[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powróciłem do towarzyszów, powiedziałem im, aby grali nie zwra-cając na mnie uwagi, i położyłem się za nimi na ziemi, rozesławszyprzed sobą próbki aksamitu i koronek.Wkrótce mnóstwo kobiet zaczęło przybywać parami: nareszciezbliżyły się dwie, na których poznałem suknie z takiego samego mate-riału jak moje próbki.Obie kobiety udały, że wchodzą do kościoła, alezatrzymały się pod przysionkiem, obejrzały dokoła, czy kto za nimi nieidzie, po czym szybko przebiegły ulicę i weszły do domu naprzeciwko.Gdy Cygan doszedł do tego miejsca opowiadania, przysłano poniego i musiał odejść.Wtedy Velasquez zabrał głos i rzekł: W istocie, obawiam się tej historii.Wszystkie przygody Cyganazaczynają się po prostu i słuchacz sądzi, że wkrótce dopatrzy się końca;tymczasem nic z tego: jedna historia rodzi drugą, z której wywija siętrzecia, coś na kształt tych reszt ilorazów, które w pewnych przypad-kach można dzielić aż do nieskończoności.Na zatrzymanie atoli różne-go rodzaju postępów są sposoby, tu jednak za całą sumę wszystkiego,co nam Cygan opowiada, mogę otrzymać tylko niepojętą gmatwaninę. Pomimo to rzekła Rebeka słuchasz go senor z wielką przy-jemnością, gdyż zdaje mi się, że miałeś zamiar udać się prosto do Ma-drytu, a tymczasem niepodobna ci nas opuścić. Dwa powody skłaniają mnie do zostania w tych stronach od-rzekł Velasquez naprzód, zacząłem ważne obliczenia, które pragnę tuskończyć; po wtóre, wyznam pani, że w towarzystwie żadnej kobietynie doświadczałem takiej przyjemności, jak w twoim, czyli, wyrazniejmówiąc, jesteś pani jedyną kobietą, z którą rozmowa sprawia mi przy-jemność. Mości książę odpowiedziała %7łydówka rada bym, aby ten dru-gi powód stał się kiedyś pierwszym. Mało pani zapewne na tym zależy rzekł Velasquez czy myślęo niej przed lub po geometrii; inna rzecz wprawia mnie w kłopot.Do-tąd nie znam nazwiska pani i muszę oznaczać je znakiem X lub Z, jakiew algebrze nadajemy zwykle wartościom nieznanym.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG321 Nazwisko moje rzekła %7łydówka jest tajemnicą, którą chętniepowierzyłabym twojej uczciwości, gdybym się nie lękała skutków twe-go roztargnienia. Nie lękaj się, pani przerwał Velasquez. Używając często pod-stawień w rachunkach, przyzwyczaiłem się zawsze jednym sposobemoznaczać te same wartości.Skoro więc raz nadam ci jakie nazwisko,pózniej, pomimo najszczerszej chęci, nie będziesz w stanie go odmie-nić. Dobrze więc rzekła Rebeka nazywaj mnie zatem Laurą Uze-da. Jak najchętniej odparł Velasquez albo też piękną Laurą, uczo-ną Laurą, zachwycającą Laurą, gdyż wszystko to są wykładniki twojejogólnej wartości.Gdy tak między sobą rozmawiali, przyszła mi na pamięć obietnica,jaką dałem rozbójnikowi, że go odwiedzę o czterysta kroków na za-chód od obozu.Wziąłem szpadę i oddaliwszy się na taką odległość odobozu, usłyszałem 'wystrzał z pistoletu.Skierowałem kroki w stronęlasu, skąd wystrzał pochodził, i znalazłem ludzi, z którymi już po-przednio miałem do czynienia.Naczelnik ich rzekł do mnie: Witaj, senor kawalerze, widzę, że umiesz dotrzymywać słowa, inie wątpię, że jesteś równie odważny.Widzisz ten otwór w skale?Prowadzi on do podziemi, gdzie oczekują cię z najżywszą niecierpli-wością.Spodziewam się, że nie zawiedziesz położonego w tobie za-ufania.Wszedłem do podziemia, zostawiwszy nieznajomego, który wcaleza mną nie zdążał.Postąpiwszy kilka kroków naprzód, usłyszałem ło-skot za sobą i spostrzegłem, jak ogromne głazy zawalają wejście zapomocą niepojętego mechanizmu.Słaby płomyk światła, wdzierającysię przez rozpadlinę w skale, ginął w ciemnym korytarzu.Pomimo jed-nak ciemności łatwo postępowałem, droga bowiem była gładka i spa-dzistość niewielka.Nie męczyłem się więc bynajmniej, ale sądzę, żeniejeden człowiek na moim miejscu byłby doznał obawy, zapuszczającsię tak bez celu we wnętrzności ziemi.Postępowałem przez dobre dwiegodziny; w jednej ręce trzymałem szpadę, drugą zaś wyciągnąłem dlazabezpieczenia się przeciw uderzeniom.Nagle powietrze zadrgałoobok mnie i usłyszałem cichy, harmonijny głos, który mi szeptał doucha: Jakim prawem śmiertelnik odważa się wkraczać do państwagnomów?NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG322Drugi głos.równie łagodny, odpowiedział: Być może przychodzi wydrzeć nam nasze skarby.Pierwszy głosmówił dalej: Gdyby chciał rzucić szpadę, zbliżyłybyśmy się do niego.Z kolei ja zabrałem głos i rzekłem: Czarujące gnomidy, jeżeli się nie mylę, poznaję was po głosie.Nie wolno mi rzucać szpady, ale wetknąłem ostrze w ziemię, śmiałowięc możecie się przybliżyć.Podziemne bóstwa ujęły mnie w objęcia, wszelako tajemnym uczu-ciem odgadłem, że to moje kuzynki.%7ływe światło, które nagle zewszech stron wytrysło, przekonało mnie, żem się nie pomylił.Zapro-wadziły mnie do jaskini wyłożonej poduszkami i ozdobionej świetnymikruszcami, które połyskiwały tysiącznymi barwami opalu. Cóż rzekła Emina czy rad jesteś z naszego spotkania? %7łyjeszteraz w towarzystwie młodej Izraelitki.której rozum dorównywawdziękom. Mogę ci zaręczyć odpowiedziałem że Rebeka nie sprawiła namnie żadnego wrażenia, ale ile razy was widzę, zawsze z niepokojemmyślę, że już was więcej nie ujrzę.Chciano we mnie wmówić, że jeste-ście nieczystymi duchami, wszelako nigdy temu nie dałem wiary.We-wnętrzny jakiś głos zapewniał mnie.że jesteście istotami mego rodza-ju, stworzonymi do miłości.Powszechnie utrzymują, że można kochaćprawdziwie tylko jedną kobietę jest to błąd bez wątpienia, gdyż jakocham was zarówno obie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]