[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przyszłomi do głowy, że nie od rzeczy byłaby kolejna rozmowa z Joasią i jej rodzicami. Dobra, czekamy, aż się odezwiesz.A wracając do sprawy Dz.iZ.; gadamy o niej dzieńi noc.Dziwna historia.Miałeś dowiedzieć się czegoś w Londynie, czy nie tak? Zgadza się.Czegoś się dowiedziałem.Opowiem, jak się spotkamy.A co u Konrada? U Konrada? Odkąd wyjechałeś, nieustannie popija sok marchewkowy. A więc jednak. Wzmianka o pomarańczowej koleżance nasunęła mi kolejnypomysł.Każde śledztwo wymaga uzupełnień.Fakt kiedyś drobny i niezrozumiały, w nowymkontekście może nabrać wartościowych znaczeń. Jacuś, odezwę się, gdy tylko coś załatwię.Może uda nam się spotkać w większymgronie? No pewnie, z bohaterem, który zatrzymał angielski pociąg. What?! A ty skąd wiesz?! Człowieku, wszystkie wróble w K.o tym ćwierkają. Co ty pier.wszorzędne bajki opowiadasz! Niemożliwe. Jasne, że możliwe.Wiesz, w jakich czasach żyjemy.Informacje rozchodzą się zszybkością przebijającą Eurostar, ponadświetlną, rzekłbym.W jego słowach pobrzmiewało uznanie, ale słyszałem też jakże znaną mi domieszkępierwszoskrzypcowej, nieco urażonej dumy.No, bo faktycznie, jak to jest? %7łeby coś takiegociągle trafiało się altowioliście? Ba, sam nie wiedziałem dlaczego. Taka karma jakpowiedział hodowca rybek, wsypując do akwarium ziarno dla rajskich ptaków.Sieć ludzi uwikłanych w moje problemy była coraz gęstsza i coraz rozleglejsza.Cóż ztego? Koniec końców wszystkie wątki trafiały do mnie jak rzeki przeklęte wracające dodeszczowych chmur, które je wypluły.Wokół mnie, ale i w moich myślach, zrobiło się tak gęsto,że nawet najoczywistsze wnioski można było przeoczyć.Ile razy powtarzałem sobie, że ze zbytbliskiej odległości trudno odgadnąć kształt oglądanej figury.Dziwne to K.Miasto jak miasto.Ani mniejsze, ani większe.Ani ładniejsze, ani brzydsze.Takie jakich tysiące.Ale wystarczy nimtrochę potrząsnąć, a okazuje się pudełkiem, w którym żaden z elementów nie jest przytroczonyna stałe.Puszka Pandory? Suliwy raczej.Tak, to prawdziwa Puszka Suliwy.Pełna zagadek,skrytek, morderstw, szaleńców i czego tam jeszcze.A może należałoby wykoncypować kolejnyz lokalnych mitów o potężnej wróżce albo wrednej czarownicy, albo okropnej babie, albocudownej dziewicy, albo o.(jest jeszcze parę wariantów), która Suliwa miała na imię?Dojeżdżałem do starówki.I całe szczęście, bo mózg mi się o mało nie zagotował,podobnie zresztą jak woda w chłodnicy.Spod maski dobyły się pierwsze smużki pary, zaśczerwona lampka w kokpicie zaczęło pulsować ostrzegawczo.Muszę coś z tym zrobić.I to czymprędzej.Albo kupić nowe auto.No, nareszcie po pańsku zagadał! Kapitalista i potentat.Winicjusz I Niegłupi.Jeśli ktośkiedyś w historii szukałby bardziej absurdalnego momentu na zakup automobilu, to z góryznalazłby się na straconej pozycji.Podjąłem żelazne postanowienie, że po rozmowie zSebastianem odwiedzę pierwszy z brzegu warsztat samochodowy.Niestety, nie wiedziałem,gdzie znajduje się pierwszy brzeg.Ten rodzaj życiowej praktyczności był mi zawsze piętąachillesową.Nie miałem swojego