[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Dla mojego pana zacznie sięniedługo najlepsza pora dnia.Będę przy nim i zrobię choć tyle, ile mogę.Ostrożnie wystąpił z kręgu posortowanych zwojów i tabliczek.Ziewnął. %7łegnaj, Bastardzie. %7łegnaj.Przy drzwiach zatrzymał się jeszcze. Nie przeszkadza ci, że wychodzę? Przeszkadzało mi, że zostajesz. Nigdy nie wdawaj się w słowną szermierkę z błaznem.Czyżbyś zapomniał,że zaproponowałem ci układ? Sekret za sekret.Nie, nie zapomniałem.Tylko nagle nie byłem pewien, czy rzeczywiście chcia-łem poznać jego tajemnicę. Skąd przybył błazen i dlaczego? zapytałem cicho. Ach! Przez moment stał w milczeniu, po czym zapytał poważnie: Jesteś pewien, że chcesz znać odpowiedz na to pytanie? Skąd przybył błazen i dlaczego? powtórzyłem wolno.Jakiś czas milczał.A ja niespodziewanie zobaczyłem go inaczej: nie trefnisiao giętkim języku, ale niskiego, szczupłego mężczyznę czy chłopca, delikatnegojak lalka z porcelany, o niezwykle jasnej skórze i srebrzystych włosach.Biało--czarny strój obrębiony dzwoneczkami, śmieszne szczurze berto jego zbrojai broń na dworze intryg i zdrady.Oraz tajemniczość.Niewidzialny płaszcz tajem-nicy.Przez chwilę pożałowałem, że zaproponował mi taki układ, przestałem byćtak strasznie ciekawy.240Westchnął, podszedł do gobelinu, na którym król Mądry witał Najstarszego.Zadarł głowę, patrzył przez chwilę na dawno utkany obraz, po czym uśmiechnąłsię kwaśno, znajdując humor tam, gdzie ja go nigdy nie dostrzegłem.Przyjął pozęrecytującego poety.Raz jeszcze zajrzał mi prosto w oczy. Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć, kochanieńki?Powtórzyłem pytanie jak liturgię: Skąd przybył błazen i dlaczego? Skąd, ach, skąd? Przysunął szczurzą czaszkę do twarzy, przygotowującodpowiedz na własne pytanie.Spojrzał mi w oczy. Jedz na południe, Bastar-dzie.Do ziem poza granicami wszelkich map, jakie książę Szczery kiedykolwiekwidział.I poza granice map tworzonych w tamtych krainach.Jedz na południe,a potem na wschód, przez morze, dla którego nawet nie macie nazwy.Ostateczniedotrzesz do długiego półwyspu i na jego końcu znajdziesz osadę, gdzie przyszedłna świat błazen.Możesz jeszcze odnalezć matkę, która ma w pamięci swoje białedziecko; będzie pamiętała, jak mnie tuliła do ciepłej piersi i jak mi śpiewała. Nawidok mojego niedowierzania roześmiał się krótko. Nawet tego nie potrafiszsobie wyobrazić? A więc dalej będzie ci jeszcze trudniej.Włosy miała ciemnei kręcone, a oczy zielone.Nieprawdopodobne! Niewiasta piękna, o tak soczystymkolorycie, porodziła białego robaka.A ojcowie bezbarwnego dziecka? Dwaj ku-zyni, bo taki jest zwyczaj na tamtej ziemi.Jeden szeroki w ramionach i śniady,zawsze skory do śmiechu, rumiany, brązowooki, rolnik pachnący żyzną ziemiąi otwartą przestrzenią.Drugi był tak szczupły jak tamten barczysty, a śniadą ceręmiał powleczoną złotym połyskiem.Poeta i śpiewak, niebieskooki.Och, jakże onimnie kochali, jak mnie rozpieszczali! Matka, ojcowie, a także cała osada.Byłemtaki kochany! Karzeł ucichł.Z pewnością nikt inny nie słyszał od niego tych słów.Przypomniałem sobieczas, gdy wszedłem do jego komnaty i ujrzałem tam w kołysce nieprawdopodob-nie piękną lalkę.Umiłowaną, jak niegdyś miłowany był błazen.Czekałem. Kiedy.osiągnąłem odpowiedni wiek, pożegnałem się ze wszystkimii wyruszyłem znalezć swoje własne miejsce w historii.Czas został określony go-dziną moich narodzin, nie zależał ode mnie, ale miejsce mogłem wybrać.Wy-brałem Kozią Twierdzę.Przybyłem tutaj i zostałem błaznem króla Roztropnego.Zebrałem wszystkie wątki zdarzeń, jakie los wetknął w moje dłonie, i zacząłem jetkać i barwić na miarę własnych sił, w nadziei że uda mi się wywrzeć wpływ nawzór, który będzie tkany, gdy minie czas przeznaczony dla mnie.Potrząsnąłem głową. Nic z tego nie rozumiem. Ach! Teraz on pokręcił głową, zadzwięczały dzwoneczki. Nic z tegonie rozumiesz powtórzył. Po prostu nie potrafisz się pogodzić z tym, cosłyszysz.Nigdy wcześniej nie mówiłem z tobą tak otwarcie.Może moja szczerośćci przeszkadza.241Był zupełnie poważny.Znowu potrząsnąłem głową. Mówisz od rzeczy! Poszedłeś w świat szukać swojego miejsca w historii?Jak to możliwe? Historia to przeszłość, nie mamy na nią wpływu.Uśmiechnął się enigmatycznie. Historia to czyny naszego życia.Kształtujemy ją sami.Przyszłość to zu-pełnie inna historia. Nikt nie zna przyszłości zgodziłem się z nim.Uśmiechnął się szerzej. Doprawdy? zapytał szeptem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]