[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wygląda na to, że wysiadło wszystko,co jest związane z elektroniką lotniczą.- Ingrams dotrzymywał kroku tymtrzem, kiedy szli szybko pomiędzy licznymi drabinkami i stopniami wokółzaparkowanego samolotu, w kierunku przedniego wyjścia, odległego odwieście jardów.Cały hangar był pełen techników, pełen ruchu, pełen pro-blemów.W tym momencie światła zaświeciły jaśniej, a z tyłu za nimi Sta-nowisko Pierwsze zaczęło zjeżdżać w dół, wypełniając hangar dzwiękiempracy wyciągarek i podmuchem zimnego, porannego powietrza.- Bob rozruszał główne generatory - powiedział głośno Gourney.- Szkoda, że nie można nimi latać - ripostował Ingrams, dotrzymująckroku admirałowi.- %7ładne helikoptery, radia, zupełnie nic nie działa?- Nic, sir - potwierdził Ingrams.- Komandor Davies jest na górze, panie admirale, jeżeli pan go po-trzebuje.- Nie, w porządku.Co w szczególności mógłby mi pan powiedzieć?- Niewiele.Sprawdził trzy Hornety i jednego Tomcata, ale cała elek-tronika nie działa.Sprawdza teraz Sea Kinga i A-6.- A pan?- To samo tu na dole, sir.Pracujemy nad wszystkim, co działało w no-cy i w tej chwili mamy taką samą sytuację.Wygląda na to, że cała elektro-nika przestała działać.Hydraulika w starszych samolotach jest w porządku,ale dopóki nie ma się ochotnika, który chciałby spróbować startu jedynie woparciu o zwykłą siłę, sir.?- Nawet gdybym ja się zgłosił, czego nie zrobię, to i tak nie możemy.- Co takiego, sir? Nawet z przednich katapult?- Nie.- O rany, co za pech.- To, czego potrzebujemy, to trochę szczęścia.Więc niech pan działadalej i znajdzie go trochę, komandorze - powiedział miękko Lodgers.- Tak jest, sir - potwierdził Ingrams i odwrócił się, by pobiec z powro-tem do F/A-18.W chwilę pózniej Ingrams kontynuował już kontrolowaniesamolotów, aż do ostatniego i rzeczywiście spotkało go w tym trochęszczęścia.182Opuściwszy hangar trójka poszła do miejsca, gdzie honorowe miejscezajmowały czerwone znaki ostrzegawcze i napisy wstęp wzbroniony.- Zapisujesz to wszystko, Moody? - zapytał Lodgers nie odwracającsię.- Tak jest, sir.Czy mam wejść za panem do środka, sir?- Czemu nie? I tak nic nie pracuje.Marynarz wystąpił naprzód i otworzył duże, opancerzone drzwi ze-wnętrzne, a następnie drzwi wewnętrzne do działu nuklearnego.Normalnierejon ten był utrzymywany w stanie nieskazitelnie czystym, uporządkowa-nym i świetnie zorganizowanym, ale dzisiejszy dzień nie był normalny.Napodłodze leżały wokół płytki obwodów drukowanych, widać było wszędziepootwierane skrzynki z narzędziami i dziewięciu oficerów wraz z załogą,pracujących gorączkowo przy sprawdzaniu wyposażenia i części zamien-nych.Kapitan Gurney wywołał dowódcę działu.- Komandor Huffman?- Jestem - doszedł ich stłumiony głos ze środka obudowy.Para nógzaczęła przesuwać się do tyłu i młody komandor, dojrzawszy admirałaLodgersa i kapitana Gurney'a zerwał się na równe nogi,- Komandor Huffman obecny, sir.Lodgers popatrzył na komandora, przypominając sobie zdjęcia tegotechnika z zawodów koszykówki w college'u, które pokazano mu pierw-szego dnia pobytu Huffmana na okręcie.- Spocznij, Mike.- Tak jest, sir - odpowiedział Huffman, poprawiając swój krawat.- %7ładnego wycieku?- Nie, sir.Meldowałem już wcześniej, że wszystko jest bezpieczne.- Wiem.Co o tym myślisz?- No cóż, sir, przykro mi, że nie mogę dać panu w tej chwili żadnegogrzania, panie admirale, ale wydaje się, jakby większość naszych obwodówelektrycznych wysiadła.- Co to znaczy wysiadła, dokładnie? - zapytał admirał.