[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale przypatrz siê tylko swoim mySlom, a ujrzysz z przestrachem, ¿e ta twoja¿¹dza s³awy, mi³oSæ ludzkoSci, nie cnot¹, lecz s¹ egoizmem w innej formie - a ty z nimi, jakwodê z ogniem, chcesz ³¹czyæ mi³oSæ nauki?- A wiêc poka¿ mi, jak mam zapomnieæ czym by³em i do czegom d¹¿y³?- Jedno s³owo - rzek³ Kosmopolita - najmniejszego z uczni naszych mo¿e tê ska³ê, na którejstojemy, wtr¹ciæ w przepaSæ; mo¿e na tê Smiej¹c¹ siê dolinê sprowadziæ jêki rozpaczy i zag³a-dy; ale ¿adna m¹droSæ mistrza nie jest w stanie powiedzieæ temu, co raz by³o w pamiêci: - nieb¹dx! - Nie mo¿e wyrzec do jednej mySli cz³owieka: - Powróæ do nicoSci, z którejS powsta³a.- JeSli tak jest - rzek³ Sêdziwoj powstaj¹c - to w imiê potê¿nych praw, którym podlegasz,wyzywam ciê, mistrzu! przyjmij mnie za ucznia!- Stój! - przerwa³ nagle Kosmopolita - nie zmierzy³eS otch³ani i, szalony, rzucasz siê w jejg³êbiê! Jeszcze nie znasz strasznych warunków, które byS, jak jarzmo, w³o¿yæ musia³ na swoj¹duszê.Wiedz, i¿ nauka nie cierpi ¿adnego innego spó³zawodnika.Musia³byS siê zrzec i mi³o-Sci, i przyjaxni, i ojczyzny, i ludzkoSci, musia³byS siê oddaæ tylko jednej zimnej nauce.Ka¿-de przeniewierzenie siê karze ona srogo.Mi³oSæ nauki jest jak ów p³omieñ piorunowy, które-go niczym ugasiæ nie mo¿na, dopóki nie strawi swej pastwy i nie uleci tam, sk¹d wzi¹³ po-cz¹tek - do nieba! - A czy¿ ty zbada³eS w³asne serce? - Czy wywo³a³eS w uczuciu obraz Ade-li? - CzyS sobie przypomnia³ przysiêgi, któreS jej uczyni³?Ona jeszcze ciê mo¿e kochaæ.W mi³oSci i ziemskim szczêSciu mo¿esz byæ szczêSliwym!Wróæ siê, ca³¹ moj¹ umiejêtnoSci¹ doprowadzê ciê do portu.- Nie! - rzek³ Sêdziwoj - ju¿ za póxno! Przysiêgi, którem jej czyni³, natchnê³a ¿¹dza serca,a nie mySl, mySl, która jedna ma prawo rozkazywaæ cz³owiekowi! Ja czyni³em nie wiedz¹c;poznajê teraz, i¿ mi³oSæ nauki poch³onê³a wszelkie inne przywi¹zanie.48- BoS nie zna³ prawdziwej mi³oSci - rzek³ mêdrzec - boS w kochance nawet siebie tylko ko-cha³.- JeSlim jej nie zna³ - zawo³a³ Sêdziwoj - tom j¹ przeczuwa³.Mi³oSæ, drobne, bezsilne uczu-cie, które jednego serca zape³niæ nie zdo³a, gdy m¹droSci¹ mogê pe³nymi rêkoma rozsiewaæszczêScie doko³a, pozioma mi³oSæ ukochanej istoty obroniæ nie umie, gdy ty m¹droSci¹ nadobcymi czuwa³eS! Ja z rozkosz¹ zrzekam siê mi³oSci.- Nie dosyæ na zrzeczeniu siê, gdybyS nawet zrzek³ siê i ojczyzny, rodziny, przyjació³, kochan-ki, nazwiska nawet w³asnego i s³awy, gdybyS, nieznany, poprzysi¹g³ wszystkie godziny twe-go ¿ycia poSwiêciæ tylko samej nauce i tak byS jeszcze nie by³ pewnym korony mistrza, bo naprogu przybytku, do którego chcesz siê dostaæ, spoczywa straszliwy wróg rodu ludzkiego,naprzód musisz jego zwalczyæ - taka walka jest okropna! Nie doSæ na to