[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozmawiałem z Heidi.Mówi, że nie było żadnych zdjęć.- Ach.- Myślę, że może mijać się z prawdą - przyznał.Pescoli uniosła brwi.Tonowość.- Nie jest tajemnicą że nie podoba mi się to, iż twój syn spotyka się z mojącórką.On jest jak pies w czasie rui i gdybym mógł, to bym mu odstrzelił zad.- Już raz próbowałeś - przypomniała mu Pescoli.- Nie mam ochoty, aby kręcił się wokół mojej córki bezrobotny nieudacznik,Heidi zasługuje na coś więcej.On ma na nią zły wpływ.Nie zawsze się zgadzamy,ale musimy ze sobą pracować.Staram się zachować profesjonalizm i tego samegooczekuję od ciebie.- Zamilkł, a gdy Pescoli nie odpowiedziała, dodał: - Towszystko.Odwróciła się i odeszła, rozgoryczona, sfrustrowana i trochę przytłoczona.Nie,żeby dała to po sobie poznać Cortowi.Cholernik.Nagle zatęskniła za Joe.Jakdobrze by było, gdyby był przy niej.Nie byli idealnym małżeństwem, musiałaprzyznać, że sprawy nie szły najlepiej, gdy zginął.Ale nie obraziłaby się, gdyby toon zajmował się teraz sprawą jej syna.A potem pomyślała o Santanie.Mężczyznie,któregokochała.Może powinna się do niego wprowadzić.Na co czekała? Byzaakceptowały go jej dzieci? Ha.Nie w tym tysiącleciu.Próbując zapomnieć o rozmowie z Brewsterem, Pescoli wróciła do Alvarez.- Mam zadzwonić do rodziców Jocelyn Wallis i spytać, czy jej ojciec był dawcąnasienia?- Już zostawiłam wiadomość - odparła Alvarez.- Poprosiłam o telefon.Alesądzę, że nadeszła pora, by iść z tym do Graysona.Pescoli usłyszała w głosie Alvarez coś, czego wołałaby nie słyszeć.- O co chodzi z tobą i szeryfem?- O nic - odwarknęła.Grayson wychodził już z biura, ale na widok Alvarez i Pescoli, wszedł zpowrotem.- O co chodzi?- Uważamy, że zgony Elle Alexander i Jocelyn Wallis mają ze sobą związek -odezwała się Alvarez.- Imoże być ich więcej.- Czy mam usiąść?- Myślę, że tak - odparła sucho Pescoli.Dwadzieścia minut pózniej Alvarezzakończyła:- Mamy wiele pytań i kontaktujemy się z krewnymi zmarłych.To raz.Wszystkieofiary to kobiety.Brenda Morris, matka Elle Alexander, powiedziała, że obydwojedzieci pochodzą od dawcy siedem dwa siedem.Jej syn, Bruce, jest na Florydzie i masię dobrze.Czy jest na liście? Czy chodzi tylko o kobiety?- Lista.- westchnął Grayson.- To oznacza, że jest ich więcej.- Może dużo więcej - przyznała Alvarez.- W każde cholerne święta Bożego Narodzenia - prychnęła Pescoli.- Czas namordujących wariatów.Grayson spojrzał na Alvarez, a Pescoli spojrzała na jedno i drugie.Sturgis, piesGraysona, wyczołgał się spod biurka szeryfa, przeciągnął i ziewnął.- Cholera - zaklął Grayson.- Zdobądzcie więcej informacji.Znów mamy tuseryjnego mordercę na wolności i będę musiał się skontaktować z FBI.- Spotkamy się dziś z jedną z tych kobiet.- Alvarez wyjrzała przez okno.- Sądzicie, że jest na liście? - zapytał Grayson.Alvarez spojrzała na Pescoli, aPescoli na nią.- Tak - odezwała się Alvarez.- Jestem przekonana.Rozdział 30Sala posiedzeń wyglądała podobnie jak reszta budynku.Na szarym dywanie stałdługi, przykryty szkłem stół otoczony skórzanymi krzesłami.Na jednej ścianie byławąska niska szafka, nad którą powieszono brązową rzezbę przedstawiającą lecącegęsi.Dwie pozostałe wewnętrzne ściany były ze szkła, zasłonięte, a jedynazewnętrzna składała się z okien z widokiem na otaczające góry.Ta część budynkuznajdowała się na wzniesieniu, tak że zdawało się, iż sala jest na drugim piętrze.Jeśli te stonowane kolory i widok miały zapewniać spokój, to wrażenie tozostało zniszczone w chwili, gdy do Kacey dołączył Gerald Johnson z dziećmi.Kacey posłano kilka spojrzeń, a chociaż niektóre były ciekawskie, to raczej nikt niebył zaskoczony.Najwyrazniej Clarissa ostrzegła już wszystkich.Usiadła na prawo od ojca,zupełnie jak apostoł Jan na Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci.Wyciągnęłalaptop, jakby to było zwyczajne spotkanie biznesowe, i zamierzała robić notatki alboprzedstawić zebrane wiadomości.Rzuciła okiem na Kacey, która usiadła naprzeciwko niej, a w jej wzroku widaćbyło niechęć.No cóż.Była uosobieniem złośliwej, apodyktycznej pierworodnej, akilka chwil z Kacey nie mogło tego zmienić.Krótkie włosy Clarissy były prawieczarne, z pasmami koloru pomiędzy krwistoczerwonym a fioletem, miała na sobiesupermodny czarny garnitur i sięgającą kolan spódnicę.Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, do sali weszło dwóch mężczyzn.Blizniacy, których nie było w biurze, dotarli.Byli w spodniach w kant, eleganckichkoszulach i sportowych płaszczach.Pierwszy, o rozczochranych włosach i cieniuzarostu na kwadratowej szczęce, podszedł do Kacey i posłał jej ciepły uśmiech.Miałlekko skrzywiony nos, jakby był przynajmniej dwa razy złamany.- Colt Johnson - przedstawił się, zupełnie jakby szykował się do rozmowy osprzedaży.- Słyszałem, że jesteś naszą zaginioną siostrą.- Niezupełnie - odparła Clarissa, ale ją zignorował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]