[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak one srogie pociechy obróciły się w wielki smu­tek, bo król przez cały dzień i nie jadł, i nie gadał z nikim, wszystek dwór jak powarzony.Tak ci i mnie zbawili tak ko­chanego zwierzęcia, i sami się nie nacieszyli, jeszcze sobie turbacyej przyczynili.Bywało też to u mnie myślistwo z podziwieniem ludzkim.Począwszy od ptaków, zawsze miewałem bardzo dobre sokoły, jastrzęby, drzemliki3, kobuzy4, kruki, co do berła5 chodziły i kuropatwy pod nimi olegały, zająca zalatowały, jako riróg; wszystko to ptastwo praktykowało swoje powinność.Jastrzę­bia raz miałem takiego, który był zbyt rosły, a tak rączy, że kożdego ptaka uganiał i do najmniejszej ptaszyny nie lenił się, okraczywszy go owymi srogimi sponami i zawszem żywiusieńkiego odebrał.Rzuciłeś go też do największego ptaka, i tego się nie wstydził; gęsi, kaczki, czaple, kanie, kruki uganiał tak, jako przepiórki, bo ich i kilka na dzień ugonił.Tak był mocny, że z zającem starym, związawszy się i udusiwszy, to czasem poprawił się i na drugi zagon podlatując sobie z nim, podno­sząc go od ziemie jak kuropatwę.Miałem go ośm lat, póko1 Ignorancja - nieświadomość.2 Praszczęta - rózgi.3 Drzemlik - rodzaj sokoła.4 Kobuz - mały ptak drapieżny.5 Berło - drąg, na którym siada ptak myśliwski.mi nie zdechł.Do myślistwa zaś z charty mówiąc, rozmno­żyłem był sobie gniazdo chartów od brata mego, pana Stani­sława Paska z ziemie sochaczowskiej; które charty były i pięk­ne, i rosłe, a przy tym tak rącze, że nie trzeba było nigdy zmy­kać do zająca i do liszki, tylko jedno którekolwiek alternatą1, jednak do kożdego zająca insze, a nigdy zając nie uciekł; do wilka zaś to już pospolitym ruszeniem i takie to bywało przy­słowie u myśliwych sąsiadów moich, że to nieszczęśliwy zwierz, który się z panem Paskiem potka, bo mu się już nie dostanie uciec.W tym zaś osobliwą miałem komplacencyą2, żem zawsze dzikich zwierzów tak ćwiczył, że to i łaskawe było, i ze psy przestawało, i równo ze psy swego dzikiego brata goniło.Przy­jechał kto do mnie, to liszka po podwórzu z chartami igra; wnidzie do izby, to szpic pod stołem leży, a zając na nim sie­dzi.Potkał li mię też kto nieznajomy na polowanie jadącego, obaczył a tu idzie kilkoro chartów pięknych, wyżłów kilka, a tu liszka między nimi, kuna, jaźwiec, wydra, zając też ze dzwon­kami za koniem podskakuje, jastrząb u myśliwca na ręce, kruk nade psy lata, czasem też padnie na charcie i tak się powozi; to się ów tylko żegnał: „Dla Boga! czarnoksiężnik to, zwierz wszelaki między psy chodzi; czego szuka, czemu tych nie szczuje, co za nim chodzą?" Porwał li się też zając, to wszyscy za nim, nawet i ten chowany; kiedy widział, że psy skoczyły, to też i on za nimi poskoczył; ale jak się tam już zając począł modlić, to wychowaniec uciekał nazad do konia, jakby mu oczy wybrał.To ludzie rozsławili to moje myślistwo na całą Pol­skę, jeszcze i więcej rzeczy przykładając.Ale zaniechawszy tego myślistwa, wracam się ad cursum anni.W tym roku stanęło z Turkami rozgraniczenie nieszczęśliwe o Podole.Wojsko tego roku stało pod Mikulenicami3.Do Gdańska chodziłem dwiema szkutami; stanąłem we Gdańsku dziewiątego dnia, bo woda była donośna i cicha; przedałem1 Alternatą - na przemiany.2 Komplacencja - upodobanie.3 Mikulenice - miasto nad Seretem.jmści panu Tynfowi pszenicę po złotych 160.Ja powróciłem lądem, a statki u pala w niedziel [sześć]i na dół.Tegoż roku 17 Octobris, samym wieczorem, zgorzały gumna smogorzowskie, a była taniość zbytnia i dlatego nie przedawalem nic; we Gdańsku też nie płaciło żadne zboże, tylko jedna pszenica; i