[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostawało mu tylko czekać.Zerwał się przerażony, kiedy niewidoczna w ciemnościach dłoń chłopca dotknęła jego pleców.- Mężczyźni już poszli - wyszeptał i pchnął Troya do przodu.Przebiegli szybko przez drogę, starając się nie robić hałasu.Wpadli w rosnące po drugiej stronie gęste krzaki.Na tle nieba widoczny by! zarys domu; w jednym z pokoi dostrzegli blade światło.Okrążyli dom i biegli między rzędami wysokiej kukurydzy, aż dotarli do wynurzającej się z ciemności stodoły.Chłopak energicznym ruchem otworzył skrzypiące drzwi.- Schowaj się - wyszeptał.- Pieniądze! Weszli do środka.Troy wyjął garść monet, wielokrotność sumy, jakiej żądał chłopak i wcisnął mu je w rękę.Drobne palce zacisnęły się na pieniądzach; ponownie zaskrzypiały zamykane drzwi stodoły.Troy odwrócił się i spróbował iść po ciemku, potykając się o niewidoczne przedmioty.Po chwili poczuł pod nogami coś, co chyba było sianem.Zatrzymał się i położył.W tej chwili był bezpieczny, ale co dalej? Starzec był na niego zły, więc choć nie rozumiał wszystkiego, o czym mówił, nie chciał zadawać mu żadnych pytań.O co mu chodziło z tą koleją?Usłyszał głośne kroki zmierzające w kierunku stodoły.Drzwi otworzyły się i ktoś z lampą wszedł do środka.Jakiś mężczyzna krzyknął:- Wyłaź stamtąd, chcę cię zobaczyć!Troy nie miał wyboru.Zostawił torby, wstał i skierował się w kierunku światła padającego z lampy naftowej.Zobaczył mężczyznę trzymającego rewolwer.Mężczyzna był biały.ROZDZIAŁ 23- Trzymaj ręce cały czas podniesione do góry - powiedział mężczyzna.- A więc to ty jesteś tym, którego szukałem razem z innymi przez całe popołudnie.Nie mogliśmy znaleźć śladu, żadnego śladu i ludzie zaczęli myśleć, że chłopak wyssał sobie wszystko z palca.Ale kiedy tak patrzę na ciebie, widzę, że opisał cię dość dokładnie.Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną z rudymi włosami.Brzuch zwisał mu nad paskiem i naciągał czerwone szelki.- Co masz zamiar ze mną zrobić? - zapytał Troy, patrząc na olbrzymi rewolwer wycelowany w jego przeponę.- Zamierzasz mnie zastrzelić?- Pytanie zadaje ten, kto ma broń, więc dalej trzymaj tak ręce i powiedz, kto cię tutaj przyprowadził.- Nie wiem.- Kto ci o mnie powiedział?- Tego również nie wiem.- Zdumiewające.Gdybym miał oczy zamknięte, pomyślałbym, że rozmawiam z Jankesem.- Jestem nim, pochodzę z Nowego Jorku.- Jestem skłonny w to uwierzyć.Jesteś jakiś inny.Nie wiem, co mam z tobą zrobić.- Kiedy będzie się pan nad tym zastanawiał, spuchną mi ręce.Mogę je opuścić?Nie czekając na odpowiedź, Troy opuścił ręce i pochylił się do przodu.Gdyby skoczył i wytrącił mu rewolwer, miałby jakąś szansę.- Tak, możesz je opuścić - powiedział mężczyzna.- Wetknął rewolwer za szeroki pas, co jeszcze bardziej uspokoiło Troya.- Zostaniesz tutaj przez jakiś czas.Twoją kryjówką będzie dół pod beczką na melasę, ale przynajmniej będziesz żył.Jutro albo pojutrze przyjdzie dwóch następnych i pojedziecie razem.- Pojedziemy? Dokąd?- Na Północ, oczywiście.- Przykro mi, ale mam do załatwienia sprawę tutaj, na Południu.W każdym razie dziękuję.- Dziękuję.! - Mężczyzna podniósł lampę i uważnie przyjrzał się Troyowi.- Jesteś naprawdę jakiś dziwny, inny od reszty czarnuchów.Połowa niewolników z Południa stara się uciec na Północ, do Kanady, a ty chcesz iść dokładnie w przeciwnym kierunku.- Tak.Ja nie jestem niewolnikiem.Człowiek, który mnie tutaj przysłał, wspomniał coś o kolei.Chodzi chyba o kolej podziemną?- Zadajesz za dużo pytań! Masz jakieś bagaże? - Troy skinął głową.- Weź je ze sobą.Nie chcę, żeby ktoś się o nie potknął.Chodź do domu, właśnie przygotowywałem jedzenie.Myślę, że nie trzeba cię będzie namawiać.- Dziękuję, chyba nie trzeba.Nie pamiętam, kiedy jadłem po raz ostatni.