[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gajusz Filipus przekrzyczał fanfarę: - Cokolwiek trzymacie, rzućcie to! - Rzymianie, przyzwyczajeni do niespodziewanych inspekcji, wyprężyli się na baczność.Poprzedzani tuzinem Halogajczyków, władcy Imperium weszli do sali koszar, by przeprowadzić inspekcję swych nowych wojowników.Zanim postawili w niej stopę, Marek rzucił ukradkowe spojrzenie na gwardzistów i to, co ujrzał, zrobiło na nim korzystne wrażenie.Mimo złoceń na ich pancerzach, mimo delikatnych inkrustacji zdobiących ich toporki, byli prawdziwymi żołnierzami.Ich oczy, zimne jak lód ich północnej ojczyzny, zmierzyły koszary sprawdzając, czy nie ma w nich czegoś podejrzanego.Dopiero gdy uznał, że wszystko jest w porządku, ich dowódca dał znak swym, podopiecznym, że mogą bezpiecznie wejść.Kiedy to uczynili, Tzimiskes uklęknął, a potem wyciągnął j się na brzuchu w hołdzie, jaki wszyscy Videssańczycy oddawali swemu władcy.Marek, a za jego przykładem jego ludzie, dalej stali na baczność.Nie przyszło mu do głowy, by uczynić inaczej.Jeśli Videssańczycy chcieli poniżać się | przed swym panem, to niech postępują zgodnie z tym zwyczajem, ale Rzymianom, republikanom od czterech i pół wieku, niełatwo przyjdzie go naśladować.Halogajski kapitan, o twarzy mroźnej jak zima, wytrzeszczył oczy na Skaurusa.Trybun nie miał teraz czasu, by zmierzyć się z nim wzrokiem, bowiem całą swoją uwagę skupił na trzech mężczyznach w wejściu.Pierwszy przeszedł przez nie - jeśli szli w kolejności, w jakiej zapowiedział ich urzędnik - Vardanes Sphrantzes, którego tytuł Sevastosa oznaczał mniej więcej premiera.Raczej krępy niż tłusty, swoje wyszywane klejnotami urzędowe szaty nosił z elegancją strojnisia.Wąska linia brody okalała jego krągłą, rumianą twarz.Kiedy zobaczył, że Rzymianie wciąż stoją, jego oczy nie rozszerzyły, ale zwęziły z zaskoczenia.Odwrócił się, by powiedzieć coś do Imperatora, lecz został odsunięty przez młodszego brata Mavrikiosa, Sevastokratę Thorisina Gavrasa.Dobiegający czterdziestki, Sevastokrata wyglądał, jak gdyby czuł się o wiele swobodniej w kolczudze niż w jedwabiach i złotych szatach, które miał na sobie.Włosy i brodę miał niedbale przycięte; miecz u jego boku nie był odświętną bronią, lecz wysłużonym pałaszem w pochwie z nie ozdobionej skóry.Na widok stojących Rzymian zareagował nie zdziwieniem, lecz wściekłością.Jego wyryczane: - Na święte imię Phosa, myślą że kim są, te urodzone w rynsztoku obce bękarty? - przerwało bardziej wyważony protest Sphrantzesa: - Wasza Miłość, ci obcokrajowcy nie zachowują właściwej powagi.Obaj mężczyźni zamilkli zmieszani; Skaurus odniósł wrażenie, że ci dwaj od lat w niczym się nie zgadzali.Zza ich pleców po raz pierwszy usłyszał głos Imperatora:- Jeśli wy dwaj zejdziecie mi z drogi, sam zobaczę te potwory.- I wypowiedziawszy tę łagodną uwagę, Autokrata Videssańczyków wszedł do środka, by przyjrzeć się swym nowym najemnikom.Nie ulegało wątpliwości, że jest bratem Thorisina; mieli te same długie twarze, te same silnie wygrzbiecone nosy, nawet te same brązowe włosy, które rzedły na skroniach.Lecz po pierwszym spojrzeniu Marek powiedziałby, że Mavrikios Gavras jest o jakieś piętnaście lat starszy od swego brata.Jego wyraziste, pełne siły usta okalały bruzdy, takie same marszczyły czoło; jego oczy były oczyma człowieka, który sypia bardzo mało.Kiedy Rzymianin przyjrzał się bliżej stwierdził, że znaczna różnica w wieku pomiędzy braćmi Gavras była złudzeniem.Tak jak masywny złoty diadem, który miał na głowie, Mavrikios dźwigał na swych barkach ciężkie brzemię odpowiedzialności, i to pozostawiło na nim swój ślad.Niegdyś pewnie dzielił z Thorisinem jego wybuchowość i porywczą buńczuczność, lecz w nim cechy te zostały okiełznane świadomością ceny, jaką może kosztować błąd.Kiedy Imperator się zbliżył, Tzimiskes powstał i stanął obok Marka, gotów służyć pomocą w tłumaczeniu.Lecz pytanie Mavrikiosa było wystarczająco jasne, by Skaurus je zrozumiał.- Dlaczego nie oddaliście mi hołdu?Gdyby zapytał go o to Sphrantzes, Marek mógłby zbyć go jakąś gładką odpowiedzią, lecz ten - czuł to instynktownie - był człowiekiem, któremu mówiło się prawdę.Powiedział wiec:- Nie należy do zwyczaju mojego kraju, by zginać kolana przed jakimkolwiek człowiekiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]