odwagi chwilowej,jakiej potrzeba, aby zostaæ bohaterem, ale trzeba natê¿onej, ci¹g³ej mocy i nieustraszenia,o jakim ci siê nie Sni³o.Kto siê potworowi oprzeæ nie zdo³a, staje siê jego s³u¿alcem, stajesiê nieszczêSliwym nad znaczenie tego wyrazu; miriady lat nie oczyszczony poza grobem,nim dost¹pi palmy pokoju, któr¹ prostym ¿yciem i cnot¹ dostêpuje najnieumiejêtniejszy wie-Sniak.Tysi¹ce silnych, potê¿nych i wytrwa³ych stawa³o z nim do walki, a jak¿e niewielu wy-sz³o z tryumfem!- Adela jeszcze nie zginê³a dla ciebie, jeSli j¹ ukochasz prawdziwie, ja wesprê ciê, odzyskaszj¹.JeSli nie tê, to ci dam inny kwiat pe³ny mi³oSci, o jakiej nie masz pojêcia; pó³anio³a, pó³-dziewicê, z ni¹ niebo ziemi mieæ mo¿esz.W kraju twoim tysi¹ce dróg otwartych dla duszdzia³alnych, namiêtnych jak twoja.Prêdzej, ni¿ siê spodziewasz, dojdziesz znaczenia, wie-czystej s³awy, bêdziesz przytomny braciom, a to wiêcej znaczy ni¿ kamieñ mêdrców.Maj¹-tek twój i tak zniszczony, reszty nie rzucaj niebacznie na szalê losu; nie id¹c za radami Ro-gosza mo¿esz byæ b³ogos³awionym i b³ogos³awiæ tê chwilê, w której pos³ucha³eS tej rady.- Ju¿ za póxno - odpar³ m³ody alchemik.- Wiêc ci¹gle rozumiesz - mówi³ Kosmopolita - ¿e m¹droSæ jest szczêSciem?- Nie - rzek³ Sêdziwoj - ale jest wiêcej jak szczêScie!- AbyS poj¹³ prawa tego Swiata, którego chcesz zostaæ mieszkañcem, abyS je rozwa¿y³, zosta-wiam ci trzy dni do namys³u - przepêdx je jedynie zajêty tym, ¿e albo masz wyrzec siê nazawsze ziemi, albo siê staæ jej ozdob¹.W czasie tej rozmowy chmury zbija³y siê w gêst¹ masê, ciemny kir okrywa³ niebo; w doli-nach cisza, a nad g³owami szumia³ g³ucho wicher.Sêdziwoj milcza³, a w duszy jego powsta-³o dopiero pow¹tpiewanie i obawa, jakby o stratê zbawienia; dreszcz go przej¹³, zdawa³o musiê, ¿e cieñ matki wo³a na niego: - Synu, wróæ siê na praw¹ drogê!Czarna ju¿ by³a po³owa nieba, ¿aden orze³ siê nie ukazywa³, naprzeciw nich chmura opar³asiê na szczycie ska³y, szczyt ten nie tak odleg³y, jak siê przy jasnym niebie wydawa³, ciem-noSæ rozproszy³a z³udzenie.Szelest da³ siê s³yszeæ, na przeciwn¹ ska³ê przelecia³ kruk.- Patrz - rzek³ Kosmopolita - wszystko w naturze, co wype³nia swoje powo³anie, jest m¹dre,potrzebne i konieczne.- Je¿eli ten ob³ok spadnie, wszystko, co ¿yje na tym wzgórzu zatoniei kruk zawczasu opuszcza gniazdo, aby dla ¿ar³ocznych swoich piskl¹t zbiera³ zdobycz.Tonocny rozbójnik i ciemnoSæ go wypêdza, znajduje Spi¹ce istoty, wydziobuje im oczy i porzu-ca, a potem wietrzy Scierwo.A jednak kruk idzie za wy¿szym popêdem: wype³nia tu obowi¹z-ki, których by nikt inny nie pe³ni³ - czySci te dzicze.Teraz jest w niepewnoSci, czarne skrzy-d³a jego ledwo znaæ na czarnym ob³oku - polecia³ wzd³u¿ skalistej Sciany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]