[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tamten sopel powróciłi drążył go teraz niczym wielki miecz. A co z Bain? Ona też tu jest?Gaul wzruszył ramionami. Jedna rzadko oddala się od drugiej.Ale ja chcę zainteresowania Chiad, a nieBain. A do Czarnego z ich zainteresowaniami! krzyknął Perrin.Mądre odwróciłysię, żeby na niego spojrzeć.W rzeczy samej zrobili to wszyscy ludzie na zboczu.Kiru-na i Bera wytrzeszczyły oczy, z twarzami jakby zbyt zamyślonymi.Z wysiłkiem zmusiłsię do zniżenia głosu.Nie mógł jednak nic zrobić z tym napięciem. Przecież miały jąchronić! Ona jest w mieście, w Pałacu Królewskim, przy Colavaere.tam, gdzie Colava-ere! Miały ją chronić.Gaul podrapał się po głowie i spojrzał na Loiala. Czy to jakiś humor mieszkańców mokradeł? Faile Aybara wyrosła już z krótkichspódniczek. Wiem, że nie jest dzieckiem! Perrin zrobił głęboki wdech.Trudno mu było zdo-być się na obojętny ton, kiedy miał brzuch pełen kwasu. Loial, zechciej wyjaśnić.Gaulowi, że nasze kobiety nie uganiają się z włóczniami, że Colavaere nie zapropono-wałaby, że będzie walczyć z Faile, tylko zwyczajnie wydałaby komuś rozkaz, żeby jej po-derżnął gardło albo cisnął na ścianę, albo. Już same te obrazy wystarczały mu ażnadto.Przeraził się, że zaraz zacznie wymiotować.96Loial poklepał go niezdarnie po ramieniu. Perrin, wiem, że się martwisz.Wiem, jak ja sam bym się czuł, gdyby coś stało sięErith. Kępki na uszach mu zadrżały.Z nim dopiero dobrze się rozmawiało; biegł-by co sił w nogach, żeby uciec przed matką i młodą kobietą Ogir, którą tamta dla nie-go wybrała. Mhm.No cóż.Perrin, Faile czeka na ciebie, cała i zdrowa.Ja to wiem.A ty wiesz, że ona potrafi zadbać o siebie.A jakże, ona potrafiłaby zadbać o siebie, ciebiei mnie, nawet o Gaula. Jego tubalny śmiech był wyraznie wymuszony i prędko przy-cichł, przechodząc w grobową powagę. Perrin.Perrin, wiesz przecież, że nie zawszeznajdziesz się na tyle blisko, aby ochronić Faile, jak bardzo byś tego nie pragnął.Jesteśta veren; Wzór wyprządł cię celowo i wykorzysta cię w tym celu. A żeby ten Wzór sczezł warknął Perrin. Wszystko może sczeznąć, byle tylkoona była bezpieczna. Zaszokowanemu Loialowi zesztywniały uszy i nawet Gaul wy-glądał na wstrząśniętego. No i jak teraz wyglądam? zadał sobie pytanie Perrin.Gardził tymi, którzy dba-li wyłącznie o swoje sprawy, lekceważąc Ostatnią Bitwę i cień Czarnego rozpełzający siępo świecie.Czym się od nich różnił?Rand podjechał do niego na swoim karym koniu i ściągnął wodze. Jedziesz? Jadę odparł ponuro Perrin.Nie znał odpowiedzi na swoje pytania, ale wiedziałjedno.Dla niego całym światem była Faile.DO CAIRHIENNa miejscu Randa Perrin narzuciłby jeszcze szybsze tempo, wiedział jednak, że konienie wytrzymałyby go na dłuższą metę.Na przemian jechali kłusem i biegli obok swychzwierząt.Rand zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na towarzyszące mu osoby, tyleże zawsze wyciągał rękę, kiedy Min się potknęła.Poza tym trwał zagubiony w jakimśinnym świecie i mrugał ze zdziwieniem za każdym razem, kiedy jego wzrok padał naPerrina albo Loiala.Z innymi zresztą wcale nie było lepiej.