[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak w życiu każde-go człowieka bywają takie chwile, kiedy wierzy, że będzie żył wiecznie, a świat%7łto przyjazne mu miejsce.Przybycie Błazna obudziło we mnie tę wiarę.Kiedybył w naszym domu, nawet wilk wydawał mi się beztroskim szczeniakiem.Błazen nie wtrącał się w nasze życie.Nie musiałem przyzwyczajać się do jego obec-ności ani czegokolwiek zmieniać.Po prostu dołączył do nas i dostosował swoje zwy-czaje do naszych oraz przejął ode mnie część roboty.Zawsze wstawał wcześniej odemnie.Po przebudzeniu widziałem otwarte drzwi mojego gabinetu i Błazna siedzące-go z podwiniętymi nogami na fotelu przy moim biurku.Zawsze był już umyty i ubra-ny.Jego elegancki strój znikł już po pierwszym dniu i zastąpiły go proste kamizel-ki i spodnie, a wieczorami wygodna podomka.Zwykle czytał z trudem zgromadzoneprzeze mnie lub spisane zwoje albo księgi.Niektóre z nich zawierały nieudane wersjedziejów Królestwa Sześciu Księstw.Inne stanowiły równie nieporadne próby uporząd-kowania własnego życia przez przelanie go na papier.Gdy Błazen widział, że już nieśpię, lekko unosił brwi, a potem odkładał zwój na miejsce.Gdyby chciał, nawet nie za-uważyłbym, że przeglądał moje zapiski.Okazywał mi swój szacunek, nigdy nie kwestio-nując tego, co napisałem.Prywatne sprawy, które przelałem na papier, pozostały mojątajemnicą, a także tajemnicą Błazna.Bez trudu zapełnił pustkę, z której istnienia wcześniej nie zdawałem sobie sprawy.Gdy przy mnie był, niemal przestawałem tęsknić za Trafem, chociaż nie mogłem się do-czekać, kiedy przedstawię mu chłopca.Błazen często pracował razem ze mną w ogro-dzie lub pomagał mi naprawiać zagrodę z kamieni i drewna.Kiedy pracy było tylko dlajednego, siedział w pobliżu i patrzył.W takich chwilach niewiele rozmawialiśmy, ogra-niczając się do bieżących spraw lub niezobowiązujących pogaduszek mężczyzn, którzyznają się od dziecka.Jeśli próbowałem skierować naszą rozmowę na poważniejsze tory,90zbywał moje pytania żartami.Jezdziliśmy także obaj na Słodkiej.Błazen chwalił się, żeklacz potrafi przeskoczyć każdą przeszkodę.Ustawiliśmy więc na podwórzu szereg pro-wizorycznych płotków, i okazało się, że miał rację.Jego żwawy wierzchowiec zdawał siębawić równie dobrze jak my.Czasem po kolacji spacerowaliśmy po nadmorskich urwiskach lub schodziliśmy nadół, na plażę.O zmierzchu polowaliśmy z wilkiem na króliki, a potem wracaliśmy dodomu, żeby rozpalić ogień, bardziej dla przyjemności, niż z rzeczywistej potrzeby.Błazenprzywiózł niejedną butelkę brzoskwiniówki, a głos miał równie dobry jak kiedyś, więcwieczorami śpiewał, gawędził i snuł zdumiewające i zabawne opowieści.Niektóre zda-wały się być relacjami z jego własnych przygód, inne najwidoczniej były zasłyszane podrodze.Gesty jego zręcznych rąk były niezwykle wymowne, a jego ruchliwa twarz zna-komicie oddawała mimikę każdej z występujących w tych opowieściach postaci.Dopiero pózną nocą, gdy żar na palenisku dogasał i mrok skrywał twarz Błazna, kie-rował rozmowę na najbardziej interesujący mnie temat.Pierwszego wieczoru, roztacza-jąc wokół słodki zapach trunku, powiedział cicho: Czy wiesz, jak trudno mi było odlecieć z dziewczyną na smoku i pozostawić ciętam? Musiałem przekonywać siebie, że uda ci się jakoś przetrwać.Wymagało to odemnie ogromnej wiary w siebie. Wiary w siebie? spytałem, udając urażonego. Czyżbyś nie wierzył we mnie?Błazen rozłożył posłanie Trafa na podłodze przed piecem i porzuciliśmy fotele, abywygodnie położyć się przy ogniu.Wilk, z łbem opartym na przednich łapach, drzemałpo mojej lewej ręce, a po prawej Błazen leżał na brzuchu, opierając brodę na splecio-nych dłoniach, i patrzył w ogień, kołysząc nogami.Dogasające płomyki wesoło tańczy-ły w jego oczach. W ciebie? Cóż.Powiem tylko tyle, że bardzo pocieszała mnie obecność wilkau twego boku.Trzeba przyznać, że było to uzasadnione zaufanie zauważył zjadliwie wilk.Myślałem, że śpisz.Próbuję zasnąć.Błazen mówił dalej, niemal sennym głosem: Zawsze wychodziłeś cało z każdej katastrofy, którą ci przepowiedziałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]