[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Facet miałsylwetkę zapaśnika i widać było, że nigdy w życiu nie żartował.Jego twarz zakrywałaczerwona kominiarka.Pozostałe części garderoby miał czarne, a na rękach nosił cienkieskórzane rękawiczki.Prawdziwy Leon Zawodowiec, tylko z czarnym podniebieniem. Chcesz żyć? zapytał, kiedy już na dobre otworzyłem oczy. Jak cholera odparłem cicho, żeby go nie drażnić.Nie poznał się jednak na moim dobrymwychowaniu, bo stuknął mnie mocniej lufą w skroń i warknął: Nie cwaniakuj, redaktorku.Powiem ci, co zrobisz, i nie ma sprawy.Od tej chwilizapominasz o rodzinie Radwana i zleceniu na dziewczynę. Ma pan na myśli poszukiwania Nany Radwan? przerwałem mu, bo facet zaczął miporządkować życie. Dokładnie tak, redaktorku potwierdził, a ja zobaczyłem jego krzywe zęby.Mójprześladowca przypominał piranię. Ja wychodzę, a ty zajmujesz się nowymi sprawami. A co z moim honorarium? Nie zrozumiałeś? stwierdził i nagle uderzył mnie otwartą ręką w tył głowy.Niepowiem, bolało i zasadniczo zmieniło położenie mojego ciała.Wypadłem z fotela i znalazłemsię pod ścianą.Nie byłem słaby, ale musiałem przyznać, że ten bandzior miał parę w łapie.Lepiej, żeby się nie denerwował.Skuliłem się, wsunąłem rękę do kieszeni marynarki,odnalazłem komórkę i wybrałem numer Borga.Niech wie, że jego szef umiera i trzeba mutowarzyszyć w ostatniej drodze. Chce mi pan powiedzieć, że mam zrezygnować z honorarium? zapytałem, wstając zpodłogi. To znaczy, że do tej pory pracowałem za friko? skłamałem, ale na pewnozabrzmiało to przekonująco.Nie poznał się na ironii, bo dostałem kopniaka pod kolano i znówznalazłem się w pozycji leżącej. Nareszcie załapałeś powiedział ze znudzeniem w głosie.Mimo najszczerszych chęci niemógłbym go rozpoznać.Nawet jego głos brzmiał nijako.Ot, zwykły knajacki akcentmieszkańca blokowiska, cwaniaka, który złapał się brzytwy i myśli, że płynie.Lufa jegopistoletu drgała jak dyrygencka pałeczka, więc człowiek łatwo mógł się pomylić i cośzaśpiewać.Ledwo się powstrzymałem. A jak odmówię? postawiłem się, ale przezornie pozostałem na podłodze. Zastrzelę cię. W tym momencie bandzior nawet się uśmiechnął. Nie tu, nie teraz, samnie wiem, gdzie to zrobię, ale zrobię.Nagle i szybko.A jeśli nie ja, to ktoś inny.Chcesz tego,redaktorku?Z tym redaktorkiem trochę przesadzał, ale nie była to pora na wyjaśnienia.Gdyby strzelił,pogrzeb odbyłby się za kilka dni.Przyszliby przyjaciele i wrogowie, kilka osób palnęłobymowy, może nawet ktoś by zapłakał.No i mama musiałaby wrócić z Ameryki, a to wcale misię nie uśmiechało.Miała tam jeszcze sporo do zrobienia.Telewizja pokazałaby znanegoreportażystę w trumnie, a prezes wyraził żal, że ostatnio nic nie wyreżyserowałem, że bezmoich reportaży po prostu nie mógł znalezć sobie miejsca, biedaczek. To by było na tyle. Bandyta pożegnał mnie szybkim kopniakiem w żebra i spokojniewyszedł z biura.Miałem szczęście, że nie zabrał się za moje zęby, bo Susan jeszcze dziśmówiłaby o mnie w czasie przeszłym.Podniosłem się, ale daleko mi było do pościgu zanapastnikiem.Nawet nie wyjrzałem przez okno.Ktoś chciał mnie nastraszyć i był pewny, żemu się udało.Gdyby znał historię mojej rodziny, wiedziałby, że nikt nigdy nie zastraszyłżadnego Brandta.Grób, owszem, wchodził czasami w grę, ale strach nigdy.Pół godziny pózniej pojawiła się Susan.Wbiegła do gabinetu i mocno się do mnieprzytuliła.No, już lepiej, stwierdziłem, czując jej policzek na moim. Wszystko wiem odezwała się w końcu. Wszystko słyszę w telefonie.Jechałam naciebie na cały gaz.Coś mi się tu nie zgadzało.Sięgnąłem do kieszeni i sprawdziłem połączenie.Okazało się,że zamiast numeru Borga wybrałem numer Susan i ostatecznie to ona była świadkiem mojegoupadku.Borg nie miał pojęcia, jak niewiele brakowało, żebym gryzł ziemię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]