mam przez to szkody, lekko rachując, na dwadzie­ścia tysięcy złotych.Occasionem ognia chłopi włożyli byli na karbownika ex invidia, jakoby miał ogień zapuścić, szukając z światłem wieprza swego.Kazałem go wprawdzie pociągnąć1, prawo sprowadziwszy; nie przyzna! się, bo był niewinien, a zdrajcy z nienawiści udali2 go i mnie do grzechu przypro­wadzili, i gospodarza mię dobrego zbawili, bo mi zaraz ob­mierzł, że już był u kata w ręku i kazałem mu precz, a potem żałowałem tego dowiedziawszy się, że mię z inszej okazyej szkoda potkała; bo u kowalów zapaliło się, wiatr wtenczas był srogi prosto na gumno; podobieństwo, że się stodoła poczęła palić non ab intra ale ab extra; a potem się i drugie stodoły, sterty, stogi, brogi zapalały.Co jest wola Pana Boga: Dominus dedit, Dominia abstulit.1 Pociągnąć-wziąć na tortury.2 Udać kogoś tu - oskarżyć kogoś.ROK PAŃSKI 1681Daj Panie Boże szczęśliwie, zacząłem ten rok w Olszówce.W ostatki zapustu żeniłem jmści pana Aleksandra Tomickiego w Krakowie z jejmścią panią Makowiecka, wdową, z domu Gołuchowską.In Junio id est 21 chorowałem periculosissime; ledwiem się od furtki1 wrócił, za co niech będzie imię Boskie pochwalone, niech mię Bóg miłosierny takiej drugiej zachowa okazyej! In Augusto chodziłem do Gdańska; z łaski Bożej przedałem i powróciłem szczęśliwie.Powróciwszy, odprawiłem zgodę między jmścią panem Trzemeskim, bratem moim, a jmścią panem Kiełczowskim o Klimontów2.Potem zaraz byłem na weselu jejmści panny Tomickiej, kasztelanki wieluńskiej, w Pińczowie, która za pana Wałówskiego wydana.Wesele było bardzo zacne i zjazd wielki.Z tego wesela jechaliśmy wszyscy do Krakowa na wjazd księ­dza biskupa krakowskiego, Jana Małachowskiego, na biskup­stwo krakowskie.Była zaraz tamże konsekracya na arcybiskupstwo lwowskie jmci ks.Konstantego Lipskiego.Jeżeli wjazd biskupi pięknie [się] odprawił, nierówno piękniej konsekracya i wielce dostatnie i bogate częstowania.Byłem zaś na pogrze­bie w Stobnicy wielkiego mego in vita nieprzyjaciela, a przed1 Wrócić od furtki - uniknąć śmierci.2 Klimontów - wieś w pow.jędrzejowskim.śmiercią na lat dwie nieodmiennego przyjaciela, Aleksandra Komornickiego, rotmistrza, który na moich rękach umierał i za­praszałem na chleb żałobny; z ukontentowaniem ludzi jest ta mowa.Tego roku pokazał się kometa ad occidentem.Książę Dymitr1, hetman wielki koronny, umarł.Wojsko stało obo­zem pod Trembowlą, nie było In opere belli w tym roku, tylko leżeli, jedli a pili, a my im po staremu zapłacili.1 Ks.Dymitr Wiśniowiecki.ROK PAŃSKI 1682Panie Boże szczęśliwie, zacząłem w Olszówce.z,ima tego roku była właśnie włoska, bo wszystka bez śniegu i mrozu; na saniach nie jeżdżono, rzeki nie stawały, trawy zielone, listki na drzewie i kwiatki przez całą zimę, ludzie orali i siali wten­czas, kiedy najcięższe bywają mrozy; nawet marzec był tak cie­pły, suchy i wesoły, że prawie przeciwko naturze swojej.Do­piero w kwietniu śniegi ł mrozy i na same święta wielkanocne śnieg spadł i miejscami jarzyny, osobliwie grochy, powarzyło, które już były powschodziły.W przewodni tydzień śnieg i mróz wielki, że mógł saniami jechać.A panowie minucyarze1 nic o tym nie napisali; wiedzą biedę, co się w niebie dzieje albo raczej napisano: podobniej by mu wiedzieć, kiedy żona do kogo inszego kartki pisze, a nie wie, chyba dopiero się do­wiedział, kiedy przestrzeżony faktorkę złapał i, kartkę jej wydarszy, przeczytał.Wjazd na margrabstwo do Książa2 jmści pana margrabię Stanisława, oraz i przysięga 1-ma Decembris; i nie poszczęściło się też, bo się niedługo panowało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl