[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpo-częto poszukiwania jednakże pan Septimus zniknął bez śladu, wraz z jednym z karych ogierówze stajni (w której woznica spał, chrapiąc głośno, i nie dało się go dobudzić).Gdy pan Primus wstał z łóżka następnego ranka, był w paskudnym nastroju.Nie pozwolił ukarać Letycji śmiercią, twierdząc, że podobnie jak Tertius stała się tylkoofiarą podstępu Septimusa, rozkazał jednak, by towarzyszyła zwłokom jego brata aż do CytadeliBurz.Zostawił w gospodzie konia, na którym polecił zawiezć ciało, oraz sakiewkę srebrnych mo-net.Wystarczyło ich, by opłacić jednego z mieszkańców Nietędy, który miał jej towarzyszyć dopilnować, by wilki nie porwały konia ani zwłok brata  i wynagrodzić woznicę, gdy w końcusię ocknie.A potem, w powozie ciągniętym przez czwórkę czarnych jak węgiel ogierów pan Primusopuścił wioskę Nietędy w zdecydowanie gorszym humorze niż poprzedniego dnia, gdy tu przy-był.109 * * *Brevis dotarł do rozstajów, ciągnąc za sobą postronek.Do postronka uwiązany był brodaty,rogaty, złośliwy cap, którego Brevis prowadził na targ.Tego ranka matka położyła przed nim na stole jedną samotną rzodkiewkę i oznajmiła: Brevisie, synu, ta rzodkiewka to wszystko, co zdołałam wydobyć dziś z ziemi.Naszezbiory obumarły.Skończyło się nam jedzenie.Nie mamy do sprzedania nic oprócz capa.Chcę,żebyś go uwiązał, zaprowadził na targ i sprzedał jakiemuś rolnikowi.Za pieniądze, które do-staniesz  a masz wziąć co najmniej florena, zapamiętaj to sobie  kupisz kurę, kukurydzęi rzepy.Dzięki temu może nie umrzemy z głodu.Brevis schrupał rzodkiewkę, smakującą jak pikantne drewno, i przez resztę ranka ganiałw zagrodzie kozła, zarabiając przy okazji potężnego kuksańca w żebra i ugryzienie w udo.W końcu z pomocą wędrownego druciarza zdołał pokonać zwierzę i je uwiązać.Pozostawia-jąc matce opatrzenie ran druciarza, pociągnął capa w stronę targu.Chwilami kozioł zaczynał się szarpać i rwać przed siebie, wlokąc za sobą Brevisa, któremupozostawało tylko wbić obcasy w zaschnięte błoto.A potem  zwykle nagle, bez ostrzeżenia i,przynajmniej według Brevisa, bez najmniejszego powodu  zwierzak zmieniał zdanie i się za-110 trzymywał.Wówczas Brevis podnosił się z ziemi i znów zaczynał wlec za sobą capa.W końcudotarł do rozstajów na skraju lasu  spocony, wygłodniały i posiniaczony, ciągnąc odmawiają-cego współpracy kozła.Na środku rozstajów stała wysoka kobieta.W jej ciemnych włosach naszkarłatnej opasce spoczywała srebrna obręcz.Suknię miała szkarłatną, podobnie jak usta. Jak cię zwą, chłopcze?  spytała głosem głębokim i słodkim niczym brązowy miód. Zwą mnie Brevis, proszę pani.Brevis dostrzegł, że za kobietą stoi coś dziwnego.Był to mały powóz, ale między dyszlaminie dostrzegł żadnego zwierzęcia.Zastanawiał się, skąd się tu wziął. Brevis  mruknęła. Cóż za śliczne imię.Czy zechcesz sprzedać mi swojego kozła,mój chłopcze Brevisie?Chłopak zawahał się. Matka kazała mi zabrać kozła na targ  oznajmił  i sprzedać go za kurę, kukurydzęi rzepę, a potem przynieść do domu resztę. Ile miałeś wziąć za tego kozła?  