%7łołnierze Dobraine i Havie-na patrzyli prosto przed siebie, gryząc się myślami o tym, co zastaną.A ludziom z DwuRzek udzielił się ponury nastrój Perrina.Lubili Faile prawdę mówiąc, niektórzy jąwręcz uwielbiali i gdyby stała jej się jakaś krzywda.Nawet Aram stracił nieco swe-go zapału, kiedy do niego dotarło, że Faile może coś grozić.Wszyscy skupili się na tychligach drogi, które jeszcze mieli do pokonania.Wszyscy z wyjątkiem Asha manów; ci je-chali tuż za Randem, podobni do stadka kruków, i czujnie obserwowali okolice, przezktóre przejeżdżała ich kolumna, wypatrując zasadzki.Dashiva zgarbił się w siodle i wy-glądał niczym pusty worek, mruczał ponuro do siebie, kiedy musiał galopować; całyczas wytrzeszczał oczy, jakby miał nadzieję, że to on tę zasadzkę wypatrzy.Szanse miał niewielkie.Na czele kolumny, w zasięgu wzroku Perrina biegły Su-lin i kilkanaście Far Dareis Mai, a przed nimi i po bokach tyleż samo kolejnych; onewszystkie również badały drogę.Nad głowami niektórych kołysały się groty krótkichwłóczni, wsunięte pod rzemienie, które przytraczały futerały od łuków; same łuki zaśtrzymały już w rękach, ze strzałami nasadzonymi na cięciwy.Niezmordowanie wypa-trywały wszystkiego, co mogłoby zagrozić nie tylko Car a carnowi, ale i samemu Rando-wi, jakby się spodziewały, że znowu im zniknie.Gdyby tam, na przodzie, czekała na nichjakaś pułapka, gdyby groziło niebezpieczeństwo, one by to wykryły.Jedną z Panien towarzyszących Sulin byłą Chiad, wysoka kobieta o ciemnorudychwłosach i szarych oczach.Perrin wpatrywał się w jej plecy, pragnąc, by choćby na chwi-lę pozostała z tyłu za innymi i porozmawiała z nim.Ta co jakiś czas raczyła na niegospojrzeć, ale unikała go, jakby cierpiał na co najmniej trzy choroby i to wszystkie za-kazne.Bain nie przyłączyła się do kolumny; większość Panien wędrowała zasadniczo98tą samą trasą co Rhuarc i algai d siswai, ale przez wozy i więzniów poruszały się znacz-nie wolniej.Czarna klacz Faile truchtała tuż za Stepperem; uwiązał jej wodze do swego sio-dła.Ludzie z Dwu Rzek sprowadzili Jaskółkę z Caemlyn, kiedy przyłączyli się do niegow drodze do Studni Dumai.Za każdym razem, kiedy spojrzał na pląsającą przed nimklacz, przed oczami stawała mu twarz żony, jej wydatny nos i dorodne usta, te lśniąceciemno, skośne oczy nad wystającymi kośćmi policzkowymi.Kochała to zwierzę, możenawet tak mocno jak kochała jego.Kobieta równie dumna jak piękna, równie zapalczy-wa jak piękna.Córka Davrama Bashere nie będzie się kryła ani choćby trzymała językaza zębami, nie w obecności takich jak Colavaere.Zatrzymywali się cztery razy, by dać wierzchowcom odpocząć; zgrzytał zębami z po-wodu tej zwłoki.Należyta dbałość o konie weszła mu w krew, a jednak badał Steppe-ra i poił go wodą nieobecny duchem, mechanicznie.Z Jaskółką obchodził się znacznieostrożniej.Jeżeli Jaskółka dotrze bezpiecznie do Cairhien.W głowie lęgła mu się upar-cie pewna myśl.Faile nic się nie stanie, jeżeli on doprowadzi jej klacz do Cairhien.Byłyto niedorzeczne, dziecinne wymysły, głupie wymysły małego chłopca, a jednak nie po-trafił ich odegnać.Min starała się go uspokoić podczas każdego przystanku.Mówiła mu z przymilnymuśmiechem, że wygląda jak śmierć w zimowy poranek, która tylko czeka, aż ktoś wyko-pie sobie grób.Ostrzegała, że jeśli zbliży się do swojej żony z taką twarzą, to Faile zatrza-śnie mu drzwi przed nosem.Musiała jednak przyznać, że żadne z jej widzeń nie obiecy-wało, iż Faile jest cała i zdrowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]