[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewiarygodnie, totalnie idealny.Do tegostopnia, że nie mogę się powstrzymać przedoczekiwaniem, że coś się zepsuje.Ale na razie nic sięnie dzieje.Zatrzymuję samochód przed domem rodziców.Pewnie powinnam powiedzieć, przed domem Madison,skoro ona tu teraz mieszka, ale to chyba zawsze będziedla mnie ich dom.Ona zresztą też tak czuje i nie będęmiała pretensji, jeśli któregoś dnia go sprzeda, żebykupić coś swojego.Wyciągam kluczyk ze stacyjki i idę oblodzoną ścieżkądo drzwi.Maddy otwiera, zanim zdążę zapukać. Dobrze, że jesteś oświadcza nawet bez cześć.Spróbuj.Wciska mi do ręki gorący kubek, a ja wącham.Przyokazji otrzepuję śnieg z butów i wchodzę do domu. Czekolada?Kiwa głową. Najlepsza, jaką w życiu piłaś oznajmia zprzekonaniem. Kremowa, włoska.Testuję różne dorestauracji.Jest tak gęsta, że dosłownie stoi w niej łyżka.Upijam łyczek, a czekolada spływa mi w dół gardłaprawie jak budyń. Jezu, cudowna! mówię. Masz zwycięzcę.Chce mi zabrać kubek, ale nie daję. W życiu!Wywraca oczami. Dobrze.Przypomnij mi, czego chciałaś poszukać?Zdejmuję kurtkę. Chcę pogrzebać w szufladzie mamy.Ostatnio znowubardziej tęsknię, więc poprzeglądam sobie jej rzeczy.Madison patrzy na mnie ze współczuciem. Wiem, rozumiem.Ja tak miałam w zeszłymtygodniu.Strasznie mi ich brakuje.W oczach zbierają jej się łzy, ale odsuwa się i idzie dokuchni.Nie jest beksą.Macha ręką. Wiesz, gdzie wszystko jest.Ja będę tutaj.Zostawia mnie, a ja idę korytarzem do sypialnirodziców.Chociaż to główna, największa sypialnia wdomu, Maddy nie mogła się zmobilizować, żeby tuposprzątać i zająć ją dla siebie.Zpi w swoim starympokoju, a tutaj wszystko jest, jak było.Wchodzę.Jest tak cicho, że niemal uroczyście.Gdybym zamknęła oczy, mogłabym udawać, że czujęzapach wiszących w powietrzu perfum mamy, aleoczywiście nie mogę.Wywietrzały dawno temu.Jejzapachu już nie ma.Za to są wspomnienia.Wysuwam górną szufladę komody i niosę na łóżko.Siadam na narzucie w kwiaty i przypominam sobiewszystkie popołudnia po szkole, jakie tu z niąspędzałam.Siedziałam na łóżku, a ona szykowała się dopracy w The Hill.Siedziała przy toaletce, kręciła włosy,pryskała się perfumami i rozmawiałyśmy o tym, jak miupłynął dzień.Boże, jak za nią tęsknię.Najpierw przeglądam zdjęcia.To takie rodzinne fotki,spięte gumką.Czarno-białe z jej młodości, wyblakłe.Jest też moje ulubione zdjęcie, na którym trzymamy ztatą wielką rybę, złowioną w jeziorze Michigan wpewien letni dzień.Miałam osiem lat i wąsy z czekolady,a tata wędkarski kapelusz.Uśmiecham się do tego wspomnienia.To był wspaniały dzień.Mama i Maddy zostały naplaży, bo nie mogły znieść nabijania robaka na haczyk.Tata mnie poklepał po ramieniu i razem łowiliśmy rybyprzez wiele godzin.Czułam się bardzo ważna, bomiałam mocny żołądek i dzięki temu mogłam mutowarzyszyć.Odkładam zdjęcie na miejsce i zastępuję starą gumkęnową.Przeglądam listy miłosne od taty do mamy i nawetstare listy od babci.Mama niczego nie wyrzucała, byłasentymentalna.W takich chwilach jak ta, jestem jej za tobardzo wdzięczna.Zaglądam w głąb szuflady i nagle słyszę, że coś siętoczy.Macam i natrafiam w rogu na obrączkę.Szeroka,z różowego złota, z wygrawerowanym od wewnątrznapisem Miłość nie zawodzi.Zciska mnie w piersi.Pamiętam ją.To pierwsza ślubna obrączka mamy.Przestała ją nosić po narodzinach Maddy, bo zrobiła sięza ciasna.Potem tata kupił jej wypasioną z brylantem.Ale mnie ten prosty krążek dodaje otuchy, kiedytrzymam go w ręce.Miłość nie zawodzi.Piękne słowa.Wystarczy, że trzymam ją w ręce i już czuję się lepiej.Jestem związana z rodzicami.Wkładam ją na serdecznypalec prawej ręki.Pasuje doskonale.Wsuwam szufladę z powrotem do komody i idę dokuchni, do Maddy. Mogłabym sobie to wziąć? wyciągam rękę. Topierwsza ślubna obrączka mamy.Maddy kiwa głową. Oczywiście.Przecież mnie dałaś tę z brylantem,więc będzie sprawiedliwie. Uśmiecha się do mnie jaknajlepsza siostra świata i muszę ją przytulić, nie mogęsię powstrzymać. Wiesz, że cię kocham? mówię, gdy zasiadamyprzy stole i opieramy się łokciami. Rodzice byliby zciebie bardzo dumniUśmiecha się i upija łyk czekolady. Dziękuję.Z ciebie też.Zresztą, zawsze byli.Wyciągam ręce i chcę zabrać kubek, ale się uchyla. Ile już wypiłaś? dopytuję się dla żartu. Na pewnomożesz mi jeden odstąpić. Już ci odstąpiłam przypomina. Ale faktycznie,mam już pewnie dość.Ale czy można mieć dośćczekolady? Marszczy brwi, a potem się śmieje.Gadamy przez całą wieczność.O The Hill, o Tonym, o moim sklepie, o nowymsamochodzie Madison i o psie, nad wzięciem któregosię zastanawia.Odwraca się do mnie i patrzy znamysłem. A jak ci się układa z Paxem?Wywracam oczami. Pytasz, jakby cię to obchodziło. Obchodzi upiera się. Wciąż się martwię, ale jużmniej niż wcześniej.Zdaje się, że jesteś przy nimszczęśliwa.A ja chcę, żebyś była szczęśliwa,siostrzyczko.Obejmuje mnie szczupłym ramieniem i przytula.Obwąchuję ją. Użyłaś dzisiaj dezodorantu? Bo trochę śmierdzisz.Zmiejemy się, ona mnie trąca i wydaje się, żewszystko jest dobrze.Siedzimy w jej kuchni i gadamy, aż się ściemni.Rozdział 19Wibruje mój telefon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]