- Idź za mną, zgaszę lampę.Psy nie szczekają, co oznacza, że w pobliżu nie ma nikogo, ale ktoś mógłby cię zobaczyć z daleka.Pogrążyli się w ciemnościach.Troy wziął swoje torby i wyszli ze stodoły.Coś dużego rzuciło się na niego.Usłyszał głębokie charczenie.- Spokojnie, mój mały, spokojnie, to swój! Idź powoli! - mężczyzna zwrócił się do Troya.- Nie rzucą się na ciebie, jeśli nie będziesz robił gwałtownych ruchów.Tutaj! Właź do środka, zanim zapalę lampę.W kącie prawie nie umeblowanej, ale czystej kuchni stał duży stół.Mężczyzna zdjął z wbitego nad nim haka lampę, nalał do dzbana świeżej wody i postawił go na stole razem z dwoma glinianymi kubkami.- Nie paliłem dzisiaj w piecu, ale mam jeszcze trochę szynki i żytni chleb.- Będę bardzo wdzięczny.Nazywam się Troy Harmon.- Jaką sprawę możesz mieć tutaj na Południu, Troy?- Sprawę osobistą, panie.Przepraszam, ale nie dosłyszałem pańskiego nazwiska.Mężczyzna przeżuwając powoli - kawałek chleba zamoczonego w melasie, potrząsnął ze zdziwieniem głową.- Naprawdę jesteś inny! Nazywam się Milo Doyle, skoro już wszystko wiesz o tym miejscu.Pochodzę z Bostonu, co wyjaśnia, dlaczego cię nie zastrzeliłem.- To wyjaśnia bardzo dużo, panie Doyle.Szynka była nie dogotowana i pełna chrząstek, ale wilczy głód Troya nie pozwalał mu na zastanawianie się nad takimi drobiazgami.Błyskawicznie połknął ją, popijając słodkawą wodą.- To wyjaśnia, dlaczego pomógł pan mnie i innym, o których pan wspomniał.- Jestem tu już od tak dawna, że ludzie zapomnieli, skąd przybyłem.Przyjechałem do pracy przy kolei żelaznej.To była inna kolej niż dzisiaj.Później ożeniłem się z miejscową dziewczyną i zająłem prowadzeniem farmy.Zmarła trzy lata temu i od tej pory jestem sam.Nie robiłem właściwie niczego poza użalaniem się nad sobą.Nigdy się do tego miejsca nie przyzwyczaiłem, więc pomyślałem o sprzedaniu wszystkiego i powrocie w rodzinne strony.Pewnego dnia przyjechał tu mój przyjaciel z Północy.Znam go od małego, teraz jest prawnikiem.Poprosił mnie o małą przysługę, ale później - coraz częściej czegoś ode mnie potrzebował.Wiesz o mnie wszystko, Troy, więc ty powiedz mi teraz coś o sobie.- Z przyjemnością.Urodziłem się i wychowałem w Nowym Jorku na Long Island.Kiedy byłem młody, wstąpiłem do armii.- Wolnego, synku.Jeszcze nigdy nie słyszałem, by ktokolwiek z czarnych został przyjęty do Armii Stanów Zjednoczonych!- A czy ja tak powiedziałem? Walczyłem poza krajem.W wielu armiach nie zwracają zbyt dużej uwagi na kolor skóry.Umiem sam zatroszczyć się o siebie.Teraz zajmuję się pewną sprawą, to znaczy muszę znaleźć pewnego człowieka i powoli zaczynam się utwierdzać w przekonaniu, że nie jestem w stanie zrobić tego w pojedynkę.Potrzebuję pańskiej rady.Może będę mógł się czymś odwdzięczyć.Z tego, co słyszałem o kolei podziemnej, domyślam się, że pomaga ona zbiegłym niewolnikom w ucieczce na Północ?- Tak, pomaganie przerażonym uciekinierom w przedostaniu się na Północ jest ważne, ale niektórzy z nas są ważniejsi od innych.To mała stacja.Nie taka jak ta, którą prowadził biedny Tom Garret.Zanim go złapali, przewiózł przez Wilmington ponad dwa tysiące siedmiuset pasażerów.- Nie mam pojęcia o zasięgu tej całej operacji, ale wiem, że coś co jest duże, nie może być tanie.Pańskie wydatki na transport i żywność muszą być ogromne, co oznacza, że możemy sobie nawzajem pomóc.Dobrze zapłacę za jakąkolwiek pomoc; tak więc nasze relacje będą obopólnie korzystne.Doyle otworzył usta ze zdziwienia.- Czy myślałeś kiedyś o sprzedawaniu cudownych maści leczących wszelkie dolegliwości? Człowiek, który gada tak jak ty, może zrobić fortunę na sprzedaży tych rzeczy.“Obopólnie korzystne relacje"! Mówisz lepiej niż większość kaznodziejów, których znam.Troy uśmiechnął się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]