[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nikt nie twierdzi, że je-je-je-jest! - zawołał Billy, przy ostatnim słowie uderzając pięścią w poręcz fotela, żeby je z sie­bie wydusić.- Ale siostra in-insynuowała.- Nie, Billy, nic nie insynuowałam.Po prostu sądzę, że McMurphy nie należy do ludzi, którzy cokolwiek ryzykują bez potrzeby.Zgadzacie się z tym, prawda? Zgadzacie się wszyscy?Nikt się nie odezwał.- Jednakże to, co robi - ciągnęła oddziałowa - wydaje się całkowicie bezinteresowne, zupełnie jakby był świętym lub mę­czennikiem.A przecież żaden z was nie uważa go chyba za świętego?Wiedziała, że rozglądając się po świetlicy może sobie pozwo­lić na uśmiech.- Nie.Nie jest ani świętym, ani męczennikiem.Proszę.Może przyjrzymy się wspólnie jego działalności filantropijnej.- Wy­jęła z koszyka żółtą kartkę.- Jakież to były te “dary” McMur­phy’ego, jak je nazywają jego zwolennicy? Jednym z darów był na przykład gabinet hydroterapii.Ale czy ten gabinet należał do niego? Czy McMurphy cokolwiek stracił, zakładając kasyno gry? Jak wam się wydaje, ile zarobił przez ten krótki czas, gdy był krupierem na naszym oddziale? Ile przegrałeś, Bruce? A pano­wie Sefelt i Scanlon? Na pewno każdy z was wie, ile mniej więcej przegrał, ale czy się orientujecie, jak bardzo wzbogacił się McMurphy? Wpłacił na swoje konto prawie trzysta dolarów!Scanlon gwizdnął cicho; pozostali Okresowi milczeli.- Poza tym, gdyby ktoś chciał zobaczyć, mam tu również listę poczynionych przez niego zakładów, z których jeden doty­czy świadomego drażnienia personelu.A przecież zarówno gry hazardowe, jak i zakłady były i są wbrew regulaminowi oddzia­łu; wiedzieliście o tym dobrze i niepotrzebnie dawaliście się na nie namówić!Znów spojrzała na kartkę, po czym schowała ją do koszyka.- Z kolei wyprawa na ryby.Jak sądzicie, ile McMurphy za­robił na tym przedsięwzięciu? Nie tylko skorzystał z samochodu doktora, ale jeszcze wziął od niego pieniądze na benzynę i - jak słyszałam - na inne zakupy.Sam nie wydał ani centa.Prawdziwy z niego lis, nie da się ukryć.Podniosła rękę, nie dając Billy’emu dojść do słowa.- Chwileczkę, Billy, postaraj się mnie zrozumieć; daleka je­stem od krytykowania tego rodzaju działalności jako takiej; uwa­żam tylko, że powinniśmy się pozbyć wszelkich złudzeń co do motywów jego postępowania.Nie chciałabym jednak mówić o nim źle pod jego nieobecność.Wróćmy więc do spraw oma­wianych na wczorajszym zebraniu.co to było? - Zaczęła szpe­rać w koszyku.- Może pan pamięta, doktorze?Lekarz poderwał gwałtownie głowę.- Nie.chwileczkę.wydaje mi się.Oddziałowa wyciągnęła kartę z jednej z tekturowych teczek.- Już mam.Rozmawialiśmy z panem Scanlonem o tym, co sądzi o środkach wybuchowych.Doskonale.Teraz znów się tym zajmiemy, a do pana McMurphy’ego wrócimy innym razem, kiedy będzie z nami.Radzę wam jednak dobrze przemyśleć moje słowa.A teraz, panie Scanlon.Kilka godzin później, gdy czekaliśmy w ośmio- czy dziesię­cioosobowej grupie przed drzwiami sklepiku, aż czarni ukradną z półki brylantynę, sprawa McMurphy’ego sama wypłynęła w rozmowie.Chłopcy się zarzekali, że nie zgadzają się z tym, co mówiła Wielka Oddziałowa, choć.choć, kurczę, staruszka ma sporo racji! A przecież, niech to diabli, Mack to równy gość.mimo wszystko.Harding pierwszy powiedział, co myśli, bez owijania w ba­wełnę.- Za bardzo się zaklinacie, przyjaciele, żeby można było dać wiarę waszym zaklęciom.W głębi waszych sknerowatych ser­duszek jesteście zupełnie pewni, że siostra Ratched, nasz anioł miłosierdzia, wcale się nie myli w ocenie McMurphy’ego.Ocenia go słusznie; wiecie o tym równie dobrze jak ja.Dlaczego mamy się oszukiwać? Bądźmy ze sobą szczerzy i raczej za­zdrośćmy mu kapitalistycznych talentów zamiast je potajemnie krytykować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl