[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podejrzewam, że moja twarz wyrażała taki sam ból jak jego.Skinął głową przez łzy.Między nami panował pokój.Uklękliśmy, by zbadać kobiety.Patrzył zmartwiony, jak dotykam szyi Pupilki.— Nic jej nie będzie — oznajmiłem mu.Pani również, ale tym się nie przejmował.Zastanawiałem się, czego w tym momencie oczekiwała każda z tych kobiet.Na ile ulegną przeznaczeniu.Skończyła się ich władza nad światem.Pupilka nie miała pola ochronnego, a Pani czarnoksięskiej mocy.Stały się sobie równe.Usłyszałem wrzask.Dywany Schwytanych spadały, jak ka­mienie.Wszyscy byli Schwytanymi przez Panią, a po tym, co wydarzyło się na Równinie, upewniła się, że podzielą jej los.I tak się stało.Wkrótce byli martwi.Niewiele magii zostało w tej okolicy.Tropiciel także odszedł, śmiertelnie zraniony przez Dominatora.Wierzę, że umarł szczęśliwy.Ale to jeszcze nie był koniec.O nie.Został jeszcze Kruk.Pięćdziesiąt stóp od nas uwolnił się od Pudełka i ruszył przed siebie z wzrokiem utkwionym w Pani.Pragnienie pomszczenia Pupilki opętało go całkowicie.No, Konowale? Pozwolisz mu to zrobić?Dłoń Pani drgnęła w mojej.Jej puls był słaby, ale jednak był.Może.Może uda mi się go nastraszyć.Podniosłem łuk i strzałę, którą wyciągnąłem z Kulawca.— Kruku, stój!Nie usłuchał.Nie sądzę, żeby w ogóle mnie słyszał.Do diabła! Jeśli się nie zatrzyma.Sytuacja wymykała mi się spod kontroli.— Kruku! — Napiąłem łuk.Zatrzymał się i popatrzył na mnie, jakby próbował przypo­mnieć sobie, kim jestem.Na całym polu bitwy zaległa cisza.Oczy wszystkich były zwrócone na nas.Milczek przestał odciągać Pupilkę i dobył miecza, pewny, że znalazł się między nią a potencjalnym niebezpieczeństwem.To zabawne, ale obaj, jak bliźniacy, stanęliśmy w obronie kobiet, których serc nigdy nie mogliśmy mieć.Jednooki i Goblin poszli za naszym przykładem.Nie miałem pojęcia, gdzie stali, ale nie chciałem, żeby się wtrącali.To była sprawa miedzy Krukiem a Konowałem.Cholera.Cholera.Cholera, przeklinałem.Dlaczego on me może po prostu odejść?— Już po wszystkim, Kruku.Nie trzeba więcej zabijać.— Chyba mówiłem coraz głośniej.— Słyszysz? Jest remis.Zamiast na mnie, spojrzał na Milczka i Pupilkę i ruszył w ich stronę.— Chcesz być następnym trupem? — A niech to! Jego nikt nie mógł nastraszyć.Czy byłem w stanie to zrobić? Nie miałem wyboru.Jednooki podszedł bliżej.— Co robisz, Konowale?Drżałem.Wszystko, prócz rąk i ramion, bolało mnie od napinania łuku.Z trudem utrzymywałem strzałę.— Co z Elmo? — zapytałem przez ściśnięte gardło.— Co z Porucznikiem?— Niedobrze — odpowiedział.W głębi serca znałem prawdę.— Nie żyją.Dlaczego nie odłożysz łuku?— Dopiero, kiedy on odłoży miecz.— Elmo był moim najlepszym przyjacielem przez więcej lat niż mogłem zliczyć.Łzy przesłoniły mi obraz.— Odeszli.Obowiązek dowodzenia spada na mnie, tak? Jestem najstarszym oficerem, jaki przeżył? Tak? A więc moim pierwszym rozkazem jest zawarcie pokoju.Pani poświęciła się, żeby było to możliwe.Dopóki żyję, nikt jej nie tknie.— Więc zmienimy to — oznajmił Kruk i ruszył w moją stronę.— Ty uparty głupcze! — wrzasnął Jednooki i rzucił się na Kruka.Słyszałem, że Goblin po wtórzył jego słowa, jak papuga.Za późno.Obaj za późno.Kruk miał w sobie więcej ognia niż ktokolwiek przypuszczał, a do tego był szalony.— Nie! — wrzasnąłem i wypuściłem strzałę.Trafiła Kruka w biodro.Jego zapał ostygł.Gdy upadł, na jego twarzy pojawił się wyraz zdziwienia.Wypuścił z ręki ośmiostopowy miecz i spojrzał na mnie, jakby nadal nie mógł uwierzyć, że jednak nie blefowałem.Samemu trudno było mi w to uwierzyć.Pudełko zawył i zaatakował mnie.Obrzuciłem go ponurym spojrzeniem i ogłuszyłem końcem łuku.Zatoczył się i upadł obok Kruka.Znów zapanowały cisza i spokój.Wszyscy patrzyli na mnie.Przełożyłem łuk przez ramię.