- Cóż, naprawdę nie jestem pewien, sir.Trudno jest diagnozować, kie-dy program, jakiego używa się do ostatecznego ustalenia diagnozy takżewysiadł.Wszystko, co próbowałem zrobić, to zamontować niektóre częścizamienne, które pozwolą nam znów ruszyć.- Zrobiłeś to? - powiedział kapitan.- Właśnie o to chodzi, sir.Nie, nie zrobiłem - powiedział Huffman,odwracając się na krótko do Gurney'a.Lodgers kontynuował.- Co to znaczy, nie zrobiłeś? Mamy przecież183magazyny, które powinny mieć kompletne zespoły części zamiennych dlawszystkiego co tu jest wokoło!- Dokładnie tak, sir.Więc najpierw próbowaliśmy.Ale tak jak elemen-ty podstawowe, tak części zamienne dla nich nie wypadły wcale lepiej.- Chcesz powiedzieć, że zastartowały i wtedy wysiadły?- Nie, sir.Były już martwe, zanim je zainstalowaliśmy.Lodgers nie mógł uwierzyć własnym uszom.- Wszystkie?- Tak, sir.Każda pojedyncza sztuka.- To co teraz zrobimy?- Paru moich chłopaków próbuje ustalić, które części obwodów wy-siadły, a które nie, ale tak jak powiedziałem uprzednio, sir, to jest prawieniemożliwe.- Czy możecie wziąć jakieś sprawne części jednego obwodu i użyć ichjako uzupełnienie za uszkodzone kawałki drugiego?- To nie jest takie proste, sir, ale rozważamy inną możliwość.Lodgers odwrócił się i powiedział do nikogo w szczególności - wyno-śmy się stąd.- Sir? - zawołał Huffman kiedy wychodzili.- Tak? - Lodgers odwrócił się na chwilę.- Czy był pan już w centrum dowodzenia, panie admirale?- Idę tam teraz.- Chciałbym wiedzieć czy oni mają te same problemy z ich zapasami.- Zadzwonimy do ciebie, jak tylko będziemy wiedzieli.Trio pozostawiło Huffmana jego urządzeniom i szybko udało się na gó-rę, do bojowego centrum informacyjnego.Tutaj ponownie, to była ta sama historia.Zamiast przygaszonych świa-teł, jaskrawych ekranów i przyciszonych rozmów, pokój był pełen światła zwidoczną wszędzie dezorganizacją.- Panie admirale? - powiedział komandor Wooten, pozdrawiająctrzech wchodzących.- Jest jakiś sukces? - zapytał Gurney.- To po prostu niewiarygodne, sir.W jednej minucie wszystko działa,a w następnej już nic.- Zapasy zawiodły także? - Lodgers na tyle stwierdził co i pytał.- Tak jest - potwierdził Wooten, posyłając admirałowi lekko zdziwio-ne spojrzenie.- Skąd pan wie?Lodgers zignorował pytanie.- Którą masz godzinę?Wooten podwinął rękaw.- No więc jest.ee.184- Nie jesteś pierwszy, z którym dzisiaj rozmawialiśmy, Frank.- No cóż, tak czy inaczej, sir, użyliśmy wszystkich części zapasowych,jakie mieliśmy i ciągle nic.Mam tutaj siedemnastu specjalistów cywilnych,wszyscy z nich pracują w firmach, które wszystko to instalowały i żaden znich nie potrafi niczego uruchomić ponownie.Równie dobrze mógłby panprzerobić to miejsce na poczekalnię na wszelkie ich osiągnięcia.- To nie ich wina, Frank.- Wiem - przyznał Wooten.- To wszystko wydaje się wprost nieprawdopodobne - zauważył Gur-ney.- Wiem, sir, ale się wydarzyło.Nie możemy rozpoznać kierunku, wjakim się przesuwamy, nie możemy z nikim rozmawiać i plączemy się poZatoce, jak kawałek dryftowego drewna.- Jak daleko do brzegu?- Być może dziesięć mil.- Czy istnieje niebezpieczeństwo wejścia na mieliznę?- Nie sądzę, sir.W czasie kiedy to się wydarzyło szliśmy w kierunkupółnocno-wschodnim.Jest lekka bryza i odpływ, który mógłby nawet po-móc.Chwilowo jednak wszystko co możemy zrobić, to mieć nadzieję, żenie zdryfujemy zbyt blisko jakiejś innej jednostki w Grupie, panie admira-le.- Słusznie.Masz połączenie z mostkiem? - Wooten wręczył admira-łowi słuchawkę.- Peterson, jest coś?- Tak jest, sir
[ Pobierz całość w formacie PDF ]