warsztatu, swojego mechanika i jeszcze paru innych swoichludzi i miejsc. Masz wszakże swoją dziewczynę w odpowiedzi na moje uskarżanie się Antosiazaakcentowała kiedyś dobitnie wyraz swoją swoją winnicę, a nawet swojego człowieka wKomendzie Wojewódzkiej.Czy to mało?Nie.To nie było mało.To było nawet stanowczo za dużo jak na możliwości jednegoaltowiolisty.Wydarzenia ostatnich dni dowodziły tego aż nadto.Szybkim krokiem zmierzałem w kierunku Kanonicznej, lecz kawalkada rozpędzonychmyśli wcale nie zamierzała zwolnić.A gdyby tak zadzwonić do europosła Jędrzejczyńskiego,przyszło mi do głowy.W końcu gość zostawił mi numer prywatnej komórki.Powiedziałbym muprosto w oczy, że wydedukowałem jego udział w aferze eurostarowej.Tylko co dalej? Jakąmogłem z tego odnieść korzyść? Nie widziałem się w roli szantażysty.A jeśli strzelę kulą w płot,bo europan akurat nie maczał w aferze swoich wymanikiurowanych palców, wyjdę na idiotę.Spadnę poniżej jego poziomu.Ale by miał satysfakcję.A Rucacelli? Przecież musiał zastanawiać się nad ostatnimi wydarzeniami.Maestrowcale nie był taki kryształowy.Cudownie umiał się kryć za podwójną gardą napuszonej mowy,ale przecież już raz udało mi się ją przeniknąć.Może powinienem spróbować ponownie? Może.Okazja miała się wkrótce pojawić.Sebastian przyjmował właśnie jakiegoś klienta, ale na mój widok natychmiast przeszedłdo finalizowania rozmowy.Mimo to nie zauważyłem w jego zachowaniu śladówzniecierpliwienia.Bez słowa wręczyłem antykwariuszowi listę otrzymaną od Roberta.Przejrzał jąbłyskawicznie. Znam tu kilka nazwisk, a może nawet wszystkie.Niestety, nikt z tych ludzi już nieżyje.Zaczynali działalność zawodową jeszcze przed wojną. Nie mają spadkobierców? Różnie z tym bywa. Sebastian skrzywił się. Jak by nie patrzeć, zawódantykwariusza należy raczej do minionej epoki.Teraz pełno jest samozwańczych domokrążców,którzy wyłapują ostatnie pamiątki od naiwnych, wciskając im w zamian marne grosze.Potempicują te różnej wartości starocie i sprzedają je ludziom, którzy próbują się nobilitować zapomocą antyków i pieniędzy.Kiedyś antykwariusz to był człowiek z powołaniem.Terazmówimy o biznesie.Przez Sebastiana przemawiała gorycz.Zwiat się zmienia, to rzecz naturalna.Do jakiegośmomentu idzie się z nim pod rękę, potem dystans zaczyna rosnąć.Normalna kolej rzeczy. Czyli wszystko, co ci ludzie posiadali, przepadło? Nie chciałem w to uwierzyć. Nie, najprawdopodobniej przeszło w ręce młodszych kolegów po fachu. Do sprawdzenia? Oczywiście usłyszałem z ulgą. Spróbuję podzwonić.A odnośnie zagadkiMichalewicza. No właśnie.Tyle o niej myślałem, a ciągle jestem przed progiem.Wezmy choćbypierwszy segment, i to od czysto matematycznej strony.Odejmuję trzy od sześciu i jedyne, co miwychodzi to.trzy.Odejmuję od trzech sześć i wychodzi mi minus trzy, co już zupełnie nie masensu.Mamy więc trójkę.Ale tu chodzi o coś więcej.Ponieważ działanie odbywa się nasymbolach religijnych, jego wynikiem powinno być coś równoważnego, nie sądzisz? Liczbaświęta.Czyli co? Przecież chrześcijańską trójcę już mieliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]