— Dogadaj się z nimi, Jednooki — poleciłem.Pokuśty­kałem do Pani, przyklęknąłem i wziąłem ją na ręce.Była bardzo lekka i krucha jak na kogoś, kto budził taką trwogę.Podążyłem za Milczkiem ku temu, co zostało z miasta.Koszary nadal płonęły.Niosąc kobiety, tworzyliśmy dziwny pochód.— Wieczorem zebranie Kompanii — zawołałem jeszcze do niedobitków.— Przyjdźcie wszyscy.Nie wierzyłem, że jestem do tego zdolny, dopóki tego nie zrobiłem.Niosłem ją przez całą drogę do Niebieskiego Willy'ego, a kostka zaczęła mnie boleć dopiero, gdy ją postawiłem.59.OSTATNI ZAPISWkuśtykałem do Niebieskiego Willy'ego, podtrzymując Pa­nią jednym ramieniem i używając łuku jak laski.Myślałem, że oszaleję z bólu.Z całej gospody ocalała tylko wspólna izba.Posadziłem Panią w fotelu.Była słaba, blada i półprzytom­na, pomimo zabiegów moich i Jednookiego.Starałem się nie spuszczać z niej oczu.Nasza sytuacja była fatalna.Jej ludzie nie mieli już powodu do okazywania nam sympatii, a ona sama stanowiła dla siebie większe zagrożenie niż Kruk czy moi kompani.Popadła w stan kompletnego załamania.— Czy to już wszyscy? — zapytałem.Byli tam Goblin, Jednooki i Milczek.I nieśmiertelny Otto, ranny w każdej akcji Kompanii, ze swoim wiecznym utrapieniem, Hagopem.Z młodszych przeżył Murgen, nasz sztandarowy, i trzech innych.No i, oczywiście, Pupilka, która siedziała obok Milczka i kompletnie ignorowała Panią.Kruk i Pudełko zjawili się bez zaproszenia.Kruk przybrał ponurą minę i zdawał się panować nad sobą.Przez cały czas wpatrywał się w Pupilkę.Siedziała smutna.Doszła do siebie prędzej niż Pani.Pomogła jej świadomość, że wygrała.Ignorowała Kruka wytrwałej niż Panią.Toczyła się miedzy nimi walka.Pupilka wyraźnie okazywała niezadowolenie, ponieważ nie sprostał łączącemu ich uczuciu.Nie odtrąciła go.Nie wyrzuciła ze swego serca, lecz w jej oczach nie był godny jej miłości.Na dodatek powiedział jej kilka bardzo nieprzyjemnych rzeczy o Milczku, którego, co było oczywiste, darzyła sympatią, ale nic poza tym.Doprowadziło ją to do wściekłości.Kątem oka śledziłem jej gwałtowną gestykulacje.Oznajmiła, że nie zamierza być na­grodą w jakiejś męskiej rozgrywce, że nie będzie księżniczką z bajki, przyglądającą się głupim i niebezpiecznym wyczynom konkurentów do jej ręki.Podobnie jak Pani, zbyt długo pełniła obowiązki dowódcy, by zaakceptować rolę przeciętnej kobiety.W głębi duszy nadal była Białą Różą.Kruk był bardzo nieszczęśliwy.Nie został ostatecznie od­rzucony, lecz wiedział, że ma przed sobą długą drogę, jeśli chce odzyskać względy Pupilki.Na początek kazała mu uporządkować sprawę dzieci.Było mi trochę żal tego faceta.Znał tylko jedną rolę — twardziela, a ta już przebrzmiała.Jednooki przerwał moje rozmyślania.— Tak, Konowale.To już wszyscy.Zapowiada się duży pogrzeb.Rzeczywiście.— Mam skorzystać z prawa jedynego starszego oficera, który przeżył, czy chcesz wypróbować swoje zdolności jako starszy brat?— Zostawiam to tobie.— Nie był w nastroju do zajmo­wania się czymkolwiek.Ja też nie, ale dziesięciu z nas nadal żyło i otaczali nas potencjalni wrogowie.Musieliśmy podjąć kilka decyzji.— W porządku.Zaczynamy oficjalne zebranie Czarnej Kompanii, ostatniej z Wolnych Kompanii Khatovaru.Straci­liśmy kapitana, więc pierwszą sprawą jest wybranie nowego dowódcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl