[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu Bustera tak zdenerwowało kiwanie się jego aresztu, że przestał piszczeć.Złapał się czterema łapkami prętów i zawisł na klatce, nieruchomy i cichy.Zamarł, jakby znaleźli się w lesie i właśnie dostrzegł drapieżnika skradającego się przez zarośla.- Jedzą śniadanie - powiedział Mark.- Wejdziemy od tyłu.- Ściśnij go.Ścisnęła.- Gorący?- Tak.- Zwierzątko.- Nie rób mi krzywdy.- Jest twardy?- Tak.- Płakała.- Pochyl się.Łkając, drżąc, błagając, żeby nie robił jej krzywdy, uczyniła, co jej kazał.Twarz błyszczała jej od łez.Była bliska histerii.Jak cudownie.Mark mijał okno kuchenne, kiedy usłyszał łkanie.Stanął i zaczął wsłuchiwać się uważnie w strzępy słów, żałosne prośby akcentowane długimi chlipnięciami.Od razu wiedział, że to Emma.Okno znajdowało się tylko dwie stopy nad ziemią, kusiło.Nie mógł się oprzeć.Podszedł.Zasłony zasunięto, ale została wąska szparka.Przycisnął twarz do szyby.ROZDZIAŁ 10Szesnaście dni wcześniej.Środa, 10 sierpnia 1977O trzeciej nad ranem Salsbury dołączył do Dawsona w gabinecie na parterze w domu w Greenwich.- Czy już zaczęli?- Przed dziesięcioma minutami - powiedział Dawson.- Jak idzie?- Dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy.Czterech mężczyzn siedziało na prostych, niewygodnych krzesłach wokół masywnego orzechowego biurka.Wszyscy zaliczali się do służby domowej; kamerdyner, szofer, kucharz i ogrodnik.Trzy miesiące wcześniej cała służba dostała specyfik i zastosowano wobec niej program subliminalny.Od tej pory nie było już potrzeby ukrywania planu.Od czasu do czasu - jak teraz - służba była bardzo pożytecznym narzędziem w rękach Dawsona.Na stole stały cztery aparaty telefoniczne, podłączone do przekaźnika końcowego IF.Siedzący mężczyźni, korzystając z książki telefonicznej Black River, telefonowali, słuchali - czasem kilka sekund, czasem minutę - odkładali słuchawkę i znów telefonowali.Przekaźniki końcowe - nabyte w Brukseli po 2500 dolarów - służyły do podsłuchiwania rozmów w sypialniach w Black River.Z IF podłączonym do telefonu mogli wykręcić żądany numer, zamiejscowy czy lokalny, bez łączenia się z centralą i bez zapisu połączenia w komputerze przedsiębiorstwa telekomunikacyjnego.Wysyłający elektryczne impulsy oscylator deaktywował dzwonek telefonu i równocześnie pobudzał mikrofon.Ludzie po drugiej stronie linii nie byli świadomi, że są kontrolowani.A czwórka służących mogła słyszeć wszystko, co mówiono w odległym pokoju w którym stał telefon.Salsbury obszedł wokół biurko, zatrzymując się przy każdym z nich, i z uwagą przysłuchiwał się strzępom rozmów.-.koszmar.Jak żywy.Nie mogę sobie przypomnieć, co to było, ale wystraszyłam się jak diabli.Popatrz, cała się trzęsę.-.tak zimno.Tobie też.Cóż, u diabła?-.chyba będę wymiotować.-.w porządku? Może powinniśmy wezwać Troutinana?I znów od nowa:-.może coś zjedliśmy?-.grypa.Ale o tej porze roku?-.pierwsza rzecz rano.Boże, jak nie przestanę się trząść, rozsypię się na kawałki!-.pływam w pocie, ale mi zimno.Dawson klepnął Salsbury’ego w ramię.- Zostaniesz tu i przypilnujesz ich?- Mogę.Nie ma sprawy.- To pójdę na chwilę do kaplicy.Miał na sobie piżamę, granatowy szlafrok i miękkie skórzane kapcie.O tak wczesnej porze i przy padającym deszczu nie wydawało się możliwe, żeby nawet takiemu okazowi z gatunku religijnych fanatyków, jak Dawson, chciało się wyjść z domu do kościoła.- Masz tu na miejscu kaplicę? - spytał Salsbury.- Mam kaplicę w każdej rezydencji - z dumą odparł Dawson.- Nie wybudowałbym bez niej domu.W ten sposób dziękuję Bogu za wszystko, co dla mnie zrobił.Przecież to głównie dzięki Niemu mam te wszystkie domy.- Dawson podszedł do drzwi, zatrzymał się, obejrzał i powiedział: - Podziękuję Mu za nasz sukces i pomodlę się o pożądany wynik.- Pomódl się też za mnie - powiedział Salsbury z ironią, wiedząc, że nie dotrze ona do tego człowieka.- Nie wierzę w to.- Dawson zmarszczył brwi.- W co?- Nie mogę się modlić o cudzą duszę.A o nasz sukces mogę prosić tylko w takiej mierze, w jakiej mnie dotyczy.Nie sądzę, by należało się modlić za bliźnich.Zbawienie duszy naszej jest naszą własną troską - najistotniejszą częścią życia.Myśl, że można nabywać odpusty lub że ktoś - ksiądz albo jakaś inna osoba - modli się za ciebie.Cóż.jest w tym coś rzymskokatolickiego.Nie jestem rzymskim katolikiem.- Ani ja - powiedział Salsbury.- Miło mi to słyszeć - powiedział Leonard.Uśmiechnął się ciepło, jak jeden papieżożerca do drugiego, i wyszedł.Maniak, pomyślał Salsbury.Co ja robię w spółce z maniakiem?Zaniepokojony własnymi wątpliwościami, podszedł znów do biurka, by posłuchać głosów mieszkańców Black River.Stopniowo zapomniał o Dawsonie i odzyskał spokój ducha.To będzie działało tak, jak zaplanował.Wiedział o tym.Był tego absolutnie pewien.Bo cóż mogło w jego planie zawieść?ROZDZIAŁ 11Piątek, 26 sierpnia 1977Rya podrzuciła klucz od klatki wysoko do góry i na pewną odległość od siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]