spytała kobieta w szkarłatnej spódnicy. Nie mniej niż florena  odparł.Uśmiechnęła się i uniosła dłoń.Coś rozbłysło na niej złociście. Ja dam ci złotą gwineę  oznajmiła. Dość, by kupić kojec kur i sto korców rzepy.111 Chłopcu opadła szczęka. Umowa stoi?Brevis przytaknął i wyciągnął rękę, w której trzymał sznurek z uwiązanym na końcu capem. Proszę. To wszystko, co zdołał wykrztusić.W jego głowie wirowały wizje nieskoń-czonego bogactwa i niezliczonych stosów rzepy.Dama ujęła sznurek.Potem dotknęła palcem głowy capa pomiędzy jego żółtymi oczamii wypuściła zaimprowizowaną smycz.Brevis spodziewał się, że kozioł natychmiast czmychnie w las albo odbiegnie jedną z dróg.Zwierzę jednak pozostało na miejscu, jak wmurowane.Chłopak wyciągnął rękę po złotą gwineę.I wtedy kobieta spojrzała na niego, przyglądając mu się uważnie, od zabłoconych stóp pomokre od potu krótko ostrzyżone włosy na czubku głowy, i ponownie się uśmiechnęła. Wiesz  rzekła  myślę, że parka będzie wyglądała lepiej niż jeden.Co ty na to?Brevis nie miał pojęcia, o czym mówiła kobieta, i otworzył usta, by jej to powiedzieć.W tymmomencie jednak wyciągnęła palec, dotknęła grzbietu jego nosa pomiędzy oczami i odkrył, żenie może już mówić.112 Pstryknęła palcami.Brevis i cap posłusznie stanęli pomiędzy dyszlami wózka.Brevisa zdu-miało odkrycie, że chodzi teraz na czworakach i jest nie wyższy niż stojące obok zwierzę.Czarownica strzeliła z bata i powozik potoczył się błotnistą drogą, ciągnięty przez paręidentycznych rogatych białych capów.* * *Włochaty człowieczek zabrał podarte spodnie, płaszcz i kamizelkę Tristrana i, pozostawia-jąc go owiniętego w koc, pomaszerował do wioski, przycupniętej w dolince pomiędzy trzemaporośniętymi wrzosem wzgórzami.Tristran siedział posłusznie pod kocem w miłym wieczornym cieple.W krzaku głogu za jego plecami rozbłysły światełka.Z początku wydało mu się, że widziświetliki albo robaczki świętojańskie.Gdy jednak przyjrzał się uważniej, przekonał się, że tomaleńcy ludzie; maciupeńkie, migoczące postaci przeskakiwały z gałęzi na gałąz.Chrząknął.Spojrzało na niego kilkanaście maleńkich oczu.Część niezwykłych istot znik-nęła, inne wycofały się wysoko w głąb krzaku głogu, jednakże garstka śmiałków podleciała kuniemu.113 Zaczęli się śmiać wysokimi, melodyjnymi głosikami, wskazując na Tristrana, jego znisz-czone buty i koc, bieliznę i melonik.Tristran oblał się ciemnym rumieńcem i szczelniej owinąłkocem.Jeden z maleńkich ludzików zaczął śpiewać:Hocyku pocykuMłodzieniec w kocykuW nadziei promykuZa gwiazdą gna.DeterministyczniePrzez Czarów Kraje mknieZrzuć koc więc, wędrowczeI pokaż, ktoś zacz.Drugi mu zawtórował:Tristran ThornTristran Cierń114 Nie wie, po co zrodził się.Przysiągł był miłości swej,%7łe odnajdzie gwiazdy cień.Siedzi smutny, nie wie, żeUkochana wzgardzi wnetTą miłością, zdradzi ją.WistranBistranTristranThorn. Odejdzcie, niemądre istoty. Twarz Tristrana płonęła.Nie mając pod ręką niczegoinnego, rzucił w stworki melonikiem.I kiedy włochaty człowieczek wrócił z wioski Uciecha (czemu ją tak ochrzczono, nikt niepotrafił rzec, była bowiem ponurym, niegościnnym miejscem, i to od niepamiętnych czasów),zastał Tristrana siedzącego z gniewną miną obok krzaku głogu, owiniętego w koc i opłakującegoutratę kapelusza.115  Mówili okrutne rzeczy o mojej miłości  rzekł Tristran. O pannie Victorii Forester [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl