[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Podobnie jak ja dodała Pustka beznamiętnym tonem.Obaj spojrzeliśmy na nią zdumieni.Zdawała się tego nie zauważać.Przymie-rzyła rękawice, zadowolona, że doskonale pasują.404 Nie ma mowy oznajmiłem stanowczo.Wystarczyło, że będę musiał pa-trzeć na śmierć zwierząt jucznych.Nie zamierzałem zostać świadkiem śmiercijeszcze jednej przyjaznej duszy.Nie ulegało wątpliwości, że Pustka jest za starana taką podróż. Możesz zamieszkać w mojej chacie. Błazen zachował się o wiele deli-katniej. Opału starczy ci na resztę zimy, jest zapas mięsa i. Spodziewam się zakończyć życie w czasie tej wyprawy. Zciągnęła rę-kawice, złożyła je razem.Od niechcenia sprawdziła, ile wełny zostało w motku.Znowu zaczęła pobrzękiwać drutami.Wełniana nitka snuła się między jej palca-mi żwawo. Zanim to nastąpi, nie musicie się o mnie martwić.Przygotowałamsię do drogi.Mam własne zapasy.Jedzenie, odzież, wszystko co potrzebne.Zerknęła na mnie znad robótki. Mam zamiar dotrzeć do celu oznajmiłaspokojnie.Musiałem uszanować jej niewzruszone postanowienie, że będzie panią swegolosu, że będzie robiła, co uzna za stosowne.Potem zastanowiłem się, kiedy tozacząłem o niej myśleć jako o bezradnej staruszce, wymagającej opieki.Spuściławzrok na robótkę.Zupełnie niepotrzebnie, bo jej palce robiły swoje, czy patrzyła,czy nie. Widzę, że mnie rozumiesz rzekła.Tak właśnie było.Nigdy nie słyszałem, żeby jakaś wyprawa rozpoczęła się zgodnie z planem.Zazwyczaj im więcej ludzi rusza w drogę, tym więcej się piętrzy trudności.I tymrazem nie było wyjątku.W dniu poprzedzającym ustaloną datę wymarszu zosta-łem raptownie wyrwany ze snu o bladym świcie. Wstawaj, Bastardzie, musimy ruszać natychmiast oznajmiła szorstkokrólowa Ketriken.Usiadłem powoli.Obudziłem się od razu, ale zdrowiejące plecy ciągle odbie-rały mi odwagę do szybszych ruchów.Błazen siedział na brzegu swojego łóżkai wyglądał na bardzo zaniepokojonego. Co się dzieje? spytałem. Władczy. Nigdy nie słyszałem tyle nienawiści w jednym słowie.Kró-lowa Ketriken miała twarz bardzo bladą, stała sztywno, z opuszczonymi rękomai bezwiednie zaciskała pięści. Pod sztandarem rozejmu przysłał do mojegoojca kuriera z oskarżeniem, że dajemy schronienie zdrajcy Królestwa SześciuKsięstw.Jeśli mu ciebie wydamy, odczyta to jako gest dobrej woli i nie będziew nas widział wrogów.W przeciwnym wypadku wyśle na nas wojska stacjonu-jące na granicy, gdyż będzie wiedział, iż spiskujemy przeciwko niemu do spółkiz jego wrogami. Umilkła. Mój ojciec rozważa, co powinien uczynić. Królowo, przecież ja jestem tylko pretekstem zaprotestowałem.Sercewaliło mi jak oszalałe.Zlepun zaskomlał niespokojnie. Musisz przecież wie-dzieć, pani, że zgromadzenie tych wojsk zajęło mu długie miesiące.Nie czynił405tak dlatego, że ja byłem tutaj.Od dawna planuje zaatakować Królestwo Górskie.Znasz, pani, księcia Władczego.Chce się przekonać, czy da radę cię zmusić doustępstw.Jeśli się poddasz, znajdzie inny pretekst do ataku. Nie jestem głupcem rzekła zimno. Nasi obserwatorzy donoszą o na-pływie wrażych wojsk już od dawna.Jesteśmy ostrzeżeni, szykujemy się do woj-ny.Zazwyczaj góry były naszą najsilniejszą bronią, ale nigdy dotąd nie musieli-śmy stawiać czoła wrogowi w takiej liczbie.Mój ojciec jest Poświęceniem, Ba-stardzie.Podejmie decyzję najkorzystniejszą dla Królestwa Górskiego.Dlategowłaśnie musi rozważyć, czy wydając ciebie zyska szansę negocjowania z księ-ciem Władczym.Nie myśl, że mój ojciec jest na tyle pozbawiony rozumu, bymu wierzyć.Tylko im bardziej zdoła odsunąć chwilę ataku, tym lepiej będziemyprzygotowani. Wygląda na to, że nie ma się nad czym zastanawiać skonstatowałemgorzko. Nie wiem, czemu ojciec mi wyjawił słowa posłannika. W czarnychoczach królowej Ketriken dostrzegłem cień dawnej przyjazni. Może ofiarowujemi w ten sposób szansę, bym wywiodła cię stąd i nie musiała się sprzeciwić je-go rozkazowi.Może zamierza powiedzieć księciu Władczemu, że uciekłeś i żebędzie cię ścigał.Błazen już wciągał spodnie, schowany pod nocną koszulą. Będzie nam trudniej, niż przypuszczałam wyznała królowa. Nie mo-gę wciągać w to nikogo spośród mieszkańców gór.Jedziemy sami, ty, ja i Wilga.Ruszamy za godzinę. Będę gotów obiecałem. Spotkamy się za szopą Josa dorzuciła i wyszła.Popatrzyłem na trefnisia. Mówimy Pustce? Dlaczego mnie o to pytasz?Lekko wzruszyłem ramionami.Wstałem i zacząłem się spiesznie ubierać.Przychodziły mi do głowy tysiące drobiazgów, którymi powinienem był zająć sięprzed drogą, ale z łatwością przekonywałem siebie, że to sprawy zupełnie błahe.Nie minęło wiele czasu, gdy obaj z błaznem zarzuciliśmy tobołki na ramiona.Zlepun wstał, wyciągnął się na całą długość i pierwszy podszedł do drzwi. Będzie mi brakowało kominka.Za to łowy będą łatwe i obfite.Do wszystkiego podchodził z takim spokojem.Trefniś jeszcze potoczył po wnętrzu chaty uważnym spojrzeniem, a potemzamknął za nami drzwi. To mój pierwszy własny dom zauważył.Poszliśmy przez miasto. Z tylu rzeczy rezygnujesz, ruszając na tę wyprawę odezwałem sięniezgrabnie, myśląc o jego narzędziach, do połowy skończonych marionetkach,406o kwiatach na okiennym parapecie.Mimo woli czułem się za jego decyzję odpo-wiedzialny.I tak bardzo się radowałem, iż nie muszę podróżować sam.Zerknął na mnie z ukosa, wzruszył ramionami. Siebie zabierani ze sobą.Niczego więcej mi tak naprawdę nie trzeba.Obejrzał się przez ramię na drzwi, które sam pomalował. Jofron się o wszystkozatroszczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]