[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zachęceni przykładem naszego Mieczysława, zaczęli się też Czesi starać o biskupstwo w Pradze.Szczęśliwie im się zdarzyło, że właśnie był biskupem ratyzbońskim mąż wielkiej świątobliwości i sprawiedliwości, Wolfgang.Ten widząc, że przecież samo dobro chrześcijańskiej sprawy wymaga, żeby w Pradze był biskup, nietylko nie przeszkadzał, ale nawet pomagał Czechom; chętnie pozwolił odebrać Czechy z pod swojej władzy i tak zaprowadzono roku 973 biskupstwo prazkie.Metropolią Pragi nie był Magdeburg, ale Moguncya (Mainz); bo arcybiskup moguncki pod tym tylko warunkiem zgadzał się na ustanowienie w Magdeburgu drugiego arcybiskupstwa, że się mu za ten uszczerbek da gdzieindziej wynagrodzenie, aby niemiał metropolii mniejszej, niż przedtem; dostał więc pod swoją zwierzchność dyecezyę prazka.Tak się tedy układały sprawy kościelne do okoła Ślązka.Najbliższą mu była stolica biskupia morawska i najbliższą apostołka św.Metodego; już miał zerwać z niej Ślązk pełne owoce, gdy nagle runęło święte dzieło.Biskupi morawscy po św.Metodym, Wichman i jego następcy, to Niemcy, do których lud niemiał zaufania, a nawet się ich bał; widząc, co robili Niemcy ze św.Metodym, nie chciał lud "wiary niemieckiej." Z Czech nie mogli przybyć słowiańscy kapłani, bo w Czechach nie było biskupa, a zatem niemiał też kto kapłanów wyświęcać; toteż czeskie chrześcijaństwo nie wywarło na Ślązk żadnego wpływu.Trzeba było Ślązkowi czekać, aż sam książę, nad Ślązkiem i Wielkopolską panujący, przejrzy światłem wiary świętej; a książę ten był daleko na północ, dalej mu było do chrześcijaństwa, niż ślązkim jego poddanym.A gdyby ten książę chrześcijaństwo ważał był po dawnemu za "niemiecką wiarę" i upornie trwałby w pogaństwie? Szczęściem, Mieczysław zrozumiał, że to wiara nie niemiecka, lecz powszechna i nie bał się jej przyjąć; drugiem szczęściem, że zaraz założył biskupstwo.W roku 965 przez Ślązk jechała Dubrawka z Czech do Wielkopolski; przez Ślązk była droga światłu ewangielii.Lud wiedział, po co i z czem jedzie księżniczka do Gniezna.Kapłan Jordan niepróżnował zaiste po drodze, i niejednego pewnie Ślązaka ochrzcił wcześniej, niż księcia Mieczysława.Z czasów św.Metodego dochowała się też w niejednym ślązkim rodzie tradycya chrześcijańska; z jakąż rzewnością, z jaką uciechą spostrzegała księżniczka, że tu już są chrześcijanie, a chociaż jeszcze nieliczni, jednak pewni; skoro książę pomoże, oni sami namawiać będą sąsiadów do chrztu św.Toteż podobnie, jak Wielkopolska, tak też Ślązk cały przyjął wiarę św.po cichu, bez wojny, bez przelania kropli krwi i nikogo nie zrobił męczennikiem.Z jakąż radością przekonywał się Jordan o dobrej woli ludu, jak się cieszył, że i w Wielkopolsce tak samo łatwo mu pójdą sprawy! Bo też do roku nie było w państwie Mieczysława ani jednego bałwana, ani jednego bałwochwalczego ołtarza, a miejsce ich zastąpiły krzyże: w samym Poznaniu zaś wkrótce zabrano się do stawiania pierwszego kościoła, który miał być pierwszą polską katedrą.Nie można było zakładać od razu więcej biskupstw w dopiero-co nawróconym kraju; toteż Ślązk należał z początku do dyecezyi poznańskiej, a pierwszy biskup ślązki-to biskup poznański.Pierwszy biskup poznański, - zapamiętajmy to, - przez Ślązk jechał do Poznania; poświęcał po drodze krzyże, a pierwszy krzyż poświęcił na ziemi ślązkiej.Opowiadaliśmy umyślnie długo i dokładnie historyę nawrócenia tych naszych stron ojczystych i sąsiednich, bo czyż może być coś ważniejszego i ciekawszego, jak wiedzieć, którędy i jakim sposobem dotarło tutaj światło wiary św., co pomagało, a co przeszkadzało nawróceniu naszych przodków?Jeszcze nad jedną sprawą zastanowić się trzeba koniecznie.Wszyscy mili czytelnicy żałowali oczywiście, że Ślązk nie nawrócił się od razu za czasów św.Cyryla i Metodego, boby to przecież było o sto lat wcześniej.Ten zaś i ów pomyślał sobie może przy tem, że szkoda także tego słowiańskiego nabożeństwa.Ale myli się, kto myśli, że to nabożeństwo możnaby rozumieć.Święci bracia soluńscy ułożyli księgi kościelne w języku wprawdzie słowiańskim, ale ani nie po polsku, ani nie po czesku, tylko w języku starobułgarskim.Za owych czasów można to było u nas jako tako zrozumieć.Aleć wiadomo, że języki się zmieniają, bo się kształcą, a wiadomo też, że ksiąg kościelnych raz spisanych i przez papieża przyjętych nigdy zmieniać nie wolno.I któżby dziś zrozumiał język starobułgarski? Księża ruscy, którzy mają do dziś dnia liturgię słowiańską, tak samo się muszą osobno uczyć języka starobułgarskiego, czyli cerkiewnego, jak nasi łaciny, a lud tam w sam raz tyle rozumie księdza śpiewającego przy ołtarzu, jak u nas.Bo nawet w Bulgaryi język od tego czasu zupełnie się zmienił, a ten, w którym pisał był św.Cyryl, jest już dziś językiem martwym, to znaczy, że nikt już z urodzenia nim nie mówi; tak samo, jak łacina.To jedno - ale to drobnostka; jest jeszcze przy tem coś drugiego i sto razy ważniejszego.Sw.Cyryl i Metody byli w jedności z Ojcem św., i z katolickim rzymskim Kościołem i są przez ten Kościół kanonizowani.Ale już za ich czasów patryarcha Konstantynopolitański oderwał się od jedności kościelnej i wzniecił schyzmę - która trwa dotąd; jak dalej zobaczymy, napracowała się Polska krwawo, żeby tę schyzmę choć w części nawrócić.Otóż to przykro się robi czytać, że po św.Metodym nastał niedobry Wichman, zły biskup niemiecki; żal się robi, że nie nastąpił po nim biskup słowiański
[ Pobierz całość w formacie PDF ]