[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam uśmiechała się, ale wgłębi duszy czuła odrętwienie.Wyszła z pracy wcześniej i zadzwoniła do siostry.Hope akurat piekłaciasteczka, a dzieci dzielnie pomagały jej przy lukrowaniu.- Nie, Millie, nie zjadaj wszystkiego, będzie ci niedobrze.- Wcale że nie - oburzyła się Millie.- Cóż, różowy lukier jest znacznie smaczniejszy niż kapusta, nie ma co - jęknęłaHope do słuchawki.Siostry gawędziły swobodnie przez kilka minut.- Czy mogę cię o coś zapytać, Hope? - Sam nagle spoważniała.- Jasne.- Jak byś siebie zdefiniowała?- To nie pytanie, to temat wypracowania - zaśmiała się Hope.- Ty: zastanów sięi opisz".Wyobrażam sobie, jak panna Marsh zadaje nam taki temat na angielskim.Sam zachichotała.- Panna Marsh nie była nauczycielką angielskiego, tylko niespełnionympsychiatrą.Pamiętasz, jakich ukrytych znaczeń doszukiwała się w Hamlecie! Nicdziwnego, że poszłam na ekonomię, a nie na studia humanistyczne.Nie zniosłabymwięcej psychoanalizy.Nie, Hope, nie o to mi chodziło.- A o co?- Cóż.- Sam szukała odpowiednich słów.- Ja określałam się poprzez mojąpracę.Moja praca to ja: menedżer marketingu.Hope nie dała jej mówić dalej:- Nie, to jest to, co robisz, nie kim jesteś.Millie, odłóż łyżkę.Będzie cię bolałbrzuszek.401- Ależ tak.Tym byłam.Widzisz, dla mnie to było to samo; co robię i kim jestem.- Upodabniasz się do panny Marsh - zażartowała Hope.Czuła, że rozmowa stajesię bardzo poważna.- Właśnie.Panna Marsh była nauczycielką, to było całe jej życie.Nie miałaśwrażenia, że jej życie kończy się i zaczyna w szkole? %7łe ten zawód był dla niejwszystkim?-No tak.Sam, do czego zmierzasz?- Widzisz, ty jesteś żoną i matką.- Co do pierwszego mam pewne wątpliwości - rzuciła Hope lekko.- Dobrze, więc jesteś matką, przyjaciółką, pracujesz w informacji turystycznej,chodzisz na spotkania Klubu Makramy, odnawiasz stare krzesła, hodujesz kury,pieczesz ciasteczka, - Umilkła.- Masz wiele różnych ról.A ja jestem tylkobizneswoman, kobietą sukcesu.Moje życie to moja praca, a to za mało.Kiedyprzejdę na emeryturę, nie będę miała nic.- Chyba nie myślisz już o emeryturze?-Nie, ale nie mogę tak żyć dalej.Wypalę się.A wtedy co? Wypalona była panimenedżer w ekskluzywnym mieszkaniu z dwoma kotami, szafą pełną ciuchów ipotężnym wrzodem żołądka?- Głowa do góry.Chyba jeszcze nie jest tak zle? Sam nie odpowiedziała.- Chodzi o Morgana, prawda? - domyśliła się Hope.- Myślałam, że już ciprzeszło.Dawniej też się rozstawałaś z facetami.- To co innego - przyznała Sam smutno.- Dawniej nigdy nie wyobrażałam sobieprzyszłości z facetem.Nawet z Karlem.Dobrze nam było razem, ale nieplanowałam dalej niż następny weekend, następna randka.A miesiąc naprzód? Ho,ho.A z Morganem to co innego.- Bolało nawet wymawianie jego imienia.- Nigdynie sądziłam, że zapragnę z kimś być, ale teraz już wiem, że tak.I wszystkoschrzaniłam.No, dalej, powiedz, że to moja wina - zachęcała ponuro.Hope westchnęła.-Nie jestem odpowiednią osobą do takich uwag.Ja, z dwojgiem dzieci,sześcioma kurami, stadkiem szczurów i.- Zawahała się.Może teraz powiedzieć, żejest w ciąży?- Co, nadal masz szczury? - zmartwiła się Sam.-Albo szczury, albo kosmici lądująprzy bukach i co noc straszą kury.Wiesz, onechyba lubią trutkę.Jeszcze trochę, a sprawię sobie broń i je powystrzelam.- A jak już z nimi skończysz, pożyczę ją i palnę sobie w łeb - zażartowała Samwisielcze402- Sam! - ostrzegła Hope.- No dobrze, dobrze.Pewnie i tak nie trafię.- Skąd u ciebie taki pesymizm? To niepodobne do ciebie.- Pewnie mam zły dzień - mruknęła Sam.- Chyba odejdę z pracy.- To dobrze - powiedziała Hope.- Dobrze? Myślałam, że będziesz w szoku!- A niby dlaczego? Może gdybyś mniej pracowała, widywałybyśmy się częściej.Ta robota cię wykańcza.Sam nie wiedziała, co o tym myśleć.Zawsze jej się zdawało, że Hope jest dumnaz jej osiągnięć.A tymczasem okazuje się, że dumna z pracy jest tylko ona.Hopezdawała się czytać w jej myślach:- Sam, będę z ciebie dumna bez względu na to, co robisz.Nie musisz mi niczegoudowadniać.Wiem, że jesteś mądra i zdolna, i w ogóle super.Udowodniłaś już,teraz zajmij się czym innym.Sam po omacku szukała chusteczki.- Chcę czegoś innego - chlipnęła.- Ale nie mogłam się do tego przyznać.- Wiem.- Hope westchnęła głęboko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]