeś ty rozumny! czy cię patron twój natchnął, żeś dziś właśnie tu przybył! Nie, ten Polak przywiózł mnie z sobą. Polak? spytała znasz go? Zanaro mi go pokazał, trochęśmy już pogadali z sobą dodał, uśmiechając się znacząco znalazł on bezpieczniejszym mieć mnie za świadka.Ciotka zamyśliła się, pokręciła głową. No, to się wiem, czego obawiać! rzekła a byłam w strachu! przyznaję ci się. Jakże cię przyjęła? spytała po chwili Jak zawsze.jak psa.ciociu Anunziato. Najlepszy znak! rzekła stara. I odprawiła mnie precz do kuchni. Nic lepszego! zawołała Anunziata tyś młokos.Z tych małżeństw łatwych a gorącychzawsze prawie biedy i nieszczęścia; trwałe przywiązanie rodzi się tylko z kłótni.Ja mojemunieboszczykowi takem nieraz podrapała twarz.do krwi.a wierzaj mi, pokochałam go po-tem szczerze.Sabrone się uśmiechał.Ciocia Anunziata krzątała się około ryby. Chciałem Polaka nastraszyć nożem rzekł cicho ale to mi się nie udało.Zanaro powia-da, że mu się zwierzył, iż jednym cięciem swej szabli łby ścina. Polacy są bitnym narodem, to pewna rzekła ciotka alem nigdy nie słyszała, żeby gło-wy tak łatwo chrześcianinom z karków strącali.Zawsze potrzeba z nim być ostrożnie.i nietak się znowu obawiać jego miłości.To błyskawica, co przeleci po niebie, nic nie zapali i za-gaśnie.Dziecku się podobała nowa twarz.niech się przypatrzy, a dostrzeże, że mój Sabronei ładniejszy, i lepiej na męża stworzony. To mówiąc, nieco zatłuszczoną dłonią uderzyła gopo twarzy. Przypominasz mi czasem nieboszczyka! westchnęła. Ale idzże precz, bo rybę przy-smalę.Zwięta Panno di Salute! umarłabym ze wstydu, gdyby mi się nie udała.idzże precz,Sabrone!Antonio zniknął za drzwiami.Na górze po odejściu jego zaświeciła pogoda, uśmiechnęły się czarne oczęta.Kapitan nieprzeszkadzał rozmowie; poszedł był po pewne stare wino, od którego sam miał klucz, bo jeprzed laty sześciu przywiózł był sam z Grecji i strzegł jak oka w głowie. Po coście mi przywiezli Antonia? spytało dziewczę. Ażeby nie myślał, że się boję z tym, co tu czynię i mówię. Ależ powinniście wiedzieć lub domyśleć się, że ja go nie lubię! Za co, signora Cazito?57 Za co? ale za to, że mi go ciocia Anunziata stręczy na męża, a ja męża chcę sobie wybie-rać sama.Mówiłam to ojcu dawno, a ojciec dobrze wie o tym.Przy tym Sabrone mnie kochaćnie może; ja wiem tylko, czemu. Zamilkła, patrząc na morze. Powiedz mi pan, spytała po chwili, zmieniając rozmowę to morze, które wyrzuca ślicz-ne owe kamyczki złociste, z jakich się składa mój różaniec, jestże tak piękne jak nasze? Jam je raz widział tylko odparł Konrad nie mamy go, jak wy, wiele, w jednym miej-scu brzegu wykrawek.Mówią, że dawniej mieliśmy drugiego brzeżek.Nasze morza nie mająlazurowych barw ani błysków Adriatyku, bo u nas inaczej świeci słońce i inne niebiosa za-sklepione są nad ziemią. A! powiedzcież mi, bom bardzo ciekawa, jak wygląda ta ziemia wasza? Prawdaż to, jakmówi ciocia Anunziata, że straszne okrywają ją puszcze, że pełno w nim potwór dzikich, żelasy szumią straszliwie, a w lecie, gdy nimi wiatr kołysze, trąc gałęzie, zapalają się i naówczaspożarem płoną przestrzenie niezmierne, a ludzie i zwierz giną w płomieniach.Konrad się uśmiechnął smutnie. Nigdym o niczym podobnym nie słyszał rzekł palą się puszcze, ale w nich człowiekani zwierz żaden jeszcze życia nie stracił.Te lasy nasze są piękne, zielone, wonne, a wyglą-dają jak szerokie ogrody szmaragdowymi poprzerzynane łąkami.Płyną środkiem srebrne rzekii mruczą cicho, lata ptastwo wesołe z piosenką na dzióbku.Cicho na tamtej ziemi.a z lasówwyszedłszy, to złoty łan pszenicy lub żyta jak fala się kołysze.Niejeden raz żyła nim i Wene-cja głodna. A macie piękne kwiaty? spytało dziewczę. Cudowne! wonne, śliczne mówił Konrad. Prawda, że na kilka miesięcy w roku naturau nas zasypia, śnieg okrywa wszystko jakby białym rąbkiem jednym.Naówczas zamiast liści,drzewa się stroją w brylantowe perły zamarzłej wody, rzeki okrywa lód zielonawy, ptastwoodlatuje, zwierz zasypia w norach; człowiek tylko czuwa, czekając wiosny.Ale jakże cudna towiosna, gdy jej godzina wybije! Jednego poranka wiatr ściąga z niebios szarą chmurę zimową,odsłaniają się błękity, słońce zza nich wygląda obmyte, diamentowe, śniegi w potokach zbie-gają z gór i uciekają, opłukując rdze zimy, myjąc łąki, rzezwiąc ziemię uśpioną; tryska z niejw oczach zieloność, kwiaty otwierają się nie czekając na liście, tak im spieszno wiosnę powi-tać; drzewa pękają, powietrze wonią życia się przejmuje i ptastwo stadami powraca.Nie znawiosny, kto jej u nas na północy nie widział; u was ona przychodzi leniwo i już jest zeschła igorąca, gdy ledwie świtać poczyna.Nasza płaci nam miesiące ciemności i ciszy. Ale możecież wy żyć, nie słysząc szumu fal, nie patrząc na morze? spytało dziewczę nie tęsknicież wy za tym głosem bożym, który mówi do nas przez rozhukane wody i ciszęmorską? U nas odzywa się on szumem lasów i pól szelestem, niebem i chmurami, a drobne rze-czułki nasze gwarzą też małym głosem o tym samym wielkim Bogu!Cazita spojrzała na lśniące fale Adriatyku. Zdaje się rzekła po cichu że ja bym nigdy gdzie indziej jak tu żyć i oddychać nie mo-gła! Poiż i rzezwi tak powietrze wasze, jak te słonych wód wyziewy? Mnie odpowiedział Konrad, patrząc na nią nawet tu tęskno za naszymi bory i zapa-chem świeżej roli, podobnym do woni jakby świeżo upieczonego chleba.ja tu nawet śnię ozieleni, o kwiatach i o szerokich polach. Tak! to musi tak być! odparła smutnie dziewczyna każdemu to najmilsze, co tuliłojego dzieciństwo, co rozkołysało młodość.Nie! nie! ja bym umarła, gdyby mi Adriatyk pa-cierz swój wiekuisty do serca podawać przestał.I spuściła głowę milcząca. A wy? zapytała po chwili. Ja nie wiem rzekł Konrad.58 Wyście przecie dzieckiem Wenecji i brzegów tego morza. Tak, ale wykołysanym w lasach i u cichych brzegów jeziora.a wierzcie mi, szum iplusk jego wód słodkich nigdy uszy nie zapomną. Nawet tu, nad Adriatykiem? pytało dziewczę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]